Rozdział II

1.5K 31 0
                                    


-Dobry wieczór , jeśli jest Pani gotowa zapraszam na dół. Czekam przed drzwiami. -odezwał się męski, niski głos.

Ostatni raz więc spojrzałam w lustro wzięłam kopertówkę oraz prezent i ruszyłam do drzwi. Na dole rzeczywiście czekał na mnie wysoki dobrze zbudowany mężczyzna gestem zaprosił mnie do auta. Droga była dość długa, starałam się jakoś zagaić rozmowę jednak mój towarzysz miał mnie daleko gdzieś. Po kilku pytaniach bez odpowiedzi dałam sobie spokój i tak minęła nam podróż. Nagle auto skręciło w drogę w środku lasu jechaliśmy nią kilka minut po czym moim oczom ukazała się ogromna brama, która dopiero po chwili nam się otworzyła. Gdy zobaczyłam dom opadła mi szczęka. Dom to bardzo skromne określenie to była rezydencja, wielka, piękna cała oświetlona. Auto się zatrzymało a mój towarzysz podszedł i otworzył mi drzwi. Dopiero wtedy poczułam, że nogi mam jak z waty. Na całe szczęście na schodach rezydencji zauważyłam uśmiechającą się szeroko do mnie brunetkę.

-Oh tak bardzo cieszę się, że przyjechałaś! Bez Ciebie nie wytrzymam tu długo. -powiedziała Kim

-Jak mogłabym odpuścić sobie imprezę urodzinową mojej najlepszej przyjaciółki. Wszystkiego najlepszego kochana, żyj nam długo i szczęśliwie. Oraz niech spełnią Ci się Twoje wszystkie marzenia .- ze łzami w oczach uścisnęłam dziewczynę

- Jejku dziękuję bardzo. Czego więcej mogłabym sobie życzyć mając taką przyjaciółkę przy sobie. -Uśmiechnęła się do mnie, złapała za rękę i pociągnęła ku drzwiom.

-Lili muszę Ci coś powiedzieć. Wiem, że przyszłaś, żeby się tu bawić, ale proszę Cię staraj się jak najbardziej uważać. Są tutaj ludzie, których bym nie chciała i mam wrażenie, że to nie są moje urodziny tylko spotkanie biznesowe mojego ojca, więc bądź ostrożna. Proszę. Najlepiej trzymaj się blisko mnie.

- W porządku będę ważyć słowa i obiecuję, że nie narobię Ci wstydu .- Spuściłam wzrok i poczułam jak moje policzki płoną.

-Lili nie chodzi o wstyd.. Po prostu.. Są to różni ludzie. Ale też uważaj na mojego ojca. Cokolwiek przykrego by Ci nie powiedział olej to. -Pokiwałam jej głową na zgodę uśmiechnęłam się i weszłyśmy do domu.

Powitał nas kelner który podał nam szampana. Wnętrze było jasne oraz przestronne, wszechobecny marmur potęgował uczucie chłodu. Hol był wypełniony elegancko ubranymi kobietami oraz mężczyznami w garniturach które były warte podejrzewam więcej niż moja roczna wypłata. Nagle poczułam się obco i uświadomiłam sobie, że będę się tu dusić. Jednak ze względu na Kim musiałam to przetrwać

-Kim może przedstawisz nam nowego gościa? -odezwał się zimny męski głos. Gdy się odwróciłam zobaczyłam wysokiego, przystojnego bruneta z atletycznym ciałem ubranego w idealnie dopasowany czarny garnitur. Jego wiek mogła zdradzać jedynie siwizna pojawiająca się delikatnie na włosach. Jego surowy ciemny jak noc wzrok upewnił mnie w tym kto przede mną stoi. Obok stała niższa od niego blondynka z idealnym ciałem. Oboje wyglądali jak wyjęci prosto z okładki jakiegoś magazynu. Jej oczy były niebieskie i zarazem zimne jak mróz

-Ojcze, Ashley to moja przyjaciółka. Lili. -Wyciągnęłam rękę najpierw do kobiety, która delikatnie i szybko jej dotknęła a na jej twarzy pojawił się grymas, który chyba miał oznaczać uśmiech. Z kolei mężczyzna ścisnął moją dłoń przenikając mnie spojrzeniem. Jeśli wcześniej myślałam, że jest mi duszno to teraz brakowało mi tlenu. Wydawało mi się, że ta niezręczna chwila trwała wieczność. Delikatnie szarpnęłam ręką, aby wyswobodzić się z uścisku mężczyzny.

-Lili - powtórzył mężczyzna.-Miło Cię poznać. -nie wiem na ile te słowa były szczere, ponieważ jego twarz i oczy mówiły coś zupełnie innego. Czułam cały czas na sobie jego palący wzrok. Czując duże skrępowanie moje dłonie zrobiły się mokre.

-Tak Lili chodziła ze mną to szkoły średniej a później również na studia. -Kim przerwała krępującą ciszę.

-A teraz czym się zajmujesz? -Zapytał ojciec dziewczyny.

-Teraz pracuję w bibliotece publicznej.

-Więc na pewno uwielbiasz książki. Może kiedyś będzie okazja ku temu abyś zobaczyła naszą bibliotekę.

-Na pewno ma lepsze zajęcia niż oglądanie Twojej biblioteki Vittorio-odezwała się nagle blondynka przewracając oczami. Zauważyłam jak mocniej jej dłoń zacisnęła się na przedramieniu mężczyzny a jej knykcie zbielały.

-Może kiedyś jeszcze wpadnie do mnie więc jej pokażę. -wtrąciła Kim- A teraz chodźmy coś zjeść.

-Koniecznie. -powiedział pod nosem Vittorio i widziałam jak w jego oczach pojawił się złowrogi błysk.

Przyjaciółka złapała mnie za rękę i ruszyłyśmy do stolików pokrytymi różnego rodzaju przystawkami.

-To było dziwne.-zamyśliła się- Myślałam, że mój ojciec zrobi mi niezłą awanturę o to, że przyprowadziłam do domu kogoś obcego. Chyba nie do końca go znam.

-Za to ta blondi nie do końca mnie polubiła- wybuchłyśmy śmiechem

-Nie przejmuj się ona cały czas wygląda jakby albo przechodziła menopauzę albo miała -okres. Myśli, że nie wiem, że jest z moim ojcem tylko dla pieniędzy. Wredna sucz. -podsumowała Kim wpychając sobie do ust jedzenie a mi podając kolejny kieliszek z szampanem. -Niech sobie nie myślą, że jeśli urządzili mi taką stypę to nie zamierzam się bawić. Pij Lil, pokażemy im na co nas stać -nachyliła kieliszek całkowicie go zerując.

-Miałyśmy nie narobić wstydu. -zestrofowałam przyjaciółkę

-Zmieniłam zdanie-Uśmiechnęła się podeszła do didżeja coś do niego powiedziała a on włączył piosenkę Powerful w wykonaniu Ellie Goulding. Zaciągnęła mnie na środek parkietu przytuliła i zaczęłyśmy tańczyć jakby wokół nas nie było tego nadętego towarzystwa. Nie obchodziło nas to, że pewnie większość jest zniesmaczona. Tańczyłyśmy jakby miało nam braknąć nocy. Po chwili kolejne pary zaczęły do nas dołączać. Już dawno nie widziałam by Kim była tak szczęśliwa, uśmiechały się nie tylko usta, ale również oczy. Może to przez alkohol wlany już do gardła, nie wiem. Nie zamierzałam się tym przejmować. To był jedyny sposób, aby przetrwać ten wieczór. Gdy piosenka dobiegła końca Kim ruszyła do baru. Ona chyba naprawdę miała zamiar zalać się w trupa.

-Może na razie przystopujemy? Nie chce mieć całkowitego zakazu wstępu do Twojego domu po tej imprezie.

-Oj daj spokój Lil , ja się dopiero rozkręcam. -zaczęła się śmiać widząc moje przerażenie w oczach. - Nawet jeśli zaliczę zgon to przecież moje urodziny więc mi się należy, a mój pokój nie jest na drugim końcu miasta. -zamówiła kilka szotów i wypiłyśmy je jeden za drugim. W pewnym momencie imprezy widziałam, że z tym zgonem Kim nie żartowała, jej nogi coraz bardziej się plątały a język stał się zbyt swobodny.

-Myślę, że czas położyć Cię do łóżka, serio. Wystarczy na dziś. I tak jest już bardzo późno. A impreza jak widzisz dobiegła końca. Gdzie jest Twój pokój?

-Ooo tam- Wskazała palcem. -świetnie pomyślałam, będziemy błądzić. Jednak w miarę sprawnie udało nam się dotrzeć w końcu pod drzwi. Po wielu wirażach korytarzami. Otworzyłam je a moja towarzyszka ruszyła prosto do łóżka.

-Lil, chodź, połóż się ze mną.

-Nie mogę, wrócę do domu. Nie jest ze mną aż tak źle. - Jednak moja przyjaciółka mnie już nie słuchała, była pogrążona w śnie.

DaddyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz