6. Jedno jabłko dziennie trzyma lekarza z dala ode mnie

30 3 2
                                    

Roderich miał zamiar wstać wcześnie i wybrać się do lasu, ale wszystko szlag trafił kiedy w końcu spojrzał na zegarek. Dochodził wieczór, a to oznaczało nici z jego wyprawy. Wolał nie pałętać się po nocy w obcym miejscu. Oparł się o blat i zaczął popijać kawę. Skrzywił się po pierwszym łyku. Nie było to takie dobre jak w Mondstadt. Mondstadt... Roderich zaczął odczuwać tęsknotę za rodzinnym miastem. Wprawdzie Sumeru też było bardzo ładne, ale jednak brakowało mu znajomych zapachów i ludzi. Dopił kawę po czym odłożył szklankę do zlewu. Skoro nie może iść w teren to chociaż poszwenda się po mieście.

Wychodząc zerknął na recepcję. Zdziwił się kiedy nie zobaczył tej miłej pani za blatem, która zawsze tam stała i uśmiechem zachęcała turystów do zatrzymania się tutaj. Może zrobiła sobie jeden dzień wolnego? W sumie Roderichowi też przydałby się odpoczynek. Dzień w dzień piszę grube tomiszcza ksiąg akademickich niszcząc przy tym zegar biologiczny.

Na ulicy zdziwił się jeszcze bardziej kiedy nie zobaczył nikogo. Wszyscy siedzieli w domach? Nie, to nie możliwe. Przecież właśnie wieczorami plątało się tu najwięcej ludzi. Roderich odruchowo podszedł do niewielkiego budynku, w którym przesiadywała Katheryne. Może przyszedł list od Lisy?

- Katheryne? - mężczyzna zerknął do środka jednak jej też nie zastał. Co się dzisiaj dzieje w tym mieście? Odsunął się i zastrzygł uszami. Może coś usłyszy? Znajomy dźwięk bądź głos. Do jego uszu dotarł szelest liści, który powodował wiatr. Znad rzeki dochodziło przyjemne szumienie. Nagle usłyszał znajomy piskliwy głos Paimon. Natychmiast ruszył w stronę dźwięku. Minął zakręt i niemalże wpadł na Podróżniczkę.

- Nigdy nie sądziłem, że ucieszę się po usłyszeniu Paimon - mężczyzna zerknął na blondynkę. Za jej plecami stała Katheryne. Dziwne... Czy ona też wzięła dzień wolny? - W każdym razie co tu się dzieje?

Katheryne i Lumine spojrzały po sobie. Roderich czuł się coraz bardziej skonfundowany. Coś się złego działo, tyle udało mu się wywnioskować po ich minach.

- Roderich obiecuję ci wszystko powiedzieć, ale potem. Musimy iść teraz pod Akademię - towarzystwo pobiegło zostawiając mężczyznę z tyłu. Brunet nie mając wyboru poszedł za nimi.

Pod drzwiami Akademii zebrał się spory tłum. Zwierzęce uszy Rodericha drgnęły. Czuł w kościach narastające napięcie. Lumine i Katheryne poszły przodem, a mężczyzna powoli sunął się za nimi.

- Ah w końcu bohaterka Teyvatu zaszczyciła nas swoją obecnością - Roderich drgnął, a jego ogon napuszył się. Ten głos... Nie to niemożliwe...

- Ty jesteś... - zaczęła Katheryne patrząc na mężczyznę powoli zmierzającego w ich stronę. - Wygnańcem wypędzonym z Akademii...

- Owszem, chociaż w dzisiejszych czasach nazywają mnie Doktorem.

Roderich przełknął nerwowo ślinę. Doktor... Harbinger znany jako Doktor... Brunet podniósł wzrok i poczuł jak zasycha mu w gardle. Ta sama maska, ten sam dziwny strój. Roderich natychmiast przywołał swój claymore po czym doskoczył do Lumine i Katheryne. Osłonił je własnym ciałem. Tłum ludzi powoli zaczął ich otaczać.

- Mieszkańcy Sumeru... Coś ty im zrobił? - Katheryne zacisnęła pięści. Doktor uśmiechnął się pod nosem.

- Oh, delikatnie ulepszyłem ich Akasha Terminal - mężczyzna powoli podchodził w ich stronę.

Nagle Roderich wbił w ziemię czubek miecza. Wokół nich pojawiła się wielka, złota tarcza złożona z otwartych ksiąg. Jego geo wizja błyszczała jasnym światłem. Zdawał sobie sprawę, że nadużywa swoich mocy co mogło skończyć się tragicznie. Katheryne podeszła bliżej i położyła dłoń na jego ramieniu. Mężczyzna zacisnął mocniej szczękę. Całe jego ciało niemiłosiernie bolało.

Nagle Katheryne zasłoniła Rodericha i powiedziała coś czego mężczyzna nie zrozumiał. W uszach szumiała mu krew utrudniając rozpoznanie słów. Jego źrenice rozszerzyły się kiedy zobaczył, że Akasha Terminal wszystkich mieszkańców wraca do normy. Katheryne? Czy ona właśnie? Nie to nie możliwe...

- Uciekajcie! Spotkamy się poza miastem! - głos Katheryne brzmiał dziwnie.

Roderich spojrzał na Lumine, która już wyciągała rękę aby go chwycić za ramię. Mężczyzna odepchnął ją za pomocą tarczy.

- Dam sobie radę... - próbował delikatnie się uśmiechnąć udając, że nic go nie boli.

Nie było czasu na dłuższe zastanowienie się. Lumine pobiegła ile sił w płucach w dół drogi. Kiedy dziewczyna zniknęła za rogiem tarcza Rodericha pękła. Mężczyzna zatoczył się w bok próbując ignorować zawroty w głowie. Zacisnął palce na claymorze i oparł się o niego. Jego klatka piersiowa poruszała się szybko.

- Cóż to za heroiczny akt odwagi... - Harbinger podszedł bliżej do Katheryne. Pochylił się tak, że ich twarze znalazły się niebezpiecznie blisko. - Więc to ty musisz być Bogiem Mądrości...

Źrenice Rodericha rozszerzyły się. Bóg Mądrości? Lesser Lord Kusanali? Nie to niemożliwe. Przecież bogowie nie mieszają się w sprawy ludzi. Nerwowo przełknął ślinę. Nie mógł uwierzyć, że przez ten cały czas stała przy nim Lesser Lord Kusanali. Roderich podniósł się i resztkami sił odepchnął kobietę na bok.

- Profesor Vesperi cóż to za miłe spotkanie - Doktor uśmiechnął się pod nosem. - Spytałbym jak ci idą badania nad antycznymi maszynami, ale nie mam teraz czasu.

Roderich zagryzł dolną wargę. Poczuł jak zimny pot spływa mu po karku. Jego claymore powoli wysunął mu się z palców i upadł na ziemię. Harbinger zaśmiał się cicho pod nosem. Jego palce powoli dotknęły szczęki Rodericha. Mężczyzna jęknął cicho z bólu. Całe jego ciało piekło niemiłosiernie. Poczuł jak znowu kręci mu się w głowie, a powieki stają się coraz bardziej cięższe. Harbinger odsunął się od mężczyzny. Roderich jęknął z bólu i osunął się na ziemie.

***

Lumine oparła się o drzewo dysząc ciężko. Płuca ją bolały jakby przebiegła maraton.

- Ten gość z Fatui był straszny - pisnęła Paimon. - Jak dobrze, że uciekłyśmy...

Nagle Lumine usłyszała jak ktoś ją woła. Podniosła się i odwróciła głowę. Zobaczyła zdyszaną Nahidę w ciele Katheryne.

- Zaraz... Gdzie jest Roderich? - Lumine spojrzała dookoła spanikowana. Mężczyzny nigdzie nie było widać. - Czy my go zostawiłyśmy na pastwę Harbingera?

Blondynka nerwowo przełknęła ślinę. Miała cichą nadzieję, że mężczyzna jednak jakoś się uratował.

- Ale on chyba przeżyje, prawda? - nawet Paimon, pomimo niechęci do starszego, była zmartwiona.

- Miejmy taką nadzieję... Nahida nie możemy po niego wrócić? - Lumine spojrzała na kobietę z nadzieją w oczach.

- Przykro mi, ale musimy liczyć na to, że jakoś uratował się. W mieście jest teraz zbyt niebezpiecznie. Musimy skryć się w bezpiecznym miejscu.

Lumine skinęła tylko głową. Poczuła nieprzyjemne ukłucie w sercu, nie chciała stracić jednego z najbliższych przyjaciół.

***

Boli... Wszystko go tak cholernie boli. Nie potrafi nawet otworzyć powiek i zorientować się co się dzieje. A może on już nie żyje? Może Harbinger skrócił jego żywot korzystając z nieprzytomności Rodericha? Nie, to chyba niemożliwe. Wnioskując, po opisie Tighnariego, Doktor raczej nie pozbawiłby go życia tak łatwo.

Nagle coś usłyszał... Jakby czyjś głos? A może to tylko omamy przedśmiertne. Poczuł na swoim ramieniu czyjeś dłonie...

- Profesorze? Słyszy mnie profesor?

Wszystko boli... Tak niemiłosiernie boli...

- Profesorze!

Nagle wszystko ucichło jak makiem zasiał... Ból... Nie czuł już bólu. Cóż to za błogi stan... Błogi stan nieświadomości... 

The Placebo EffectOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz