Rozdział 6 - Podróż

17 2 2
                                    

On

Musiałem przyznać, że alkohol działał na nią szybko i gdybym chciał, mógłbym mieć ją już wczoraj wieczorem. Ale moim planem nie było zaciągnięcie jej do łóżka, tylko uporządkowanie jej w głowie, zanim panika ją zeżre. Miałem nadzieję, że rozmowa o jej obecnej sytuacji i zrobienie planu na najbliższy czas przywróci jej komfort psychiczny. Na mnie to tak działało. Lubiłem mieć plan, chociaż umiałem też improwizować.

Nie wiedziałem, jak silna psychicznie jest i czy poradzi sobie z tym, co na nią spadło, ale musiałem zaryzykować, bo w przeciwnym razie będę musiał ją zabić. Vito wyraził się jasno: zrobi, co do niej należy, albo mam się jej pozbyć. Inaczej on pozbędzie się nas oboje, a ja nie zamierzałem umierać za nią. To nie moja wina, że wygląda jak ktoś z naszego świata.

No właśnie, wygląda. Na dłuższą metę można było dostrzec pewne subtelne różnice między nimi, ale w zachowaniu, a nie w wyglądzie. Dlatego inni też, tak jak Vito, dadzą się nabrać. Gdybym nie znał tak dobrze oryginału, zapewne nie dostrzegłbym różnic u tej drugiej. Kurwa, muszę zacząć myśleć o nich po imionach, bo inaczej zwariuję. Kida, zabójczyni. Jenny, sobowtór. Tak, teraz lepiej.

Przez chwilę w głowie miałem szaloną myśl, żeby ją wyszkolić. Byłyby wtedy dwie. Szybko jednak porzuciłem te fantazje. Minęłoby zbyt wiele czasu, a ja nie chciałem brać na siebie ciężaru na tak długo. Zresztą musiałbym najpierw ją złamać, żeby uformować na nowo. Kida znała ten zawód od podszewki, od dziecka. I idealnie wpasowała się w to. Z kolei Jenny... Była zbyt porządna, zbyt niewinna. Sądziłem, że i tak nie da rady pociągnąć za spust, ale na to nic nie mogłem poradzić. Trzeba było spróbować. Jak już robota będzie dokończona, dziewczyna będzie mogła się ulotnić, zrobić, co będzie chciała. Wyjechać i żyć bez psów Vito na karku.

Spojrzałem w kierunku drzwi sypialni gościnnej, zza których co jakiś czas dochodziło pochrapywanie. Było po ósmej, ale biorąc pod uwagę, ile wczoraj wypiła, nie zdziwiłbym się, gdyby nie wstała do dziesiątej.

Cofnąłem się myślami do wczorajszego wieczoru. Do pizzy piliśmy piwo, później znalazłem w szafce wino i to już polewałem głównie jej. Chciałem doprowadzić ją do łez. Nie brzmi to najlepiej, ale sądziłem, że kiedy tama puści i wypłacze swój żal, zrobi jej się lepiej. Jednak trzymała się zadziwiająco dobrze. Fakt, rozgadała się i opowiadała dużo głupot o swoim życiu, koleżankach, pracy, ale nie wspomniała o ostatnich wydarzeniach. A później uznała, że jest śpiąca i poszła położyć się do łóżka.

Ani słowem nie wspomniała też o tym, jak na mnie reagowała, ale widziałem te spojrzenia spod rzęs, kiedy myślała, że nie patrzę. Znałem to już, byłem przyzwyczajony. Nigdy nie zastanawiałem się, czy kobiety uznają mnie za przystojnego, ale coś musiało być na rzeczy, bo kiedy chciałem, zawsze znalazłem chętną. Zawsze. I zawsze byłem w stanie upolować tą, którą chciałem.

Przerywając rozmyślania poszedłem do kuchni i włączyłem ekspres. Chciałem już zacząć ten dzień i miałem nadzieję, że zapach świeżo palonej kawy podniesie moją śpiącą królewnę. Dziś pewnie będzie chciała pojechać do tego swojego detektywa, a jak już to odhaczymy, zapoznam ją z zadaniem. Bronią. Może zaczniemy zbierać informacje. Na samą myśl zrobiło mi się przyjemnie ciepło, nie mogłem już doczekać się polowania. Akcji. Adrenaliny.

Nalałem kawy do dwóch kubków i nastawiłem ucha. Dalej spała. No ileż można?!

W końcu zgarnąłem jedną kawę i ruszyłem do sypialni. Czas wstawać.

Otworzyłem drzwi.

I zamarłem.

Pokój był pusty. Na ułożonej gładko pościeli leżał telefon z zapętlonym nagraniem chrapania, podłączony pod ładowarkę. Jenny nie było. Jej rzeczy także.

Jedno zdjęcie, cz. 1 [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz