Clarissa (po 19 rozdziale)

884 14 3
                                    

Znów zagapiłam się na tą wiadomość, jak zaczarowana.

Nie będę kłamać, moje dawne motylki
w brzuchu, znów się rozbudziły i zaczęły mi dokuczać przy każdym wspomnieniu o tym mężczyźnie.

A teraz gdy, tak przeczytałam te zdanie, już i nogi miałam jak z waty.

Zanim jednak odpisałam mu cokolwiek uznałam, że trzeba wrócić do rezydencji, zanim ktoś już się zacznie zamartwiać.

Szłam uśmiechnięta w stronę mojego pokoju, planując co ubiorę na te okazję, ale drogę zablokował mi Vincent.

- Hailie nigdzie dzisiaj nie wychodzisz.

- Co?

O co mu chodziło, po pierwsze skąd on wiedział, że chcę gdzieś wyjść, a po drugie tak naprawdę właśnie to zrobiłam niedawno z bliźniakami.

- To poważna sprawa, wiem że byłaś przed chwilą w pizzerii i na tym się kończy, dopóki ja nie zmienię zdania.

- Ale Vince, ja nie bardzo rozumiem..

- Pamiętasz Clarissę?

Na samo wspomnienie aż mną wzdrygnęło. To była ta kobieta, która mnie porwała. Ta kobieta, która wbiła mi nóż w brzuch. Ta kobieta, która była odpowiedzialna za tyle traum..

- C-co z.. z nią?..

- Uciekła z psychiatryka.

Odpowiedział mi sztywno mój najstarszy brat.

Na te słowa, nogi się pode mną ugięły, nie wierzyłam w to co słyszę. Nie.. Nie! To nie mogła być prawda..

- A-ale jak to..? Myślałam, że organizacja skazała ją na.. śmierć..

- Organizacja stwierdziła, że lepszym pomysłem, będzie wysłać ją do najlepiej strzeżonego psychiatryka, w Pensylwanii. I mam nadzieję, że zrozumiesz, że najrozsądniej było by, byś została tutaj do czasu ponownego jej złapania.

Najlepiej strzeżonego? Pff! Właśnie widzę. Boże, naprawdę myślałam, że
w tej organizacji, ci ludzie są mądrzejsi. Kto w ogóle, podejmuje tam te decyzje co?! Bo nie wierzę, że większość była za tym pomysłem. No nie oszukujmy się, jest on dość durny.

Chciałam już mu to wytknąć, ale się powstrzymałam.

- Nie... Proszę nie Vince..!

Ale on nie wyglądał jakby chciał ze mną dyskutować.

- Błagam, ja wiem że ona jest niebezpieczna. Ja zdaję sobie z tego sprawę, ale nie możesz mnie tutaj uwięzić!! Ja mam studia!..

- Przykro mi droga Hailie, ale jak mówiłem. Do czasu jej złapania, będziesz siedzieć tu i ja tego dopilnuję, a jeśli chodzi o studia, od początku roku będziesz miała prywatnych wykładowców i nauczycieli.

No, nie no! Znowu?!

- Nie możesz mi tego zrobić!

Od tej rozmowy już zbierało mi się na płacz. Czułam gulę w gardle, która ledwo pozwała mi mówić.

- Jestem już dorosła!

Żeby nie było, ja naprawdę rozumiałam powagę sytuacji. To wszystko co przeżyłam, naprawdę odbiło się na moim zdrowiu psychicznym, ale ja miałam też swoje życie.

- Hailie, nie podnoś głosu, tym bardziej na mnie.

Upomniał mnie Vincent.

- Czy ty naprawdę nie pamiętasz, co się stało? Uważasz, że robię to po złości?

Spytał z powagą.

- Nie mam na to siły...!

Wydusiłam tylko i wbiegłam do pokoju, zamykając za sobą szczelnie drzwi.

"Dlaczego ja?", "Dlaczego mnie takie rzeczy spotykają?.."
Pytałam się siebie samej.

Ouf.. Najgorsze będzie to, że chłopcy będą jeszcze gorsi, gdy się dowiedzą...
A co z żoną i dziećmi Vince'a? Jakby Clarissa dalej chciała się mścić, nie musiałaby teraz tylko na mnie. Miała całe pole do popisu..

Na samą tą myśl, aż mnie zmroziło.

- Jezu, biedne dzieci..., pewnie teraz wszyscy będą musieli być ostrożni jak nigdy.

Próbowałam powstrzymać potok łez, ale takie myśli niezbyt mnie uspokajały.

I wtedy przypomniałam sobie
o wiadomości od Adriena.

Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do niego.

Wsłuchiwałam się w długie sygnały i gdy miałam się już poddać, usłyszałam głos
w słuchawce, za którym już zdążyłam się stęsknić.

- Hailie Monet?

- A-Adrien?..

- Hailie... Czy ty płaczesz?

Spytał, ewidentnie zmartwiony.

- To.. to nic.. Ja.. Ja poprostu.. Nie będę mogła się spotkać..

- Hailie Monet co się dzieje?

- C-Clarissa uciekła...

Tylko tyle udało mi się wydusić.

Na chwilę nic nie słyszałam. Adrien chyba próbował sobie przypomnieć
o kim mówię, ale zaraz usłyszałam już poważniejszy ton.

- Jesteś w domu?

- Tak..

- Wszystko napewno w porządku?

- Tak, Adrienie. Ja.. poprostu jakoś muszę to znieść. Dopóki.. dopóki..

- Jej nie znajdą.

Dokończył za mnie.

- Właśnie

- Nie martw się Hailie Monet, pomogę ci.

- Co..? Jak?

- Później się dowiesz, teraz proszę, uspokój się, dobrze?

- D-dobrze.. Ale..

- Do zobaczenia, Hailie Monet.

I rozłączył się.

Och! No nienawidzę gdy odpala mu się ta opiekuńczość! Zachowuje się wtedy podobnie do moich braci, co no nie dziwmy się, jest dość irytujące..

Oprócz tego nie byłam z siebie też dumna, że się przy nim rozpłakałam, ale to mnie przerosło.. No i co on miał na myśli, mówiąc że mi pomoże?

Co teraz?.. Co ja mam teraz zrobić..?

...

A/N Hej, mam do was pytanko, czy chcecie bym pisała tak jak mam w opisie, czyli historię, po oryginalnym rozdziale Rodziny Monet, tak jak mówiłam wcześniej - by urozmaicić czas na czekanie.   A gdy dostaniemy kolejny, zapomnimy o wcześniejszej historii
i piszemy od nowa, po nowo dostanym. Czy raczej by ta historia którą pisze teraz, się nie zmieniała i by była wciąż kontynuowana?

Dalszy Ciąg "Rodziny Monet" (Moja Wersja)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz