17. Ars Moriendi

15 5 0
                                    

- To wszystko wina profesora Vesperi! Ja nic nie wiem! - Azar przyszpilony do ściany przez włócznie wsypał wszystkie osoby, które pomagały w jego planach.

- Bardzo dobrze, może wyjdziesz z tego cało - mruknął Cyno spokojny jak zawsze, tak jakby na szali nie miał dalszego losu Azara. - Coś jeszcze?

- Przejście pod moim biurem! Ja nie miałem nic wspólnego z tym, co profesor tam robił! Dostarczyłem mu tylko parę materiałów!

- A jednak brałeś w tym udział, wprawdzie pośrednio, ale wciąż - Alhaitham podniósł wzrok znad książki, jakby zainteresował się tylko tym, co skrywały podziemia. - Może powiesz coś więcej, co tam się działo? Przecież Vesperi musiał czymś wspomnieć.

Azar nerwowo spoglądał raz na Cyno, raz na Alhaithama. Znowu zaczął powtarzać w kółko te same słowa, jak zepsuta pozytywka. Młodzieńcy wymienili ze sobą spojrzenie, po czym Cyno przyprowadził Azara do dwóch strażników.

- Zamknijcie go i dobrze pilnujcie. Jeśli do rana nie powie niczego więcej, ześlijcie go na pustynię jako formę wygnania.

Strażnicy pokiwali prędko głowami, zabierając więźnia. Alhaitham odłożył czytadło na bok i podniósł się z krzesła. Miał ochotę zakończyć ten cały bałagan, ale do ostatecznego porządku brakowało im tylko złapanie profesora i osądzenie go.

- Jeśli masz czas to ty idź zobaczyć, co tam się stało - Cyno zacisnął mocniej palce na włóczni. - Weź Lumine, w końcu ona zna Vesperiego najdłużej.

- Jestem lekko zdziwiony, że ty nie chcesz tego sprawdzić. Zawsze rwałeś się do takich spraw - Alhaitham uśmiechnął się lekko pod nosem.

- Wyjątkowo dzisiaj mam inną pilną sprawę do załatwienia - Cyno tak szybko, jak się pojawił, również zniknął prędko, zostawiając Alhaithama samego.

***  

Ucieczka z miasta okazała się trudniejsza, niż spodziewał się na początku. Wzmożona ilość straży na ulicy skutecznie odcięła mu skrótowe przejścia. Pozostała mu ucieczka wzdłuż strumienia. Nawet teraz, kiedy stał na suchej trawie, wciąż czuł wodę w butach i przemoknięte nogawki.

Dolina Ardravi, jak zawsze, prezentowała się niesamowicie. Z wyższych punktów dało się dostrzec panoramę Portu, a nawet niewielki widok na bezkresne wody. Oczywiście największe wrażenie robił gigantyczny Ruin Guard, ten sam, w którym Roderich miał jedno z wielu spotkań z Doktorem.

Profesor przystanął przy Statule Siedmiu i spoglądał na okoliczny widok. Zastanawiał się, co miał dalej zrobić. Mógł znaleźć statek, który zabrałby go do Liyue, a potem prosto do Miasta Wolności, ale jeśli jest poszukiwany, to głupotą byłoby chodzić w miejscu publicznym. Oczywiście zostawała mu piesza droga, ale nie miał ochoty chodzić po górach, ani mijać miejsca, gdzie urzęduje Tighnari. Tam również kręci się za dużo ludzi. Żadna z opcji nie była wystarczająco dobra.

Cichy szelest parę metrów za nim, wyprowadził go ze spokojnego stanu. Ogon delikatnie napuszył się, a uszy drgnęły lekko. Odwrócił się, a jego wzrok skrzyżował się z Cyno.

- Nasz ostatni pojedynek nie był do końca uczciwy - stopniowo zaciskał palce na włóczni, a wizja świeciła się lekko.

- Fakt, pomimo krótkiego pobytu tutaj zauważyłem, jak bardzo lubisz przestrzegać prawo - Roderich wysunął pazury, przygotowując się do nałożenia tarczy i przywołania claymore'u.

Momentalnie Cyno rzucił się do przodu, a dźwięk uderzających o siebie broni rozległ się po lesie.

***

The Placebo EffectOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz