20
Ostatnie dni zleciały mi w zatrważającym tempie. Praktycznie poza pracą nie miałam żadnego życia, ponieważ w tym tygodniu wypadły mi środkowe zmiany. A po pracy zupełnie na nic nie miałam ochoty. Dlatego spędzałam czas w domu. Zresztą nawet nie miałabym z kim się widywać, bo Nicole pracowała na dwójki, Shannon zajmowała się córką, a Luke i Max byli równie zapracowani co ja, dlatego byliśmy jedynie w kontakcie telefonicznym.
Jest sobota. Kończę prace i szykuję się do wyjścia. Zdejmuję koszulę oraz spódnicę i chowam do torby. Chcę zdążyć wstawić ubranie do prania i rozwiesić przed wyjściem do knajpki dziadka Luke'a.
Z tego co mówił mi mężczyzna to spodziewają się sporych tłumów, dlatego Luke od samego rana pomaga wszystko przygotować. Mężczyzna ma przyjechać po mnie przed szesnastą, dlatego zbieram się jak najszybciej do domu, by zdążyć się odświeżyć i naszykować odpowiednie ubranie. Raczej nie będę miała takie samej stylowki jak kelnerki, gdyż będę jedynie do pomocy, więc słaba byłaby inwestycja zakupu kolejnego stroju na jeden wieczór.
Żegnam się szybko z koleżankami i wychodzę z kawiarni w stronę parkingu. Podchodzę do samochodu i otwieram go, a potem zajmuje miejsce za kierownicą. Niedługo później jestem już w swoim mieszkaniu. Ledwo przekraczam jego próg, a już wskakuję pod prysznic, by zmyć z siebie resztki potu. Nie mam zbyt wiele czasu dlatego robię to naprawdę z zawrotną prędkością i już po chwili osuszam mokre ciało ręcznikiem, a następnie ubieram czarne jeansy i białą bluzkę. Następnie robię delikatny makijaż i w momencie gdy przejeżdżam malinowym błyszczykiem po ustach, który kupiłam w zeszłym tygodniu, słychać dzwonek do drzwi.
Zakręcam kosmetyk i wychodzę z łazienki zgarniając po drodze torebkę. Otwieram drzwi za którymi w białej koszulce polo i jasnoniebieskich jeansach stoi Luke.
- Cześć - witam się promiennym uśmiechem i wkładam klucz do zamka, by zamknąć mieszkanie.
- Nie sądziłem, że będziesz tak szybko gotowa.
- Staram się być punktualna, bo nie lubię spóżnialstwa.
- Zapamiętam - odpowiada puszczając mi oczko.
W czasie podróży samochodem, Luke opowiada mi jak w wcześniejszych latach wyglądały zjazdy miłośników starych albo raczej ponadczasowych samochodów. Jak co roku pan Peterson wynajął parking znajdylujący się przed lokalem. Chociaż byłam już kilka razy w tym miejscu i widziałam dziadka przyjaciela, to nie poznałam go osobiście.
Na miejsce docieramy kilkanaście minut po czwartej, ale samochody pomału zaczynają się zjeździć, a ich właściciele stoją tuż obok i przechwalają się jeden przez drugiego jaki to ich wóz jest piękny i wyjątkowy. Oczywiście każdy z nich lśni czystością i widać, że jest wypolerowany i wymuskany specjalnie na tę okazję. Nie sądziłam, że to będzie aż tak wielkie wydarzenie, ale najwidoczniej cieszy się ono dużą popularnością, gdyż kolekcjonerskich wozów przybywa coraz więcej.
Wchodzimy do baru, gdzie jest już dość sporo kliennterii, a gwar rozmów roznosi się po wnętrzu lokalu. Luke prowadzi mnie do kuchni, w której są trzy kobiety. I wszystkie trzy wyglądają tak samo i jestem jedyna, która będzie się z nich wyróżniać. Każda z nich ma bowiem firmowy strój, którym jest czerwona sukienka w białe groszki oraz czarną perukę z włosami do ramion.
Luke prowadzi mnie do kuchni, gdzie miałam jako pierwsze zadanie pomóc w przyrządzaniu przekąsek, a gdy zacznie się cała impreza będę przyjmować zamówienia.
Szatyn zapoznał mnie z kobietami i czekaliśmy, by przywitać się z Prestonem, ale podobno spotkał się z dwoma równie zagorzałymi fanami klasyków motoryzacji, z którymi widuję się jedynie raz do roku, na tym właśnie zjeździe. Z tego co opowiadał Luke pojawią się nawet tacy, którzy są tu od samego początku, czyli od piętnastu lat. Dlatego staruszkowi zależało, by tym razem było to wyjątkowe wydarzenie na pełnej parze.
CZYTASZ
Ukryte pragnienia
RomanceRomans Juls jest młodą, piękną dziewczyną, która na skutek złamanego serca postanawia więcej się nie wiązać. Ale los stawia na jej drodze dwóch przystojnych amantów, którzy bez trudu mogliby mieć każdą kobietę, a mimo tego obaj kręcą się przy Juls...