ROZDZIAŁ 3 (+ Kartka z kalendarza)

679 27 91
                                    

Dolny Manhatann

Tej nocy śnił mi się Elliott. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz zdarzył mi się jakikolwiek przyjemny sen, jednak ten z pewnością do takich należał. Byliśmy w nim znowu nieświadomymi dziećmi, beztrosko bawiącymi się w ogródku za domem. 

W tamtym okresie wszyscy zazdrościli mi, że miałem trzech braci, bo większość moich rówieśników nie posiadała rodzeństwa. Wyobrażałem sobie, że będziemy kimś więcej. Widziałem nas, jako paczkę przyjaciół, która będzie wyjeżdżać razem na obozy harcerskie, czy imprezować po akademikach do białego rana. Ale czas wszystko zweryfikował. To synowie znajomych Hectora stali się dla mnie braćmi i powiernikami. Czasem nawet zastanawiam się, jakby wyglądało moje życie, gdybym nie poznał wtedy Toma - który wówczas wolał pełną wersję imienia, jako Thomas, i Sergiusza. 

Wysiadam z samochodu i wchodzę do baru, w którym jest prawie szaro od papierosowego dymu. Wybiła pora lunchu, więc większość klientów jest tu na obiedzie, ale najwidoczniej nie przeszkadzają im unoszące się opary tytoniu. Skórzana kurtka Sorana od razu rzuca mi się w oczy. Siedzi przy stoliku pod oknem, jedząc steka, w przeciwsłonecznych okularach.  

- To pierwsze, czy drugie? - pytam i siadam naprzeciwko niego. 

- Drugie. Na pierwsze były krewetki. Chcesz trochę? - Wskazuje widelcem na talerz. 

- Już jadłem. - Wyjmuję z kieszeni płaszcza papierosy i podpalam jednego zapalniczką. - Najpierw dobre, czy złe wieści? 

- Przy jedzeniu tylko dobre. Wiesz, że po złych mam niestrawność.

- Mój przyjaciel[1] z Kolumbii odwiedzi nas w tym tygodniu. Będzie ze znajomymi. Temat będzie ciężki[2], więc weź też chłopaków. 

- Podwójna stawka?

- Tak. Daj mi cynk, jak wszystko dobrze pójdzie i wjedzie na miasto. 

- A jak pójdzie źle? - Zsuwa przeciwsłoneczne okulary na czubek nosa. - Zdejmujemy ich?

- Sam się tym zajmę. Ty masz tylko puścić materiał w obrót. 

- Tak jest. - Uśmiecha się. - Może trzeba kogoś załatwić na twoją zakurzoną posadę? Nigdy nie wiadomo kiedy pojawi się zlecenie. 

- Będę się tym martwił, gdy będzie taka potrzeba. 

- Pieprzenie. Po prostu chcesz sam się w tym babrać. A z pastylkami może nie być tak łatwo wejść w rolę Żniwiarza.

- Zamknij dziób, Soran - mówię głosem pozbawionym jakichkolwiek emocji. 

- E tam. Wszyscy tutaj to lokalsi, którzy mają tyle samo za uszami, co my. Śmietanka z Wall Street. - Wzrusza ramionami i nabija na widelec kawałek steka. - I na pewno brzmi to lepiej niż Cyngiel. 

- Jeden i drugi przydomek ma złą historię, więc mnie tak nie nazywaj - ostrzegam. - A jutro ruszasz ze mną do kasyna. 

- Brak ci gotówki? - pyta z pełnymi ustami. 

- Złożymy komuś wizytę. 

- A. To zmienia postać rzeczy - odpowiada z uśmiechem, po czym ociera usta serwetką. - Tajne przez poufne?

- Zaraz zaczną zadawać zbyt dużo pytań. Wujas jest ostatnio przewrażliwiony na punkcie bezpieczeństwa.

- Przyjąłem. - Odpala papierosa. - Dawaj teraz złe nowiny. 

- Przyszła kolejna kartka. Znalazłem ją u mamy w pokoju. Ten sam dopisek, ale nawet nie to jest ważne. Sprawdziliśmy z Vincentem podpis. Nie należy on do Elliotta. 

Bractwo Omerta [2] - Pokuta (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz