10. Przed moim czasem

36 7 4
                                    


Sumeru jest bardzo ładne, ale pustynia to największa trudność jaką do tej pory napotkał. Nienawidził słońca, które świeciło tak jasno, że czuł się jak w piekarniku. Piasek wpadał mu do butów i drażnił go. Mało brakowało, a parę razy wszedłby na skorpiona, który drzemał zakopany pod ziemią.

Oparł się o wielki kamień i po raz kolejny wysypał garść piachu z buta. Miał już dosyć pustyni, najchętniej wróciłby do stolicy, ale musiał kontynuować swoje badania. Wytarł rękawem strużkę potu po czym ruszył dalej.

Miał nadzieję, że jego poszukiwania nie pójdą na marne i szpital wciąż jest w nienaruszonym stanie. Kto wie może ostały się jakieś dokumenty o pacjentach. Co jakiś czas zerkał na mapę upewniając się, że idzie w dobrym kierunku.

Im dalej szedł tym więcej miał najczarniejszych scenariuszy. Co jeżeli szpital został zrujnowany? A może to wszystko pułapka? Roderich nigdy nie znajdował się tak blisko jakiegokolwiek Harbingera, ale wiedział, że Fatui oznacza kłopoty. Doktor był bardzo specyficzną personą. Roderich czuł się jakby rozmawiał z kompletnie dwoma różnymi osobami.

Powietrze robiło się gęstsze, a droga coraz bardziej kręta. Ponownie zerknął na mapę. Był blisko, jeszcze tylko parę metrów. Po chwili podniósł wzrok i ujrzał przed sobą parę opuszczonych budynków. Czyli to jest ten sławny szpital. Roderich schował mapę do torby po czym powoli podszedł bliżej.

Tynk niemalże cały osunął się ze ścian, a gdzieniegdzie roślinność już zaczęła swoje podboje pnąc się coraz wyżej i wyżej. Roderich zajrzał do jednego z pobocznych budynków. Zapewne tu trzymano pacjentów kiedy reszta szpitala była przepełniona. Pomieszczenie było niesamowicie klaustrofobiczne. Brakowało okien, a na podłodze leżały dwa materace, z czego jeden ubrudzony był czymś brązowym. Zapewne była to zaschnięta krew. Roderich czubkiem buta podniósł łoże, a spod spodu wylazły robaki. Mężczyzna natychmiast wysunął buta po czym wyszedł z budynku. Kto wie czy te insekty nie są zarażone, a on zdecydowanie nie chciał złapać jakiegoś bakcyla.

Kiedy wszedł do głównego budynku poczuł jak duszne i zimne jest pomieszczenie. Próbował otworzyć wielkie drzwi, ale okazało się, że są zamknięte. Zapewne zostały przysypane piaskiem od środka. Nagle zauważył wielką, drewnianą klapę w podłodze. Roderich, bez chwili namysłu, pociągnął za metalowy uchwyt. Przykrywa otworzyła się z głośnym skrzypieniem. Roderich poczuł jak po jego kręgosłupie przebiega dreszcz. Czuł się jakby był pod stałą obserwacją. Wyjrzał ze szpitala i ujrzał czarnego, wielkiego kruka siedzącego na rozwalonym murze. Ptak przesunął głowę delikatnie na bok. Jego czarne oczy wpatrywały się w profesora.

- Głupie ptaszysko... - mruknął pod nosem czerwonooki. Nie ukrywał, że ptaszydło wzbudziło w nim niepokój. Wrócił do szpitala po czym powoli zszedł po drabinie na sam dół. Przełknął nerwowo ślinę, a sierść na ogonie najeżyła się. Szedł powoli korytarzem, a jego buty wojskowe stukały o posadzkę. Serce, z każdym krokiem, waliło mu coraz mocniej.

Zatrzymał się w pomieszczeniu, które wyglądało jak przedpokój. Po jego lewej stronie dostrzegł szafę z dużą ilością papierów. Podszedł bliżej i dotknął jednej kartki. Tusz był zamazany, nie był wstanie odczytać nawet słowa. Odłożył zwój po czym podszedł do niewielkiej szafki nocnej, na której leżała karteczka z napisem "Posiłki w tym tygodniu". Nawet na to nie spojrzał. Nic ciekawego.

Poszedł dalej i, na kamiennej kolumnie, zauważył kolejną karteczkę. "Notatka awaryjna" głosił napis na samej górze strony. Roderich przyjrzał się bliżej, ale była to tylko informacja o słabej kondycji pacjenta. Odwrócił się i za plecami ujrzał kolejną kartkę. "Zmiana godzin pracy w tym tygodniu". Podszedł bliżej aby doczytać nazwiska. To może być coś ciekawego. W poniedziałek pracował jakiś Ibrahim, natomiast nazwisko lekarza, pod napisem "wtorek", jest całkowicie zamazane. Wyjął aparat i szybko zrobił zdjęcie tej notatki.

The Placebo EffectOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz