35

454 43 0
                                    

35

Szykuję się do wypadu z Rick'iem, który chciał wyjść dziś na miasto. Stwierdził, że musi zatrzeć złe wrażenie, które zrobił gdy pierwszy raz zaprosił mnie w eleganckie miejsce. Nie wymagałam tego od niego, nawet nie oczekiwałam by robił coś wbrew sobie, ale musze uczciwie przyznać, że Rick naprawdę się stara, lecz ja w dalszym ciągu nie mogę się do niego przekonać. Po prostu mam jakąś blokadę, która cały czas nie pozwala mi się do niego zbliżyć. Minęły trzy tygodnie, a ja nie potrafię oddać mu pocałunku. Zaczynało mnie to coraz bardziej męczyć i złościć.

Byłam zła na siebie, za wszystkie błędne decyzje, które podjęłam. I jedną z nich była ta, że wróciłam do Rick'a.

Uświadomiłam sobie, że nie ważne czy moje ścieżki z Luke'iem zetkną się jeszcze czy nie, ale nie ma szans na przywrócenie tego co było z Rick'iem. Powinnam go rzucić w cholerę, ale zamiast tego trwam w tym chorym układzie i wybieram się z nim na randkę do restauracji.

- Mam jakieś pieprzone deja vu - powiedziała Nicole. - Tylko z tą różnicą, że wyglądasz jakbyś miała iść na pogrzeb.

Nie dziwię się, że tak mówi. Ubrałam się w tą samą sukienkę co wtedy gdy myślałam, że mi się oświadczy i nawet uczesałam się tak samo. Nie wiem co chcę przez to osiągnąć. Może wmawiam sobie, że gdy zaczniemy od miejsca w którym skończyliśmy to ruszę dalej. Może mam nadzieję, że wymarzę dzięki temu mężczyznę, który później pojawił się w moim życiu. Mogę próbować to zrobić. Ale szczerze? Marne szanse na powodzenie tej misji.

Nie było dnia, bym nie myślała o Luke'u. Nie było nocy, bym nie płakała za nim w poduszkę. Nie było mowy bym wyrzuciła go ze swojej głowy. Luke to rodzaj człowieka, którego raz wpuścisz do swojego życia i serca, a zagnieździ się w nim na zawsze.

- Aż tak bardzo to widać? - upewniam się, bo że mam takie odczucia, to nie znaczy, że muszę też tak wyglądać z zewnątrz.

- Jak na dłoni. Długo zamierzasz jeszcze to ciągnąć? Sama widzisz, że to nie ma najmniejszego sensu. Męczysz się tylko robiąc dobrą minę do złej gry.

- Minęły dopiero trzy tygodnie, niedługo na pewno jakoś się dogadamy.

- Jakoś? Juls, słyszysz co mówisz? Tu chodzi o twoje życie, a ty mówisz, że będzie jakoś.

- Dam radę.

- Zobaczysz, że skończy się tak jak ostatnio. Nie wierzę, że Rick będzie się pisał na coś takiego dłużej niż to konieczne. Musiałby być skończonym kretynem, żeby nie dostrzec, że cię nie uszczesliwia w najmniejszym stopniu. Chociaż... W sumie on jest zkretyniały, więc może jednak tego nie zauważyć.

- Rozumie, że potrzebuję czasu i nie naciska - bronię go. - Ty też byś mogła.

- Ale po co? Nie mam zamiaru przytakiwać na głupoty, które robisz. Wręcz przeciwnie. Mam zamiar cię od nich odsuwać.

- Jak dobrze, że zawsze mogę liczyć na wsparcie najlepszej przyjaciółki - ironizuję.

- A proszę bardzo. Zawsze do usług.

Nie długo później wpuszczam do mieszkania mężczyznę z bukietem czerwonych róż. Przymykam powieki i zadaję sobie kolejny raz to same pytania.

Dlaczego teraz? Dlaczego nie mógł być taki dawniej? Czy naprawdę, aż tak bardzo żałuje tego co zrobił, czy po prostu stara się żeby mnie jak najszybciej zaliczyć. Nicole pewnie postawiłaby na tę ostatnią opcje, a ja nie wiem do końca co o tym myśleć, chociaż ta ostatnia wydaje mi się być najbardziej prawdopodobna.

Zostawiam kwiaty w wazonie słysząc prychniecie przechodzącej Nicole i założę się, że przewróciła dodatkowo oczami. Dobrze, że powstrzymała się chociaż od komentarza. Ostatnie czego mi potrzeba to sprzeczki między tą dwójką.

Ukryte pragnieniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz