Theodore
Nie mogłem uwierzyć, że naprawdę do mnie przyszła. Była tu, gotowa wysłuchać naszych historii, poznać prawdę. Podziwiałem ją za spokój i zaufanie jakim nas obdarzyła. Nie bała się, przekonana że jej nie skrzywdzimy. Ojcze, tak cholernie mnie to cieszyło. Ze spokojem przyjmowała wszystkie informacje i dokładnie kodowała je w głowie. Była tu, gotowa mnie wysłuchać. Nie uciekła. Nie panikowała i nie wyzywała mnie od potworów. Po prostu przyszła do mnie i nawet kupiła Deidrze nową bluzę. Dawno nie widziałem takiego szczęścia w oczach przyjaciółki. Prawda była taka, że rzadko coś dostawaliśmy. Pamiętaliśmy o swoich urodzinach i tylko ten jeden raz w roku obdarzaliśmy siebie nawzajem podarunkami, ale to było coś innego niż dostać prezent od człowieka, którego Deidra naprawdę niewiele znała. To był naprawdę miły gest ze strony Liv. My sami zapomnieliśmy o bluzie, którą zabrała w pośpiechu z pokoju mulatki.
- Czy gdybym teraz tak po prostu chciała stąd wyjść i nigdy więcej cię nie zobaczyć, pozwoliłbyś mi na to? – cichy głos Oliwi, który rozbrzmiał w salonie po dłuższej chwili ciszy wyrwał mnie z rozmyślań. Blondynka patrzyła prosto w moje oczy, a ja poczułem nieprzyjemne ukłucie w sercu na jej słowa. - Czy może wymazał byś mi wspomnienia, kazał zapomnieć lub zabił?
- Nigdy bym cię nie skrzywdził. – zapewniłem niemal natychmiast.
- To nie jest odpowiedź na to pytanie. – westchnęła, przyglądając mi się uważnie.
Kiedyś byłem niemal pewien, że byłbym w stanie pozwolić jej odejść. Że potrafiłbym wymazać siebie z jej pamięci. Teraz to wszystko nie było już takie łatwe.
- Domyślam się, że musisz to wszystko przemyśleć, więc pozwoliłbym ci odejść. - wyznałem po chwili, nie odrywając od niej łagodnego spojrzenia. - Ale jeśli nie zamierzałabyś wrócić, musiałbym kazać ci zapomnieć. Nie mogę narażać mojego ludu.
Taka była prawda. Nie mogłem pozwolić, by zbyt wielu o nas wiedziało. Gdyby Liv pozostała świadoma, a Ewa zaczęłaby z nią rozmawiać, razem miały więcej szans na wyjawienie naszych sekretów. Jednej osobie nikt by nie uwierzył, ale dwóm? Wtedy mogłyby już nam zagrażać.
- Nikt nie uwierzyłby mi, gdybym powiedziała, że istnieją wampiry. – zauważyła Liv, kolejny raz wyrywając mnie z zamyślenia. - To niedorzeczne. Niemożliwe! - westchnęła, przecierając twarz dłońmi. - Mam wrażenie, że trafiłam do jednego z tych kiepskich filmów czy książek, a tak naprawdę to wszystko nie dzieje się naprawdę.
- Tylko że to jest prawdziwe. Ja jestem prawdziwy i udowodniłem ci, że to jest możliwe.
Miałem ochotę wstać z tego cholernego fotela, pokonać dzielącą nas odległość i wziąć ją w ramiona. Chciałem poczuć jej dotyk na swojej skórze, móc zaciągnąć się jej zapachem i zapamiętać go, gdyby zdecydowała się odejść.
- Wiem. – westchnęła nastolatka, spoglądając mi w oczy. - I nie rozumiem tego, ale cholera jasna! Mimo tego wszystkiego, co od ciebie usłyszałam, mimo tego kim jesteś, nie potrafię stąd tak po prostu wyjść, choć rozum krzyczy, żebym uciekała. - wyznała cicho, ukrywając twarz w dłoniach.
Deidra i Vernon wyszli z salonu po tym jak skończyłem swoją historię. Poprosiłem ich, aby zostawili nas samych, mając nadzieję, że dziewczyna w ten sposób poczuje się bardziej komfortowo. Wiedziałem, jak mocno ceniła swoją prywatność i nie lubiła być w centrum zainteresowań, a przez te półtorej godziny wzrok naszej trójki był tylko na niej. Słyszałem, jak domyślała się, że Vernon i Deidra byli gdzieś w domu i na pewno nas słyszeli, ale to że na nią nie patrzyli odrobinę poprawiło jej samopoczucie.
- Liv... - wstałem z fotela, nie mogąc się powstrzymać i podszedłem do niej, zatrzymując się zaledwie w odległości kilku kroków. Nie chciałem jej wystraszyć, dlatego ukucnąłem przed nią, patrząc na nią z dołu.
![](https://img.wattpad.com/cover/353565074-288-k473421.jpg)
CZYTASZ
You are my desire || 2
VampiriDruga część "You are my destiny"! Oliwia wreszcie poznała prawdę, a ta zmieniła wszystko w jej dotychczasowym życiu. Da szansę mężczyźnie i ich związkowi? Uwierzy, że prawdziwa miłość istnieje naprawdę? Theo skrywa wiele tajemnic, ale jak przecież w...