🦋 ROZDZIAŁ XXI 🦋

70 8 9
                                    

W domu Redfieldów zapanował chaos.

Dante i Dennis od razu ruszyli do piwnicy. Chociaż wewnętrznie każde z nich drżało, nie dawali po sobie poznać swojego przejęcia. Zupełnie jakby na moment zapomnieli, że idą właśnie odbić swoją córkę i siostrę z rąk niebezpiecznych ludzi.

Dennis wcisnął kluczyk do gabloty z bronią, a gdy ta rozświetliła się, wysunął jedną z szuflad. Aiden i Erin, którzy podążyli za nimi do piwnicy, westchnęli z mieszanką szoku i podziwu. Dante sięgnął po kaburę na udo, zapiął szlufki i dopasował je do swojego ciała.

Wszyscy milczeli, atmosfera zgęstniała.

Erin miała wrażenie, że nie może oddychać. Przygryzała długie paznokcie zębami, walcząc z zaciskającym się gardłem. Przebywanie w tym pomieszczeniu przypominało jej, jak z Dantego uchodziło życie w noc, gdy został otruty rycyną. Zdawał się nie przejmować tym, że może to być misja samobójcza. Wszyscy po prostu zaakceptowali żądania porywaczy i mieli zamiar wybrać się prosto do paszczy lwa.

Uzbrojeni ruszyli do salonu. Dante siłował się z mocowaniem kabury na nóż taktyczny, która z jakiegoś powodu nie chciała trzymać się jego pasa. Dennis pakował amunicję do saszetek, a Viola dopasowywała jego szelki. Damien i Sophie dyskutowali przy stole, czy powinni zawiadomić policję.

— Jadę z wami — oznajmiła Erin pewnie, błyszczącymi oczami patrząc na Dantego.

Początkowo chłopak myślał, że jest to jedynie żart i chciał się zaśmiać.

— Nie — odparł krótko, kiedy doszło do niego, że dziewczyna mówi całkiem poważnie.

Sprawnym ruchem wyciągnął magazynek z broni, sprawdził czy jest pełny, a następnie z kliknięciem wsunął go z powrotem. Pistolet włożył do kabury, przyzwyczajając się powoli do jej położenia.

— Nie pozwolę ci iść. — Pokręciła stanowczo głową, a w jej oczach pojawiły się łzy. — Możesz zginąć, Dante.

Podszedł do niej i ścisnął dłońmi jej ramiona. Złapał spojrzenie szarych tęczówek pełnych chłodu i determinacji.

— Całe życie szkoliłem się na takie sytuacje — mruknął, pocierając jej skórę. Uśmiechnął się delikatnie. — Poza tym mam wirusa, nie zapominaj o tym. Jestem nieśmiertelny.

— Nie jesteś! — Jej głos się załamał. — Dante, oni nie są głupi. Nie daliby wam dokładnej lokalizacji i nie wystawiliby się na tacy, gdyby nie byli przygotowani. Na pewno mają zatrute kule, a wtedy jesteś tak samo śmiertelny jak ja!

— Erin... — Przyciągnął ją do siebie i pozwolił, żeby kilka łez wsiąknęło w jego koszulkę. Potarł jej plecy kolistym ruchem, zanim odsunął ją od siebie, aby móc złapać jej spojrzenie. — Przepraszam, ale będziesz nam przeszkadzać.

Wiedziała, że jest to prawda, ale jej lęk nie pozwalał jej logicznie myśleć. Odeszłaby od zmysłów, gdyby nie wiedziała, co się z nim dzieje. Zacisnęła usta.

— Kocham cię — wyszeptał, całując ją długo i głęboko, zanim w ogóle zdążyła mu odpowiedzieć. Gdy ich usta się rozłączyły, dodał: — I wszystko będzie dobrze.

— Ja ciebie też kocham...

Otarł kciukiem łzę z jej policzka i spojrzał na nią z taką mieszanką uczuć, że dziewczyna nie potrafiła jej rozszyfrować.

— Powodzenia — powiedziała w końcu, po czym odwróciła się na pięcie. — Idę do toalety.

Zamknęła za sobą drzwi, po czym zwróciła się w kierunku lustra. Zmierzyła spojrzeniem swoje zaczerwienione oczy i bladą cerę. Wzięła głęboki wdech, po czym bezceremonialnie wdrapała się na deskę klozetową i otworzyła okno.

Bez wyjścia [Redfield #2]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz