dajcie znać w komentarzach jak wam się ten rozdział podobał <3
zostały nam jeszcze 4 rozdziały do końca !!
miłego czytania🩶
•••
Nicolás' POV
Prowadzę ją przez żywopłoty aż nie docieramy do polany z równo przyciętą trawą. Jestem zmuszony, aby użyć latarki ze swojego telefonu, żeby oświetlić nam drogę. Dziewczyna co jakiś czas w objawie ekscytacji zaciska mocniej swoją dłoń w mojej. Arogancki uśmiech błąka się na mojej twarzy.
Miejsce, które chcę jej pokazać jest dla mnie bardzo sentymentalne i jednocześnie wywołuje silne emocje. Wracam myślami do moich dziecięcych lat, a klatka piersiowa zaciska mi się w pulsującym bólu. Miałem szczęśliwe dzieciństwo, naprawdę. Dostałem wszystko co dziecko mogło w tamtym okresie rozwoju potrzebować. Lecz wracanie do wspomnień z tą osobą po prostu bolało. Wracanie do chwil spędzonych z Cipriano, moim najlepszym przyjacielem od dziecka wywoływało u mnie niepohamowane poczucie winy, bezsilności i zwyczajnego poczucia straty kogoś niesamowicie ważnego. Jednak odkąd poszedłem na swoją pierwszą terapię zacząłem już sobie pomału z tym radzić. Zaczynałem doszukiwać się choć minimalnych dobrych aspektów w każdej kwestii. Gdybym nie stracił Cipriana nie poznałbym Susan ani całej mojej paczki przyjaciół, którą mam teraz. Gdybym nie stracił Cipriana nie uwiadomiłbym sobie tak wcześnie, że życie bardzo szybko można sobie zniszczyć. Gdybym nie stracił Cipriana nie odnalazłbym sensu swojego życia. Mimo że połowa mnie wciąż nie chce się z tym pogodzić wiem już że to nie ode mnie zależała decyzja o jego życiu. I mimo że to wszystko tak cholernie boli i nie ma dnia, aby choć raz nie przeleciał mi przez głowę, to wszystko właśnie tak miało się skończyć. Zrobiłem wszystko co było w mojej mocy, aby mu pomóc.
Nagle czuję mocniejsze szarpnięcie za rękaw smokingu. Susan posyła mi zmartwione spojrzenie czym automatycznie wyrywa mnie z mojego letargu. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że od dobrej chwili stoimy naprzeciwko kaplicy w angielsko-rzymskim stylu. Odpycham od siebie nieprzyjemne myśli i posyłam blondynce najszczerszy uśmiech. Jestem gotów, aby pokazać jej kolejną część siebie.
- Czy zechciałbyś mi może wyjaśnić co my robimy o prawie dwudziestej trzeciej naprzeciwko jakiejś starej kaplicy? - pyta sceptycznie, a ja wybucham perlistym śmiechem.
- Zaraz się wszystkiego dowiesz - mruczę w odpowiedzi i podchodzę do jednego z krzaków, zza którego wyciągam małą drewniana szkatułkę z ukrytymi w niej kluczami i kilkoma zapalniczkami. - Chce ci pokazać gdzie chowałem się przez cale swoje dzieciństwo i okres dojrzewania, kiedy wracałem do Madrytu.
Susan stara się nie wybuchnąć śmiechem, a po chwili lekko marszczy swoje równe brwi.
- Ciekawa kryjówka - mówi lekko chichocząc - Jestem pewna, że często wychodziłeś z niej natchniony.
- Żebyś wiedziała - wybucham szczerym śmiechem, dziewczyna mi wtóruje.
Otwieram drzwi i przepuszczam dziewczynę pierwszą. Wchodzimy do ciemnego pomieszczenia, a jedynie mała smuga świtała przedostaje się do wnętrza przez kolarz na ścianie. Podchodzę do rzędu świeć i zapalam każdą po kolei.
- Naprawdę ładnie tutaj - mówi oniemiała rozglądając się dookoła - Chociaż nie przypomina to typowej kaplicy - unosi brew, aby zmusić mnie do wyjaśnienie dlaczego to miejsce bardziej wygląda jak kawalerka niż święte miejsce.
Przy jednej ze ścian jest ustawione duże łóżko z baldachimem, na przeciwległej ścianie są ustawione regały z najróżniejszymi książkami oraz stare biurko z masą nieuporządkowanych papierów na nim, jednak moja ulubioną częścią tego budynku jest odkrywany dach, przez który można oglądać gwiazdy. Wszystko jest zachowane w odcieniach butelkowej zieleni oraz złota. Dziewczyna wygodnie rozsiada się na łóżku i zdejmuje niewygodne szpilki.
CZYTASZ
mira al cielo amor [zakończone|przed korektą]
RomanceOsiemnastoletnia Susan przyjeżdża na studia do Walencji w słonecznej Hiszpanii. Już od samego początku czuje się jak w domu. Jednak szybko się okazuje, że to miejsce może stać się piekłem. Kiedy spotyka na swojej drodze aroganckiego hiszpańskiego k...