Promienie słońca przebijały się przez zasłony do mojego tymczasowego pokoju, którego tak naprawdę nie miałam chwili do końca docenić.
Beż, łączący się z ciemnym drewnem, na przykład na framudze drzwi, tworzył olśniewający kontrast.
Początkowo, jak wspominałam, dom lekko od siebie odpychał innych, przynajmniej w mojej opinii, z racji panującej pustki. Teraz jednak, gdy coraz bardziej przyzwyczajałam się do niego, moje zdanie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Na tą chwilę zaczynałam nawet lubić taki stan rzeczy, choć gdybym mogła, urządziła bym nie tylko wnętrze, ale też ogród, tak, że nikt by go nie poznał.
Zmrużyłam oczy i obróciłam się na drugi bok nie mając zamiaru wstawać.
Wzięłam tylko do ręki telefon sprawdzając, która godzina.
Dochodziła właśnie ósma trzydzieści.
Gasząc wyświetlacz i trzymając komórkę zaczęłam rozmyślać, jak wtedy lekko wrobiłam Vincenta.
Jakieś parę miesięcy temu, chciałam kupić sobie nowy telefon, ponieważ tamty mi się zepsuł. Hah, no cóż.. to chyba u mnie normalne. Zamówiłam go więc, ale firma od której go kupowałam pomieszała coś w zamówieniu i dostałam dwa. Mój najstarszy brat wiedział tylko o jednym, a ja miałam tyle na głowie że po prostu nawet nie zgłaszałam błędu i zapłaciłam za te dwie komórki. Czasem myślałam że może i to nawet przydatne, bo gdyby mnie ktoś napadł, albo jak teraz Vince kazał mi go oddać, miałam kolejny w zapasie. Długo sądziłam, że to sobie ubzdurałam oraz, że to głupie i już nawet chciałam go oddać czy coś, bo miałam na niego gwarancję, ale akurat przypadła idealna okazja i szkoda by było z niej nie skorzystać.
Byłam z siebie dumna. Tym bardziej dlatego, iż o tym telefonie nikt nie wiedział, więc nikt mi nie zawracał głowy. Jedyne to miałam na nim najważniejsze kontakty, jak np. Danilo, z racji że jest moim ochroniarzem.
W końcu jednak, trzeba było wstać.
Wykonałam poranną toaletę, czyli przebrałam się z wczorajszej sukienki, umyłam twarz i zęby oraz przeczesałam włosy.
Jak wcześniej musiałam zbierać się w sobie by wyjść to teraz nawet o tym nie myślałam.
Zamknęłam za sobą drzwi i lekko głodna skierowałam się jak wczoraj do kuchni.
Szłam korytarzem zupełnie spokojna. Moje wcześniejsze zmartwienia, tak nagle mnie opuściły, choć nie powinny były, gdyż właśnie dzisiaj był kluczowy dzień. Dzień, w którym miałam zmierzyć się z konsekwencjami mych czynów.
Jednak nagle przystanęłam. To był pierwszy, ale niestety nie ostatni raz gdy usłyszałam to w mojej głowie, tak jakby mówiła to do mnie stając obok...
"Zaczekam"...
To miał być początek koszmaru.
Potrząsnęłam głową by wyrzucić ten wyraz z niej.
Pomógł mi w tym także Danilo, który nagle wyjawił się zza rogu.
- Panno Monet, przepraszam że mnie wczoraj nie było - mówił przejęty. - J-ja musiałem coś załatwić, a pani zadzwoniła tak nieoczekiwanie i...
- To nic - uśmiechnęłam się do niego pocieszająco, choć nie byłam zadowolona, że mnie zostawił, ale to rozumiałam. - Adrien był ze mną.
Na samo jego wspomnienie, po wczorajszym, mój uśmiech się poszerzył.
On na to kiwnął głową z ulgą malującą się na jego twarzy.
- Tylko proszę, powiadom mnie gdy znów wydarzy się taka sytuacja.
CZYTASZ
Dalszy Ciąg "Rodziny Monet" (Moja Wersja)
RomansaWszyscy fani cierpliwie czekają na dalszy rozwój powieści Weroniki Anny Marczak - "Rodzina Monet" diament. Co się stanie dalej? Tutaj od 19 rozdziału zaczyna się moja wersja i naprawdę zapraszam do przeczytania. I + wpleciona moja inna historia!