ULGA, RADOŚĆ, ZAKOŃCZENIE- to tylko niektóre z wielu emocji, jakie Ania odczuwała w tej chwili. Ulga, że ktoś ją odnalazł, radość, że jej przyjaciel(?) wrócił, wstyd, jak ją odnalazł.
Ten ostatni intensywnie rośnie. Zwłaszcza po tym, jak zobaczyła, jak jego twarz zmienia się z ponurej na usta wykrzywione w uśmiechu. Tuż przed jej oczami stał sam Gilbert Blythe.
Który urósł, jego głos był nieco głębszy niż wcześniej, a jego włosy też trochę się wydłużyły.Poza tym nie zmienił się zbytnio.
-....Gilbert- to było wszystko, co Anne mogła w tej chwili powiedzieć, zaskoczona widokiem go stojącego przed nią.
-Aniu Shirley-Cuthbert, co do cholery robisz tu sama?-zapytał ją, martwiąc się, że coś mogło się stać jej lub Cuthbertom... ale nie mógł powstrzymać się od chytrego uśmiechu na myśl, że znalazł ją w tarapatach... znowu... tak samo jak za pierwszym razem.
Spotkałem ją w lesie... znowu.. Ta dziewczyna była geniuszem w pakowaniu się w kłopoty. Przez chwilę wydawało się, że nigdy nie odszedł.
-Nie rozumiem, jak możesz znajdować rozrywkę w takiej sytuacji, Blythe.- powiedziała mu dziewczyna, podnosząc nos do góry.
Było jasne, że błędnie odczytała zadowolenie z twarzy Gilberta, co nie było prawdą.
Nawet się z nim nie przywitała... ani nie odpowiedziała na jego pytanie... tak, zdecydowanie ta Anna, którą zapamiętał.
-No cóż, tobie też dobry wieczór, Aniu! -powiedział celowo z uśmiechem na twarzy, mając nadzieję, że to zadzwoni.
-Czy wydaje ci się to dobrym wieczorem?-odpowiedziała szybko Ania broniąc się, gdyż zauważyła, że Gilbert był... wyraźnie!!.... próbował ją jeszcze bardziej upokorzyć.
-Cóż, zależy od tego, co robiłaś...- powiedział jej, nie pozbywając się tego głupiego uśmieszku na twarzy.
Oczekiwał oczywiście odpowiedzi, której nie będzie miał przyjemności(!!!) uzyskać. Zamiast tego odpowiedziała na jego pytanie pytaniem.
-Co Cię tu przyniosło?-
-Ty.-powiedział jej bardzo bezpośrednio, patrząc jej prosto w jej duże niebieskie oczy.
Ania, która była zbyt pochłonięta tą chwilą, zapomniała, że kilka minut temu wołała o pomoc.
Co jest niezwykle upokarzające, teraz, gdy wyraźnie wie, że walczyła, aby znaleźć swoją drogę i nie miała wielu opcji, jakie mogłaby wymyślić, aby się obronić.
-No cóż, skoro jesteś taki dociekliwy...- powiedziała, patrząc, czy wywoła pożądaną reakcję (całkowicie ignorując fakt, że obrażała swojego potencjalnego „bohatera") Gilbert odpowiedział z przebiegłym uśmiechem i podniesionym brwi, już ciekawi historii dziewczyny. Nie dokładnie to, czego się spodziewała, ale w każdym razie.
-...Stanąłam na drodze do Pola Ognia-. – kontynuowała, wciąż trzymając głowę podniesioną, bo właśnie powiedziała mu coś, z czego powinna być bardzo dumna.
Gdy tylko to powiedziała, Gilbert wybuchnął śmiechem (który szybko stłumił), ale to nie miało znaczenia, bo wystarczyło, aby krew rudzielca się zagotowała.
-Och, Aniu- westchnął.
-Nawet nie jesteś w Avonlea!-
Od autora/ki:
UWAGA OTP!!! Nie planowałem/am publikować tego dzisiaj, ale jutro nie będzie mnie w domu, więc teraz masz to lol
Od tłumaczki:
A ja nie planowałam wstawić tego poprzedniego, wczorajszego rozdziału. LOL
Nie chcący wstawiłam.
Los tak chciał.
Do zobaczenia Marcheweczki kochane!
CZYTASZ
When is "Someday"?
RomanceGilberta nie ma już od ponad roku. „kiedys wróć do domu" - tak Anne powiedziała Gilbertowi przed jego wyjazdem, ale kiedy dokładnie następuje „kiedyś"? Anne zaczyna myśleć, że może w ogóle nie wrócić, dopóki nie usłyszy plotek o tym, co porabia. Czy...