12. Jeden z nas

35 5 3
                                    

Niebieskie oczy sunęły po każdej najmniejszej beczce czy skrzyni, która gwarantowałaby kryjówkę. Paznokcie wystukiwały o drewnianą ściankę dawną melodię, zasłyszaną gdzieś w dzieciństwie.

- Przebiegnijcie za tymi skrzyniami, a potem ukryjcie się za tamtym budynkiem - rzekła, nie odrywając wzroku od szwędających się żołnierzy. W drugiej ręce nerwowo obracała kostkę do gry.

Blondynka skinęła głową, po czym powoli wysunęła się z kryjówki i puściła się pędem, modląc się, aby nikt jej nie zauważył. Kiedy skryła się za wysoką ścianą, odgradzającą port od hotelu, brunetka zerwała się do biegu.

- Dziwne... - mruknęła pod nosem, wciąż ściskając kostkę do gry. Jej wzrok ani na moment nie odwrócił się od żołnierzy patrolujących port.

Kiedy Dehya zniknęła za ścianą, wiedział, że przyszła kolej na niego. Powoli podniósł się i mimo woli powąchał powietrze. Dziwne, nie potrafił dostrzec nowych zapachów. Czuł leśną woń od Lumine, duszący zapach chemikaliów Doktora oraz delikatny aromat nikotyny, zapewne od Kafki i jej papierosów. Jednak nie wyczuwał niczego od kręcących się dookoła żołnierzy.

Oprzytomniał dopiero, wtedy kiedy Kafka szturchnęła go w bok.

- No idźże już - o dziwo wyglądała poważniej niż zazwyczaj. Uśmiech zniknął z jej twarzy, a w oczach przestała błyszczeć ta charakterystyczna iskierka radości. - Idźże albo sama cię wypchnę.

Ledwo Kafka zdążyła skończyć mówić, a Roderich już znajdował się w połowie drogi. Kątem oka spojrzał jeszcze na rekrutów z Fatui. Poruszali się powolnym, niemalże ospałym tempem. Mijali się wielokrotnie, jednak żaden z nich nawet nie zaczął rozmowy. Jednak Roderich nie miał ochoty dać się złapać, a przy okazji sprawdzić, czy każdy ma gębę zamkniętą na kłódkę, więc ruszył do przodu.

Powolnym krokiem ruszyła za resztą ferajny. Cały czas zerkała na rekrutów. Coś było nie tak w sposobie, jaki się poruszali. Chodzili jak bezmózgie maszyny, które ktoś nastawił, aby podążali tą samą ustaloną ścieżką. Widziała coś podobnego już wcześniej. Jej kuzyn, który pałał się tworzeniem wynalazków, pokazał jak działają metalowe psy, których zadaniem było patrolowanie w nocy okolic kasyna. Zwierzęta poruszały się w identyczny sposób. Zawsze w linii prostej, tą samą trasą i nigdy nie zbaczały z kierunku.

Kafka wsunęła się za ścianę i oparła się o budynek. Lumine i Dehya mówiły coś do siebie pod nosem, a Roderich skrzyżował ręce na piersiach i wpatrywał się w jakiś punkt przed sobą. Jego ogon poruszał się raz w prawo, raz w lewo.

- Doktor faktycznie opuszcza Sumeru... - szepnęła Lumine i delikatnie wychyliła się zza ściany. - Poszło szybciej, niż się spodziewałam.

Nagle Roderich poczuł nieprzyjemny ścisk w klatce piersiowej. Coś go gryzło od środka. Może to ta cholerna świadomość, że ukrywa przed Lumine wszystkie informacje od Doktora. Po części czuł się, jakby zdradził swoją przyjaciółkę, ale z drugiej strony nikogo nie powinno interesować co i z kim robi. Nie jest pieprzonym kolaborantem, tylko lekarzem, który potrzebuję małej pomocy do badań.

Nagle Lumine i Dehya zamarły w miejscu. Kafka, z lekką niechęcią, przestała bawić się kostką do gry, po czym podniosła wzrok.

Doktor, który wcześniej stał odwrócony plecami do nich, spojrzał w stronę muru, za którym się chowali. Mężczyzna leniwie uniósł prawą dłoń.

- Czy on do nas pomachał? - Kafka uniosła brew, spoglądając z niedowierzaniem na pozostałych towarzyszy.

- Pora się pożegnać... Nieprawdaż Roderichu?

The Placebo EffectOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz