ZMĘCZONA- Anne Shirley stała przed Gilbertem Blythe, który ze wszystkich sił starał się nie roześmiać.
– Naprawdę się zgubiłaś, co? – zapytał Gilbert żartobliwie, unosząc brwi.
-Nie- odpowiedziała bardzo wiarygodnie wyglądająca Anna z podniesioną głową i skrzyżowanymi ramionami, co tylko wzmogło Gilberta w kłótni. Naprawdę tęsknił za chwilami ich przekomarzania się.
-Odnalazłabym je, gdyby to cudowne słońce mogło utrzymać się trochę dłużej... chyba była zmęczona.- powiedziała Ania, nawiązując do zachodu słońca, który Gilbertowi wydał się zabawny. Zawsze był zafascynowany jej użyciem słów, zawsze wywoływały one uśmiech na jego twarzy.
-Cóż, nawet słońce potrzebuje snu- powiedział, przechylając głowę, ale nie przerywając z nią kontaktu wzrokowego.
-Dokładnie!- wypuściła powietrze i skinęła głową na znak zgody (po raz pierwszy odkąd się poznali!).
Może właśnie znalazła nowego przyjaciela, który ją rozumie. Oprócz Diany oczywiście. Gilbert zauważył, że napięcie zaczęło uchodzić z powietrza, więc skorzystał z okazji i powiedział jej // bardzo delikatnie //, że jest w Corvale, małym miasteczku tuż obok Avonlea. Chociaż te dwa miasta sąsiadowały ze sobą i nie odeszła zbyt daleko, to wystarczyło, aby policzki Anny były czerwone jak kwitnąca róża.
Gilbert, który nie chciał, żeby poczuła się bardziej upokorzona, powiedział jej, że za pierwszym razem miał trudności ze znalezieniem.
Pól ognia.
Powiedział, że błąkał się po okolicy przez co najmniej dwie godziny, zanim w końcu ich znalazł. Co było kłamstwem. Anne mu jednak uwierzyła, gdyż uważała, że nie będzie się celowo poniżał, żeby poczuła się lepiej.
Myśl, że Gilbert także wcześniej był zagubiony, była dla niej wystarczająco pocieszająca. Wreszcie w jej duszy zapanował spokój, a wraz z nim poczucie żalu.
-Tak mi przykro, że wcześniej byłam niegrzeczna, Gilbert...- powiedziała Ania, która szybko się poprawiła
-..Panie Blythe- Teraz, kiedy dorósł, a ona nie widziała go od ponad roku, pomyślała, że zwracanie się do niego po imieniu byłoby brakiem szacunku.
– Nadal Gilbert. - odpowiedział chłopak, posyłając jej jeden ze swoich najlepszych uśmiechów.
Jasnoróżowy kolor rozlał się po jej policzkach.
-W porządku, Gilbert, czy byłbyś tak miły i wskazał mi drogę powrotną do Avonlea?-
-Och.. pewnie... pewnie, tak... tak, oczywiście!- wymamrotał chłopak, zupełnie zapomniał, po co tu w ogóle się znalazł.
-Tędy- poprowadził ją, oferując jej lewą rękę, aby ją eskortować, podobnie jak to zrobił zeszłej zimy, w drodze do kawiarni, zanim się pożegnali.
Szli w ciszy przez niecałą minutę, ale wydawało się, że trwało to znacznie dłużej. W pewnym momencie Anne objęła się ramionami, szczękając zębami w ustach, a skórę zmroziło jej zimno. -Aniu! Gdzie moje maniery?- Gilbert powiedział, bardzo zawiedziony sobą, że nie pomyślał o tym wcześniej. Szybko zdjął płaszcz i owinął nim ramiona Anny.
-Proszę bardzo.- powiedział z delikatnym uśmiechem.
-Dziękuję, to bardzo miłe z twojej strony!- Shirley odwzajemniła uśmiech... co sprawiło, że jego serce podskoczyło.
od autora/ki:
Mam nadzieję, że podobał wam się ten rozdział tak samo jak ja, gdy go pisała/em.
Corvale to wymyślone miejsce, nie istnieje w książkach, ale istnieje teraz w moim fanficu, lol.
Daj mi znać, jeśli podobało Ci się to
CZYTASZ
When is "Someday"?
RomanceGilberta nie ma już od ponad roku. „kiedys wróć do domu" - tak Anne powiedziała Gilbertowi przed jego wyjazdem, ale kiedy dokładnie następuje „kiedyś"? Anne zaczyna myśleć, że może w ogóle nie wrócić, dopóki nie usłyszy plotek o tym, co porabia. Czy...