Uczucie, jakie towarzyszyło Dantemu, kiedy się zranił, zawsze było dla niego czymś dziwnym i ciężkim do wyjaśnienia. Kiedy nóż kuchenny przeciął jego skórę, a chłodna stal ominęła kości i przebiła się na drugą stronę, rozrywający ból trwał tylko sekundę. Rana paliła wtedy żywym ogniem, a ciepła krew spływała po długich palcach i kapała na blat. Wyciągnął narzędzie, a zamiast bólu poczuł jedynie rozluźniający się ucisk. Jego serce galopowało jak szalone, kiedy podniósł wzrok z powrotem na przyjaciela i odłożył zakrwawiony nóż na blat.
Przedstawienie czas zacząć.
Aiden Prince był blady jak ściana. Na nic zdała się jego opalenizna, przez którą na codzień wyglądał, jakby jego jedynym zajęciem było surfowanie na desce i zabawa wśród fal. Siedział z lekko rozwartymi ustami, nie potrafiąc wykrztusić z siebie żadnego słowa. Chciał, ale jego gardło odmawiało posłuszeństwa, zaciskając się w supeł. Delikatnie rozjaśnione słońcem kosmyki włosów szatyna przykleiły się do jego mokrego ze stresu czoła.
Dante wiedział, że jego przyjaciel nienawidził igieł, ale nie przypominał sobie, żeby bał się również krwi.
— Co. Ty. Odpierdalasz?! — wykrzyczał w końcu, kiedy doszła do niego powaga całej sytuacji i zeskoczył ze stołka, który prawie wylądował na podłodze. Nachylił się przez blat i złapał za nadgarstek blondyna, żeby móc obrócić jego dłoń i ją obejrzeć. Nie podlegało wątpliwości, że na samym środku jego śródręcza znajdowała się dziura na wylot. Żołądek chłopaka zaatakowała nagła fala mdłości. — Do końca cię pojebało?
Dante słyszał serce swojego przyjaciela i gdyby skupił się na kilka sekund, z pewnością mógłby obliczyć jego tętno. Zaczął się zastanawiać, w jakim wieku była najmłodsza na świecie osoba po zawale — osiemnaście lat brzmiało jak całkiem imponujący wynik.
Odrzucił od siebie myśl, że tym razem faktycznie ma dłonie ubroczone we krwi i nie jest to wytwór jego wyobraźni. Zdusił w sobie łzy, które od razu poczuł pod powiekami. Wziął głęboki wdech, luzując pętlę zaciskającą się na gardle.
— Od dziecka mam we krwi wirusa, przez którego mam doskonały słuch, zwinność, siłę i przyspieszoną regenerację ran — wyznał bez owijania w bawełnę, czując znajome mrowienie na skórze. Krew przestała wypływać, a rozcięcie zaczęło goić się od wewnątrz. Aiden cały czas patrzył na niego, jak na skończonego wariata. Nie dziwił mu się, widok samookalecezającego się przyjaciela nie należał do normalnych. — Dlatego w Madrycie, kiedy się przewróciłem na hulajnodze, nie miałem śladów na kolanach. Zrosły się w ciągu kilku sekund.
— Dante, musimy zatamować krwotok i to chyba już podchodzi pod szycie — wymamrotał, a jego dłonie drżały. Na tamten moment był absolutnie pewien, że jak tylko zajmą się raną przyjaciela, przyjdzie czas na leczenie psychiatryczne. Najpewniej obojga. — Zabulisz strasznie dużo za to w szpitalu, ale nie możemy tego tak zostawić.
— Aiden...
Szatyn wypuścił z ręki dłoń Dantego, okrążył wysepkę kuchenną i rozejrzał się po pomieszczeniu. Starał się przywołać w pamięci ostatni raz, gdy był u Redfieldów, a co za tym idzie, przypomnieć sobie rozmieszczenie przedmiotów w poszczególnych szafkach. Nie należało to do najłatwiejszych zadań, gdyż Sophie i Viola ceniły sobie dużą powierzchnię do przechowywania, przez co posiadały więcej półek niż rzeczy do schowania. Po trzech próbach trafił na szufladę z czystymi ścierkami i od razu wyciągnął jedną. Podał ją Dantemu, a następnie siłą zacisnął jego palce na materiale, który momentalnie nasiąknął krwią. Nie było jej szczególnie dużo i znajdowała się tylko na powierzchni skóry.
— Powinniśmy to przemyć wodą? — Panikował. Jego umysł stał się czarną dziurą i pochłonął całą wiedzę, jaką kiedykolwiek posiadał na temat udzielania pierwszej pomocy.
CZYTASZ
Bez wyjścia [Redfield #2]
Science FictionREDFIELD #2 Po tym jak Dante Redfield przeżywa traumatyczną konfrontację, postanawia odciąć się od swoich przyjaciół. Żyje w ciągłym lęku przed samym sobą i ma świadomość, że nikt nie jest bezpieczny w jego towarzystwie. Zmartwiony jego milczeniem A...