✉ Rozdział 5

2.7K 228 5
                                    

Jezusie nazarejski, gdzie się ten Jack podziewa?! Ja tu od zmysłów odchodzę, ten gościu cały czas siedzi na masce tego samochodu i chyba nie zamierza szybko sobie pójść, a blondiś chyba się w kiblu zatrzasnął!

No i jeszcze ten mój cholerny troll się nie odezwał. Ja się poważnie już o niego martwię. Rozumiem strzelił focha czy coś, no ale żeby się przez bite 10 godzin nie odezwać? Może coś się jemu stało, a ja o tym nie wiem?

Usłyszałam pukanie do drzwi. Szybko spojrzałam przez okno, ale nikogo już nie było na parkingu.

- Jasna cholera - zaklnęłam i podeszłam do drzwi. Spojrzałam przez wizjer i ujrzałam blond kłaczki. W ekspresowym tempie odkluczyłam drewnianą powłokę, a kiedy tylko Jack wszedł do środka, ponownie ją zakluczyłam.

- Mów mi tu jak na spowiedzi o co poszło - rozsiadł się wygodnie na kanapie i poklepał miejsce obok - Siadaj. Przecież nie gryzę - zaśmiał się.

- Jasne - uśmiechnęłam się niemrawo, wpatrując się w okno z nadzieją znalezienia jakiegoś śladu, że ktoś stał przed akademikiem jakieś pół godziny temu, lecz z marnym skutkiem. Nawet głupich śladów opon nie było! Może to jednak moja chora wyobraźnia płata mi figle? Pewnie tak.

- Halo! Ziemia do Sary! - blondyn zwrócił na siebie moją uwagę - No mówże w końcu po coś mnie ściągnęła niegodziwa kobieto! - tak ten człowiek zdecydowanie należy do moich ulubionych.

- No mówiłam, że Jack strzelił focha i się nie odezwał ani razu od - spojrzałam na zegarek - Od 10 i pół godziny - blondyn zrobił wytrzeszcz oczami.

- Czekaj. OD 10 I PÓŁ GODZINY TEN GORYL SIĘ NIE ODEZWAŁ?! - mały, a ile energii i emocji się w nim kryje. To aż zaskakujące.

- No tak. Może do ciebie się przez ten czas odezwał? - spojrzałam na niego z nadzieją, jednak ten tylko pokiwał przecząco głową.

- A o co poszło? - zapytał, a ja pokazałam mu nasze ostatnie wiadomości - On o to strzelił focha czy jeszcze coś mu dopowiedziałaś?

- No widocznie o to. Sama już go nie rozumiem. Kocham go, ale teraz mam ochotę mu tak przywalić, że go rodzona matka nie pozna! - rzuciłam zbulwersowana.

- Dobra, dobra. Wierzę ci - uniósł ręce w obronnym geście.

- Hmm Jack? - postanowiłam zapytać się czy on także widział tego kolesia w czerni. Spojrzał na mnie tymi swoimi wielkimi, błękitnymi oczyskami, dając tym samym znak abym kontynuowała - Czy nie widziałeś może czegoś dziwnego przed akademikiem?

- No jeśli obsrane stringi Janett się liczą to tak - oboje zaśmialiśmy się. Ten człowiek jest najweselszą osobą, jaką dane było mi poznać. Dziękujmy panu, że zesłał mi tego maluszka.

- Hahaha boże będziesz miał koszmary - śmiałam się w najlepsze, lecz jednak musiałam wiedzieć czy to nie moja fatamorgana czy coś w ten deseń - Chodziło mi bardziej o czarne sportowe auto? - potarłam ramiona dłońmi.

- Jak wychodziłem z naszego akademika to coś tam widziałem, ale jechał za szybko żebym mógł stwierdzić czy był sportowy czy zwyczajny - spojrzałam na niego rozczarowana. Liczyłam, że może jednak widział to samo auto co ja - Wiesz mignęła mi przed oczami mała czarna plama. Ale czekaj - podrapał się po brodzie - Silnik brzmiał jak w sportowych, ale każdy może sobie taki zamontować. A czemu pytasz?

- Z ciekawości. Strasznie podobał mi się ten model i myślałam, że może będziesz wiedział jaki to - skłamałam.

- No jak widzisz jednak nie widziałem. A to znaczy, że mogę już sobie iść?

- Jasne. Dobranoc Małpo - przytuliłam go na pożegnanie.

- Dobranoc Koczkodanie - oddał czułoś, a po chwili usłyszałam tylko trzaśnięcie drzwiami, więc jak najszybciej zabarykadowałam się w mieszkaniu. I po cholerę ja nie zgodziłam się na współlokatorkę? Jestem beznadziejna.

Z saloniku dobiegł mnie odgłos wibracji, więc czym prędzej rzuciłam się na szklany stolik, o mało co go nie rozbijając. Liczyłam, że jaśnie pan Jack postanowił się odezwać, no ale jak zwykle nie miałam racji.

Nieznany: Boisz się? :)

Okey teraz to już na pewno nie zasnę.

Schoolmate 2 / Jack Gilinsky ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz