18

464 40 1
                                    

                                        18

Luke został u mnie jak zaproponował, a ja w tym czasie szykuję się na wizytę u rodziców. Myjąc się, malując i ubierając układam sobie w głowie jak powiem najbliższym o rozstaniu z Rick’iem. Mama na pewno będzie zdruzgotana, bo już od dawna traktowała go jak syna. Wiedziałam, że nie będzie typem teściowej z dowcipów, bo mój ex naprawdę przypadł jej do gustu. I była chyba wcześniej przekonana niż ja, że pewnego dnia stanę na ślubnym kobiercu u jego boku. Jeszcze jakiś czas temu w to wierzyłam, ale cóż... Życie weryfikuje nasze plany.

Ubieram czarne, przetarte jeansy, granatową bluzkę z bufkami przy rękawku, który sięga do łokcia i białe trampki. Zabieram jeszcze czarną torebkę, typu listonoszka i przewieszam ją sobie przez ramię.

- Jestem gotowa – powiedziałam gdy wychodzę z pokoju. Luke podniósł się z kanapy i schował telefon do spodni. Kątem oka dostrzegam, że na blacie i stole panuje porządek, co oznacza, że mężczyzna zrobił tak jak obiecał i posprzątał.

- W takim razie chodźmy – zarządził i ruszyliśmy w kierunku wyjścia.

W samochodzie podaję adres rodziców, który mężczyzna wpisuje w nawigację telefonu i kilka minut później jesteśmy w drodze. Mam nadzieję, że nikt nie zauważy, że ktoś mnie przywiózł, a tym bardziej obcy facet, którego żadne z rodziny nie zna, bo na pewno snuliby teorie spiskowe, zwłaszcza, że zamierzam przyznać się do zakończenia długo trwającego związku. Gdyby zobaczyli Luke’a nie wiem czy byliby skłonni uwierzyć, że to tylko i wyłącznie wina Rick’a, że nie jesteśmy już razem. Długo o tym myślałam. I postanowiłam go nie wybielać. To on zawalił. To on jest jedynym winowajcą, a ja zostałam porzucona. I chociaż to wciąż boli nie zmienię tego jak było. A nie mam najmniejszego zamiaru brać części winy na siebie i mydlił komukolwiek oczy, iż oboje doszliśmy do wniosku, że będzie nam lepiej bez siebie. Że rozstaliśmy się w zgodzie i przyjaźni, bo to kłamstwo. Nie mam najmniejszego zamiaru przyjaźnić się z Rick’iem. W ogóle nie mam zamiaru utrzymywać z nim jakikolwiek kontakt.

Jedziemy w całkowitej ciszy, która zupełnie mi nie przeszkadza. Myślę nawet, że jest mi ona potrzebna, by stawić czoła tego co mnie tam czeka. Tym bardziej, iż wiem, że rodzice martwią się jak przyjęłam wiadomość o ciąży Sabriny. I jakby było mało dorzucę im
jeszcze rewelacje o byłym. Ale co zrobić? Nie mogę przecież w nieskończoność kłamać i wymyślać coraz to nowsze wymówki. Lepiej postawić sprawę jasno i uciąć wszelkie spekulacje.

- Jesteśmy na miejscu – z rozmyśleń wyrywa mnie głos mężczyzny.

Nawet nie zauważyłam znajomej ulicy, tak bardzo byłam pochłonięta sprawami, które będą dziś poruszone.
Odpinam pas, by szybko wyskoczyć z samochodu zanim nikt jeszcze nas nie przyuważył. Na szczęście, Luke nie zaparkował przy podjeździe, tylko na ulicy, więc może nawet jeśli dostrzegą obce auto nie zwrócą na nie uwagi i nikt nie wyjdzie nam naprzeciw.

- O której po ciebie przyjechać? – pyta szatyn.

- Nie chcę ci robić dziś więcej problemu. I tak wystarczająco mi już pomogłeś. Wrócę autobusem lub taksówką.

- Nie wygłupiaj się. Sam się przecież zaoferowałem.

- Wiem, ale naprawdę nie ma takiej potrzeby, aby cię faty...

Nie kończę, bo do moich uszu dochodzi pukanie w szybę od strony pasażera... Od mojej strony.

- Kurwa  - wyrywa mi się pod nosem, za co spojrzeniem przepraszam, Luke’a, a potem odwracam się w stronę okna i wymuszam uśmiech widząc mamę.

- To o której po ciebie przyjechać? – ponawia pytanie.

- Powiedzmy max za cztery godziny, pasuje ci?

Ukryte pragnieniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz