Rozdział XVI

775 23 5
                                    

Vittorio 

Siedziałem w pomieszczeniu czekając na swoją przesyłkę. Spoglądałem co chwilę niecierpliwie na zegarek. Transport trochę się opóźnił. Nie lubiłem tego, nie tolerowałem spóźnialstwa. Traktowałem to albo jako brak szacunku albo kłopoty. Wszystko zawsze zaplanowane w najmniejszym szczególe co do minuty. Tak musiałem działać i tego się zawsze trzymałem. Dzięki temu utrzymywałem siebie i swoją firmę na takim poziomie. Wszystko musi chodzić jak w zegarku jeśli ktoś tego nie rozumiał wylatywał. Oczywiście z kulą w głowie. Nie mogłem sobie pozwolić na chwilę słabości. Oczywiście moi wrogowie szybko by to wyczuli i wykorzystali.  Jednak niestety moją słabością zaczęła stawać się dziewczyna o brązowych oczach z burzą ognistych włosów.  Musiałem jak najszybciej coś z tym zrobić. Próbowalem palcami rozmasować ból głowy jednak moje rozmyślania przerwały dźwięk drzwi, które  otworzyły się z hukiem a do środka weszło dwóch moich ludzi który ciągnęli między sobą postać, która miała na głowie zarzucony czarny worek. Czyli im się udało, wcale w to nie wątpiłem bo otaczali mnie sami zawodowcy a wynagrodzenie jakie dostawali za swoją pracę jeszcze bardziej angażowało ich w to co robili. Wiedziałem, że są mi oddani bez względu a wszystko . Lojalność dla mnie była ponad wszystkie pieniądze jakie miałem a było im nieskończenie wiele. Niektóre szmatławce próbowały oszacować wstępnie mój majątek jednak zawsze kwota diametralnie się różniła. Musiałem mieć ogrom kasy , w końcu w mojej kieszeni siedzieli znani politycy, policjanci prezesi różnych firm i wiele innych. Każdy potrzebował ode mnie pieniędzy a ja rzecz jasna za to przysługi. Oczywiście zawsze musiałem trzymać rękę na pulsie i zakładać, że wśród mnie jest zdrajca. Musiałem być czujny.

-Przesyłka szefie. Przepraszamy za opóźnienie ale tak jakby na nas czekali.  -odezwał się jeden z nich, sadzając przesyłkę na krześle. czyli jednak problemy.

-Ilu? - zapytałem popijając whisky, nerwowo marszcząc brwi.

-Dziesięciu szefie. Straciliśmy dziesięciu. - zacisnąłem zęby i próbowałem się jak najszybciej uspokoić, aby ich tutaj nie pozabijać. Nie mogłem pozwolić sobie aby stracić kontrolę nad nerwami. Nie zwiastowało to nic dobrego. Kiwnąłem tylko porozumiewawczo. 

Podszedłem do mężczyzny a raczej marnej jej karykatury i zdarłem z jego głowy materiał. Twarz miał całą poturbowaną a z nosa sączyła się krew.

-Morelli - wypowiedział z głupkowatym uśmieszkiem.

-Obiecuję Ci, że ten uśmieszek szybko Ci zniknie. A teraz przejdźmy do rzeczy bo nie mam czasu. Gdzie jest kontener? -zapytałem.

-Jaki kontener? Nie mam pojęcia o czym mówisz. -odpowiedział, szybko przerażenie zajęło miejsce na jego twarzy. Na stoiku przed nim  uważnie rozłożyłem sprzęt, starannie układając jedno narzędzie koło drugiego. Mężczyzna przyglądał się ze łzami w oczach. Dobrze wiedział co go czeka. nie znosiłem kłamstwa i doskonale o tym wiedział.

-Zła odpowiedź. Masz jej ograniczoną liczbę. Albo w sumie masz tylko dziesięć palców u rąk. Ale jak sobie chcesz. - powiedziałem spokojnym tonem. Po czym wyszarpnąłem rękę mężczyzny ułożyłem ją w imadle ściskając zapewniając tym, że nie ma możliwości wyjęcia jej. Mężczyzna z przerażeniem wiercił się na krześle próbując wyszarpnąć rękę z żelaznego uścisku, jednak było już za późno.

-Proszę nie , ja nic nie wiem. -skomlał . Wziąłem do ręki sekator i szybkim ruchem uciąłem najmniejszego palca. Krew rozbryzgła się wszędzie, plamiąc tym samym moje ubranie. Wykrzywiłem twarz bo wkurwiło mnie to. Mój nowy garnitur...nienawidziłem jak ubranie się plamiło jeszcze krwią, którą ciężko było doprać jednak tak wyglądała moja praca. Zwykle takimi rzeczami zajmowali się moi pracownicy a ja niecodzienne musiałem wykonywać takie zabiegi jednak co jakiś czas żeby moi pracownicy wiedzieli że nie wyszedłem z wprawy. Musieli się mnie bać.

DaddyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz