Rozdział Jedenasty

15 2 0
                                    

Rezerwat Isla del Dragón nie wyróżniał się pośród otaczających go terenów. Pokryty zieloną trawą obszar wydawał się spokojny. Kendra i Paprot podążali szlakiem wytyczonym pośród zielonej trawy. Po bokach rosły drzewa, a przed nimi wyrastało potężne pasmo górskie. Według opiekuna w dolinie osłoniętej przez szczyty żyli Adenowie.

-- Chyba ktoś tu żyje. -- zauważył Paprot. Palcem wskazał drewnianą tabliczkę zapisaną drobnym pismem.

-- Ani kroku dalej. -- Kendra potrafiła odczytać siedem z piętnastu linijek i wszystkie mówiły to samo.

-- Krok mówisz. -- mężczyzna przekroczył tabliczkę. Po trzecim kroku Kendra usłyszała świst, a pod stopami jednorożca pojawiła się strzała. Dwie kolejne utkwiły kilka centymetrów od butów dziewczyny. Według trajektorii lotu pociski zostały wystrzelone z otaczających ich drzew.

-- Nie ruszajcie się. -- powiedział jakiś głos. -- Strzelimy zanim policzycie do trzech.

-- Wierzę. -- mruknął Paprot. -- Nie mamy złych zamiarów!

-- Co tu robicie? -- Tym razem głos należał do kobiety.

-- Szukamy Irwina. -- odpowiedziała Kendra. -- Przysłał nas Talizar.

-- Interesujące. -- odparła kobieta. -- Jeśli mówisz prawdę nie macie powodów do obaw. Zostaniecie odprowadzeni do Starszego. Dalej nie odpowiadam za wasz los.

-- Dziękujemy. -- powiedziała Kendra z ulgą.

-- To się jeszcze zobaczy.

Zza drzew wyłonił się wysoki mężczyzna o ciemnej skórze. Miał na sobie ciemnozielony strój, a na plecach wisiał kołczan i łuk.

-- Chodźcie przybysze. -- powiedział. -- Kris was przepuściła, pierwszy test za wami.

Zaprowadził ich dalej ścieżką. Po kilku minutach ich oczom ukazał się kamienny mur wysokości dwóch pięter. Podeszli do metalowej bramy, jedynej dziury w murze. Otoczyło ich jedenaście osób. Osiem było podobnie odzianych jak ich przewodnik, pozostała trójka nie nosiła stroi maskujących. Odziani byli w zbroje z symbolem gwiazdy na piersi. Mężczyzna po środku był najwyższy, a prócz zbroi miał granatową pelerynę.

-- Egolasie. -- odezwał się. Towarzyszący Kendrze osobnik wystąpił do przodu.

-- Tych dwoje chce rozmawiać ze Starszym, ponoć przysłał ich Talizar. -- oznajmił.

-- Demon wysyła dwójkę ludzi? -- zapytał podejrzliwie. -- Mówcie kim jesteście i skąd przybywacie.

-- Nazywam się Kendra Sorenson. -- przedstawiła się dziewczyna.

-- A ty panie tajemniczy? -- spytał Paprota.

-- Podaj mi swoje miano, a ja zdradzę ci swoje. -- odparował były jednorożec.

-- Dobrze więc. -- odpowiedział. -- Jestem Thelion, Władca Źródeł i kapitan straży Ernoru. Twoja kolej.

-- Nie mamy złych zamiarów. -- zapewnił mężczyzna. -- Jestem Paprot.

-- Syn dawnej Królowej Wróżek? Dosyć wątpliwe. -- odparł podejrzliwie. -- Przeszukać ich.

Dwoje wojowników towarzyszących Thelionowi podeszło do przyjaciół. Niższy i bardziej krępy oklepał Kendrę. Nic nie wyczuwszy odsunął się uprzednio wyjmując róg jednorożca z sakwy. Pokazał go Thelionowi.

-- Ciekawe. -- mruknął chowając róg za pas. -- Egolas, Agorn zaprowadźcie ich do Starszego.

Thelion wraz ze swymi przybocznymi rozstąpili się. Dowódca podszedł do bramy i przyłożył do niej rękę, krata podniosła się do góry.

-- Chodźcie. -- powiedział Egolas. Ruszyli. On przodem, Kendra i Paprot po środku, a na końcu jeszcze jeden strażnik nazwany Agornem. Przekroczyli mur i ukazał im się cudowny widok, zupełniej jakby kamienna ściana oddzielała od siebie dwa różne światy. Wkroczyli na brukowaną ulicę pięknego miasta, wzdłuż drogi ciągnęły się budynki, sklepy, karczmy, banki, apteki, domy mieszkalne i inne wymyślne budowle. W oddali wznosiła się samotna, smukła iglica wystająca wyżej niż inne dzieła architektury. Kendra dostrzegła także młyn, wielki drewniany wiatrak oraz kanciasty, ponury budynek wyglądający na więzienie. Byli tu także oczywiście mieszkańcy. Mężczyźni i kobiety o wszelakim wyglądzie. O każdym wieku, kolorze skóry, włosów, oczu. Byli niscy i wysocy, grubi i chudzi, starzy i młodzi, piękni i brzydcy. Pod jednym budynkiem Kendra dostrzegła gromadkę dzieci. Większość dorosłych zwracała na nich uwagę gdy ich mijali, ktoś wskazał ich palcem. Widocznie nie bywało tu wielu gości. Po paru minutach marszu zatrzymali się przed dużym budynkiem. Był z jasnego drewna i kamienia, trzypiętrowy, a dach zwieńczony był wieżyczką. Na ławce przed domem siedział drobny staruszek o siwych włosach. Był schludnie ubrany, lecz stopy miał bose. W ustach ściskał krótką, drewnianą fajkę.

-- Cześć Ned. -- przywitał się Egolas. Starzec skinął mu głową na powitanie.

-- Starszy u siebie? -- ponowne skinięcie.

-- My tu poczekamy. -- zwrócił się Egolas do Kendry. -- Wy idźcie pogadać.

Przyjaciele weszli po schodach i zapukali. Pod dotykiem drzwi otworzyły się, więc weszli. Środek robił wrażenie przytulnego. Znaleźli się w dużym pokoju, z którego wychodziły cztery przejścia, dwa zamknięte drzwiami. W pokoju stały drewniany stół, komoda, szafa oraz dwa krzesła przy ścianie i dwa przy biurku. Jedno z nich było zajęte. Siedział na nim starszy mężczyzna. Szarawe włosy zaplecione miał w kucyk. Gdy weszli zdjął okulary z oczu.

-- Rzadko miewamy gości. -- pierwszy się odezwał. -- Jeszcze rzadziej ktoś pyta o Irwina.

-- Ty jesteś Starszym? -- zapytała Kendra.

-- Servan Kane, Starszy żyjącej tu społeczności Adenów -- potwierdził. -- Niezbyt to jednak miłe pytać o czyjeś personalia nie zdradzając własnych.

-- Jestem Kendra. -- przedstawiła się dziewczyna. -- A to Paprot.

-- Zatem szukacie Irwina. Co o nim wiecie?

-- Właściwie to nic, Talizar mówił żeby o niego pytać. -- wyjaśniła dziewczyna.

-- Talizar jest trochę nie na czasie. -- stwierdził Servan. -- Irwin był szanowanym Adenem. Był Starszym trzy kadencje przede mną.

-- Starsi się zmieniają?

-- Sami wybieramy Starszych. -- wyjaśnił Aden. -- Co siedem lat głosujemy kto ma nim być. Zapewne spotkaliście Neda, był Starszym po Irwinie. Teraz ja przejąłem jego obowiązki.

-- Okej. -- powiedziała Kendra. -- Użyłeś słowa był. Co się zmieniło?

-- Irwin miał nietypowe poglądy. Twierdził że powinniśmy się angażować w otaczający nas świat. Tutaj nie toczymy wojen, nie mamy konfliktów. Naszym jedynym wrogiem są przywoływacze, ale nie spotkaliśmy ich od stuleci.

-- My właśnie w ich sprawie. -- przerwał mu Paprot.

-- Kończąc, Irwinowi nie podobał się stosunek innych. Zrezygnował z urzędu i opuścił miasto. -- zakończył Servan.

-- Czyli go tu nie znajdziemy? -- zapytał były jednorożec.

-- Tego nie powiedziałem. -- zaprotestował Starszy. -- Irwin wciąż uznaje to miejsce za swój dom. Osiedlił się dalej na północ, bliżej gór niż my. Czasem wpada do miasta.

-- Daleko stąd? -- spytała Kendra.

-- Z godzinę marszu. - powiedział Servan. -- Wyślę z wami Egolasa, zaprowadzi was.

-- Dziękujemy. -- rzekła dziewczyna.

-- Nie ma za co. -- odparł. -- Miło było poznać.

Pogromcy LegendOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz