🦋 ROZDZIAŁ X 🦋

95 10 2
                                    

— Wyspałeś się?

Dante zmarszczył brwi, próbując przypomnieć sobie, czy budził się w nocy. W prawdzie śniły mu się koszmary, których nie potrafił przerwać pomimo starań. Przebudził się dopiero nad ranem. Czuł się, jakby przez całą noc chodził po Roseville zamiast spać.

— Nie — odparł po chwili.

Mężczyzna zaciskający opaskę na jego bicepsie zatrzymał się na moment, żeby spojrzeć w jego oczy.

— Znowu masz koszmary?

Redfield prychnął.

— Zupełnie jakbym przestał je mieć.

Doktor Lee poprawił przyduże rękawiczki, a następnie sięgnął po środek do dezynfekcji. Spryskał nim obficie zgięcie łokcia chłopaka i przetarł skórę wacikiem.

— Ale nie podjadałeś kebabów w nocy? — Zaśmiał się lekko pod nosem.

— Nie.

Sięgnął po strzykawkę z igłą, którą przygotował sobie chwilę wcześniej.

— I nie mdlejesz na widok krwi?

Dante pokręcił głową i zacisnął pięść kilka razy, aby jego żyły się uwidoczniły. Doktor Lee przyjrzał się im, dusząc w sobie chęć, aby je skomplementować. Wybrał tę, na której najlepiej będzie mu się pracowało. 

Siedzący na kanapie Aiden machnął ręką z drugiego końca pomieszczenia.

— Ja mdleję na widok igieł.

Mężczyzna posłał mu uśmiech.

— To nie patrz.

Wkłuł się w skórę Dantego i pobrał wystarczającą ilość krwi. Prince spojrzał na to z obrzydzeniem, po czym odwrócił głowę, czując, że ciężej mu się oddycha. Stukał nerwowo palcami w kolano.

Doktor Lee przetarł skórę Redfielda gazą i złapał się na tym, że miał zamiar przykleić ją za pomocą taśmy. Po wkłuciu nie było już śladu. Zamieszał próbkę w probówce i przyjrzał się jej pod światłem. W tym samym momencie drzwi do piwnicy otworzyły się, a Dennis wszedł do pomieszczenia pewnym krokiem.

— Doskonałe wyczucie — skomentował Lee.

Dante wstał z krzesła, ustępując miejsca mężczyźnie, a on bez oporów je zajął. Naniósł kroplę krwi na szkiełko, które wsunął pod mikroskop stojący obok komputera. Obraz z niego pojawił się na monitorze. Zaciekawiony Aiden wstał z kanapy i stanął obok Dantego oraz Dennisa, którzy ze skrzyżowanymi na piersiach ramionami przyglądali się poczynaniom naukowca.

— To chore, że macie tutaj taki sprzęt za kilkaset dolarów — stwierdził szatyn, przestępując z nogi na nogę. — I to wszystko tylko po to, żeby zbadać sobie krew raz w miesiącu.

— Próbka jego krwi nie może opuścić tego domu — wyjaśnił doktor Lee, przykładając oko do okularu. Starannie dostosował ustawienia mikroskopu. — Zwłaszcza teraz, kiedy nie wiadomo, czy dotrę z nią do laboratorium.

Mężczyzna zamilkł i skupił się na oglądaniu próbki. W międzyczasie porównywał ją z wynikami poprzednich badań, na drugim ekranie. Wydał z siebie niezadowolony pomruk. Bełkotał pod nosem coś niezrozumiałego i zapisywał myśli w notatniku.

— Coś jest nie tak? — zapytał Dennis, skacząc wzrokiem pomiędzy doktorem a ekranem. Gdyby rozumiał, co się na nim działo, nie potrzebowaliby pomocy zaprzyjaźnionego i wtajemniczonego naukowca. Zajmował się nim po powrocie z misji, kiedy wszyscy próbowali zrozumieć, co Hans Morris z nim zrobił.

Bez wyjścia [Redfield #2]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz