15. Miejsce, w którym to się stało

34 5 1
                                    

Doktor wydawał się być naprawdę zachwycony eksperymentem. Chodził wokół wielkiej tuby, mruczał coś pod nosem. Roderich stał trochę z boku, co dało mu lepszy widok na profil mężczyzny. Pod maską widział mocno zarysowaną szczękę. Nie był osobą, która zagaduje do kogoś tylko dlatego, że podoba mu się fizyczny wygląd. Zachowanie czy psychika jednostki to jest coś, co go interesuje najbardziej. Jednak w tym przypadku musiał przyznać, że Doktor z profilu wyglądał naprawdę przystojnie. Ciekawiło go, co dokładnie skrywał pod maską. Roderich wiedział, że niektórzy chowają swoje blizny ze wstydu, ale on nie wyglądał na takiego. Zżerała go, ciężka do pohamowania, ciekawość.

- Zastanawia mnie jedno - Roderich niemalże drgnął, ale Doktor nie zauważył tego. - Skąd pozyskałeś tkanki innego mieszańca? Chyba, że jesteś tak szalony i użyłeś swoich własnych.

Roderich poczuł jak żołądek podszedł mu do gardła. Liczył, że to pytanie nigdy nie padnie. Serce zaczęło bić mocniej, a na karku już czuł kropelki potu. Pierwszy raz nie wiedział co powiedzieć. Mógł skłamać, w końcu robił to wielokrotnie, aby odsunąć od siebie natrętów. Kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą. Jednak z drugiej strony Doktor może być jedyną osobą, która usłyszy całą prawdę o krwawym incydencie spowodowanym przez Rodericha za czasów studiów.

- Użycie własnej tkanki byłoby idiotyczne - starał się mówić tym samym spokojnym i monotonnym tonem co zawsze. - Skąd pozyskałem materiał do badań jest nieistotny. Jako lekarz mam swoje prywatne sposoby.

Na szczęście Rodericha, Doktor nie dopytywał o więcej szczegółów. Temat zszedł na inny i profesor odetchnął z ulgą mając nadzieję, że krwawa tajemnica nigdy nie wyjdzie na jaw.

***

Oszukanie Azara poszło sprawniej niż Lumine się spodziewała. Przez chwilę obawiała się czy uwierzy w szaleństwo Alhaithama, ale łyknął całą bajeczkę, jak młody pelikan. Pierwsza część planu wykonana, teraz wystarczy posiedzieć trochę w podziemiach dopóki Dehya albo Cyno ich nie uwolni.

Prowizoryczna cela więzienna nie była taka zła, gdyby nie liczyć chłodu oraz wilgoci. W pomieszczeniu panował półmrok i było tak nienaturalnie cicho. Nawet Paimon przez dłuższy czas nic nie mówiła, tylko wzrokiem śledziła zacienione kąty, jakby coś tam siedziało i tylko czekało na odpowiedni moment.

- Coś tam jest! - Paimon nagle pisnęła, chowając się za plecami Lumine. Ta już miała ochotę ją zganić, że nic tam nie ma i zapewne to tylko zwidy spotęgowane ponurą atmosferą, ale jak na zawołanie coś mignęło w cieniu.

Lumine zacisnęła pięść, przysuwając się mocniej do ściany. Świeca paląca się obok dawała jej złudne poczucie bezpieczeństwa, jest niczym dziecko chowające się pod kołdrą, myśląc, że w ten sposób potwór spod łóżka jej nie znajdzie. Bez broni czuła się bezbronnie, jak ofiara, która wpadła w pułapkę drapieżnika i zorientowała się, że nie ma dokąd uciec.

Przełyka głośno ślinę i pomimo lęku decyduje się podejść bliżej. Jak to się mówi strach ma wielkie oczy, może to coś w cieniu to tylko przerośnięty pająk, albo szczur w gorszym przypadku.

Kiedy tylko stanęła w zacienionym miejscu poczuła silne uderzenie w bok. Zatoczyła się na bok, prawie tracąc równowagę, ale ledwo udało jej się utrzymać na nogach. Coś ponownie zaatakowało, tym razem tnąc po kolanach. Lumine upadła i na ślepo próbowała się bronić, jednak przeciwnik był szybszy. Nagły ciężar na klatce piersiowej spowodował falę paniki w umyśle. Szarpała i wierzgała, ślepo uderzała powietrze, jednak ciosy trafiały w nicość.

Nagle czyjeś dłonie zacisnęły się wokół jej szyi. Czuła jak powoli ktoś zabiera dostęp do cennego tlenu. Spanikowała i gwałtownie ruszyła kolanem, kopiąc przeciwnika w brzuch. Ktoś syknął i odskoczył w cień. Lumine natychmiast podniosła się, rozglądając się dookoła.

The Placebo EffectOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz