ROZDZIAŁ 21

447 32 112
                                    

Dwie godziny wcześniej...

Dziś jest mój pierwszy dzień bez leków. Nie czuję żadnej różnicy, choć nie wiem, czy na tym etapie powinienem. Na pewno lepiej śpię, nie mam migren i nie jestem otępiały. Nie słyszę też irytujących głosów w swojej głowie, które wszystko analizują i mówią, co znowu źle zrobiłem, ale może to tylko kwestia czasu, gdy wrócą?

Zalewam wrzątkiem kawę i wyjmuję z lodówki opakowanie gotowych gofrów. Wczoraj byłem tak zajęty naszymi gośćmi, że zapomniałem cokolwiek zjeść. Nie jestem aż takim ignorantem, aby celowo lekceważyć posiłki. Problem polega na tym, że nie czuję głodu i muszę pilnować samego siebie, aby cokolwiek zjeść. Widzę po sobie, że tracę ma masie, a na dłuższą metę nie mogę sobie na to pozwolić. Muszę być formie, a co najważniejsze - mieć energię.

Popijam gofra resztką kawy i opuszczam kuchnię, a na korytarzu spotykam Harper, wynoszącą z garderoby swoje futro.

- Vincent dał ci pozwolenie, żeby wyjść? - pytam, opierając się o poręcz schodów.

- Widzisz, abym nosiła smycz? - odpowiada, poprawiając sprzączkę butów. - I tak. - Prostuje się, wsuwając dłoń w rękaw futra. - Wie, że wychodzę. Tobie też powinnam się anonsować?

- Mam ci zaufać?

- Po co miałabym kłamać, skoro doskonale wiem, że albo sam mnie sprawdzisz, albo na mnie doniesiesz?

- Cieszę się, że tak dobrze się znamy - mówię, na co odpowiada mi wymuszonym uśmiechem.

Wychodzę z domu razem z Harper i ruszam do piwniczki, gdzie czeka już na mnie Sergiusz, owijający ciało leżące na podłodze czarnym stretchem. Płytki, mimo sprzątania, nadal mają lekkie zacieki po krwi. Kolejnym razem trzeba zabezpieczyć to miejsce folią. Chwytamy ciało, które waży zaskakująco dużo, mimo świadomości, że jego właściciel jest mocno ubity. Chyba naprawdę tracę formę. Wynosimy go. Obok piwniczki stoi van, więc wrzucamy kolegę na tył i zasuwamy drzwi.

- Będziesz mnie jeszcze dziś potrzebował? - pyta Sergiusz, zdejmując czarne rękawiczki.

- Pytasz mnie o wolne? - śmieję się, odpalając papierosa.

- A dostałbym pozwolenie?

- Jak się tego pozbędziesz - poklepuję drzwi vana - to masz wolny wieczór. W razie czego będę dzwonić. - Sergiusz szeroko się uśmiecha w odpowiedzi i od razu rusza za kierownicę. - I odbieraj telefon! Masz go ze sobą nosić - dodaję, nim zamyka drzwi.

- Jasna sprawa! - odpowiada.

Obserwuję, jak odjeżdża alejką z posiadłości. Przez jakiś czas stoję w bezruchu, patrząc na szare, zachmurzone niebo. Powrót tematu Evelyn sprawia, że robię się niespokojny, ale chcę wierzyć, że to prowokacja ze strony przeciwników naszej rodziny. Przede mną rozmowa z Severio, który był obecny w naszym życiu przez tyle lat, że wie jak wykorzystać zebraną wiedzę przeciwko mnie. Nie mogę się ugiąć. Muszę być skupiony.

Wracam do piwniczki, paląc kolejnego papierosa. Na końcu pomieszczenia, przywiązany do krzesła i nieprzytomny siedzi Severio. Od wczoraj bez jedzenia i wody, a i tak nadal nie powiedział nic, co mogłoby mi się przydać. Wiem, że to będzie długotrwały proces. On zbyt dobrze zna moje metody, a ja jego wytrzymałość i upór.

- Dzień dobry. Mamy kolejny dzień - mówię, klepiąc go po policzku. Jego głowa bezwładnie przewraca się na drugi bok i z ledwością otwiera oczy. - Jak się czujemy?

- Tracisz... czas... Ian. Wiesz to - mówi prawie szeptem.

- Tylko śmierć jest stratą czasu. A wiesz, że nie mogę cię zabić. Utrzymam cię przy życiu nawet dla samego widoku twojej męczarni.

Bractwo Omerta [2] - Pokuta (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz