W pierwszej chwili wydawało mu się, że to koniec. W czasie upadku poobijał się o kamienne ściany, a kiedy zderzył się z wodą był już nieprzytomny. A jednak obudził się z głową na miękkiej poduszce w jakimś pokoju z drewnianymi ścianami. Przewrócił się na bok i momentalnie poczuł jak wszystko się buja, albo to jego błędnik znowu wariuje. Powoli wyciągnął rękę spod kołdry i dotknął twarzy, jakby chciał upewnić się czy to nie były dziwne omamy przedśmiertne.
Czuł miękkość skóry pod palcami, a potem pulsujący ból, kiedy omyłkowo dotknął bandaża wokół jego głowy. Na szczęście żył. Gdyby był wierzący zapewne pomodliłby się do znanych Archonów za darowanie mu życia, ale nie miał zamiaru zawdzięczać czegokolwiek sile boskiej.
Jego tok myśli został przerwany, kiedy drzwi gwałtownie otworzyły się, a do środka weszła dobrze mu znana persona.
- Masz dziwne ciągi do pakowania się w kłopoty, profesorze. Na szczęście ja mam medykamenty, które nawet ożywiłyby zmarłego - rzekł widząc zgorzkniałą minę Rodericha. - Twój organizm naprawdę jest odporny na toksyny. Podałem ci mocne leki przeciwbólowe, które powaliłyby nawet konia, ale ty? - usiadł na krawędzi łóżka i podniósł podbródek Rodericha - Przyjąłeś wszystko bez problemu, a toksyny zostały samoistnie wydalone. Byłbyś dobrym materiałem do badań.
- Po moim trupie - mruknął Roderich, a samo powiedzenie w tym przypadku nabrało dosyć komicznego znaczenia. - Gdzie my teraz jesteśmy?
- Na statku mój drogi profesorze, płyniemy do Snezhnaya'i - powiedział, ale widząc oburzenie na twarzy Rodericha natychmiast dodał - Ktoś ważny chciałby się z tobą spotkać, ale to ma być niespodzianka, więc więcej nie zdradzę. A teraz odpoczywaj, czeka nas długa podróż.
***
- Wszystko idzie zgodnie z planem - powiedział Doktor rozsiadając się bardziej na wygodnym fotelu. - Powinni dobić do portu za około trzy dni, może dwa jeśli pogoda im dopisze.
Pierro mruknął tylko pod nosem nawet nie spoglądając na Dottore. Stał plecami do niego i obserwował płatki śniegu powoli opadające na zamarzniętą ziemię. Wyglądał spokojnie, ale w środku wręcz niecierpliwił się na spotkanie z młodzikiem. Ostatni raz widział go, kiedy jako dzieciak buszował po komnatach pałacu. Zastanawiał się, czy już się ustatkował, a może dorobił się własnych pociech.
Czas dłużył się niemiłosiernie, a każda kolejna myśl powodowała coraz większe zniecierpliwienie. Chciał już teraz stanąć z nim twarzą w twarz, spojrzeć w tęczówki, które tak przypominały mu Askeladdona.
***
Roderich poczuł, że statek dobił do portu po nieznośnym zapachu ryb. Zabrał torbę, która o dziwo wciąż była w dobrym stanie i wyszedł z kajuty. Natychmiast pożałował tej decyzji, kiedy zimno uderzyło go znienacka. Co to za okropne miejsce, nie do życia. Nawet Dragonspine wydawało mu się przyjemniejsze.
- Tęskniłem za tym rześkim powietrzem - Omega uśmiechnął się szeroko, widząc profesora w cienkiej koszuli, który kulił ogon jakby jakkolwiek chciał zachować ciepło. - Przyzwyczaisz się szybko - wręczył mu zapasowy gruby płaszcz, po czym zszedł po drewnianej kładce na molo.
Roderich natychmiast zakłada odzienie i szybkim krokiem dołącza do Doktora. Futro wokół kołnierza idealnie chroniła przed chłodnymi powiewami wiatru, a wnętrze było tak miłe w dotyku, że skutecznie służyła jako swego rodzaju bariera ochronna.
Vesperi nie spodziewał się, że Snezhnaya jest taka ponura. Słońca nie było w ogóle widać, tak jakby nawet ono nie chciało mieć nic wspólnego z tym miejscem. Na całe szczęście przestało prószyć, ale pod butami chrupał śnieg tak twardy, że Roderich miał wrażenie jakby stąpał po kamieniach.
CZYTASZ
The Placebo Effect
FanficProfesor Roderich wyruszył do Akademii w Sumeru licząc, że jego badania będą bardziej owocne. Jednak nie spodziewał się, że wplątany zostanie w wielką intrygę. Roderich przeżywa spór pomiędzy rozumem a sercem. Nie wie komu ufać, komu grozić. Cały...