⭒𝐩𝐫𝐨𝐥𝐨𝐠⭒

541 46 13
                                    

🪐

Jeden z ostatnich słonecznych, jak i ciepłych dni tego roku. Słońce powoli zniża się za horyzont, barwiąc przy tym niebo wokół niego na żółto, pomarańczowo oraz czerwono. Wszystko cichnie, pewnie nie chcąc przeszkadzać temu wyjątkowemu widokowi. Nie tylko krajobraz jest specjalny.

Ostatni dzień lata. Część nastolatków spędza go na świętowaniu. Inni, nastawiają się na szkołę, wcale nie pozytywnie. Jeszcze niektórzy wracają dopiero z wakacji, nadal nie przestawieni w żadnym stopniu na szkolny tryb. Spędzają ten dzień wyjątkowo, ciesząc się ostatnimi chwilami wolności i swobody, lub są załamani powrotem do ich znienawidzonej placówki.

Ale nie ten chłopak.

Opiera głowę o szybę, coraz bardziej przysypiając. Nie można mu się dziwić. Ma za sobą bardzo długą podróż. Lot przez ocean, a potem parogodzinna jazda autokarem wcale nie jest łatwa do zniesienia. Przymyka leniwie oczy, choć próbuje pozostać w kontaknie z rzeczywistością. Na jego słuchawkach leci kolejna piosenka jego ukochanego zespołu. Choć cały czas jest w wygodnych krótkich spodenkach, jak i luźnej bluzie oraz koszulce, ma wielką ochotę w końcu pójść się umyć i przebrać w coś do spania. Ziewa leniwie, myśląc znowu, że nie może zasnąć w takim momencie.

Patrzy na widoki za oknem jadącego autokaru. Przypatruje się typowo amerykańskim domom, które widzi pierwszy raz w życiu. Oglądał je tylko na zdjęciach. Teraz, zamieszka w jednym z nich. Ta wizja nadal wydawawała mu się przerażająca i ekscytująca jednocześnie. To wszystko działo się szybko. Jednego dnia wiadomość, że dostał się na jego wymarzoną wymianę na inny kontynent. Tego samego wieczoru pakowanie się, co wcale wydaje się szalone. Ma zamieszkać w Los Angeles na pieprzone pół roku. Ciężko jest spakować całe swoje życie w czas, który został mu dany do wykonania tej czynności. Mało spał, a potem i tak musiał wstać wcześnie, żeby zdąrzyć na samolot.

Zza słuchawek dochodziły go radosne głosy innych uczniów z całej Wielkiej Brytanii. Wszyscy byli bardzo podekscytowani. Tak samo, jak ciemnowłosa omega, choć tego nie pokazywał. Zielonooki ponownie ziewnął, słodko marszcząc przy tym nos, który calusieńki był pokryty piegami. Potargane po podróży zielone włosy opadały mu na czoło.

Wpatrywał się w osiedla za szkłem, zastanawiając się, w którym z nich dane mu będzie mieszkać. Wszystkie wyglądały jak z bajki. Snu. Ale nie śnił. Naprawdę się dostał. Udało mu się spełnić jego marzenie. Największe i zarazem jedyne.

Kolejny raz ziewnął. Potrząsnął głową, próbując choć trochę się rozbudzić. W efekcie tego, jego ciemnobrązowe, falowane włosy poleciały najpierw w jedną stronę, potem w drugą. Chłopak marzył o możliwości wstania i rozprostowania kości po tylu godzinach jazdy.

Myślał, jak to będzie. Jak będzie wyglądać od teraz jego życie. Wiedział, że czeka go ogrom pracy. Miał świadomość, że jeśli chce przedłużyć swój pobyt w Ameryce musi osiągnąć bardzo wysokie wyniki w nauce, tak samo jak zaliczyć praktycznie bezbłędnie egzaminy na półrocze. Wierzył, że mu się uda. Był zdeterminowany, bardziej niż ktokolwiek inny. Tu chodziło o jego przyszłość. Nie miał tego przywileju, nie pochodził z bogatej lub znanej rodziny.

Szczerze sytuacja finansowa w jego rodzinie była gorsza niż przeciętna. Mama, którą kochał nad życie, całe życie wychowywała go i utrzymywała bez niczyjej pomocy. Ojca nie miał. Dorastał w pełni miłości. Został nauczony prawdziwych wartości w życiu. Podziwiał swoją mamę. Nie wyobrażał sobie, co musiała przejść, żeby wyjść na prostą. Chciał się jej odwdzięczyć. Po studiach marzył, żeby dostać się na jeden z najlepszych uniwersytetów jakie istnieją. Najpierw musiał zostać na wymianie. Z jego przeciętnego liceum w Londynie małe były szanse, żeby mu się udało. Ale teraz, gdy się załapał, był zmotywowany, żeby zrobić wszystko, co tylko może, by mu się udało. Wierzył w swoje możliwości.

I z takimi myślami wyszedł z autobusu, który właśnie dojechał na miejsce.

🪐

⭒ʟᴇᴛ ʜɪᴍ ɢᴏ⭒bakudekuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz