Rozdział 11

202 10 0
                                    



— Witaj Makaylo — usłyszałam głos, który znałam bardzo dobrze. Zza cienia rogu pokoju, ukazała mi się sylwetka mężczyzny, którego dobrze znałam.

— Cóż za piękne popołudnie — Spojżałam na mężczyznę, który odchodził od martwego i zakrwawionego ciała w kącie pokoju. Widziałam, sztylet wbity idealnie w jego serce. A później drugi który był odłożymy po Jego lewej stronie. Wiliam widząc, że przyglądam się ciału odpowiedział ze spokojem.

— Jeżeli nie wykonuje się moich poleceń, tak się właśnie kończy — rzucił z pogardą. Nie zareagowałam na to. Przyglądałam się osobie, której wybór doprowadził do śmierci.

Brunet.  Na oko 25 lat

— Zaczynając nasze spotkanie, w dość nie codziennych okolicznościach. Miło Cię tu widzieć. Jestem zaszczycony twą obecnością. Ale przechodząc do konkretów — usiadł na krześle i zaczął grzebać w papierach. — Musimy odnaleźć naszyjnik. A z nim moją córkę. Pamiętasz? — pokiwałam głową na tak. — Mam tu pierwsze informacje. Nasz kolega jak widać ma sporą grupę wspólników. Warto było by ich wyeliminować. Kontynuując na tej kobiecie — podał mi czarna teczkę. Nie wiedziałam co znaczy kontynuować. Zabił już kogoś? Przechwyciłam ją i dokładnie obejżałam. W lewym górnym rogu ukazało się zdjęcie. Zdjęcie matki z dzieckiem. Po przeciwnej stronie imię i nazwisko.

Elenoy Rosewood

Czego ode mnie oczekujesz? — zapytałam. Przeglądałam jej życiorys. Mądra kobieta. Ukończyła uniwersytet medyczny a na dodatek zrobiła specjalizację.

— Oczekuję, dość prostej rzeczy. Zabij ją. A głowę jej dziecka przynieś mi w opakowaniu po prezencie. — nachylił się. — Tylko tego oczekuję w chwili obecnej. Podejmiesz się tego. To nie jest pytanie retoryczne. Tylko zdanie twierdzące. Proste.  — odparł — Zrobisz to, bo ja ci to każę. Zapłatę dostaniesz do przyszłego piątku. Lub teraz. Jeżeli będziesz chciała szybciej dostarczyć przesyłkę.

— Dobrze. Zrobię to dzisiaj. O północy. Głowę dostarczę jutro. — powiedziałam. Nie czułam emocji. Życie je że mnie wyssało, a zabijanie było dla mnie odskocznią od rzeczywistości. Dziełem które robiłam i poszerzałam z każdą kolejną ofiarą.

****

Nie czułam nic. Nie czułam strachu, ani rozpaczy. Czułam pustkę, wypełniającą moje ciało i umysł z każdą możliwą sekundą mego życia. Do moich ofiar zbliżałam się powoli. Niczym wygłodniałe zwierzę, które pragnie zagryźć na śmierć swoją ofiarę by przeżyć. Wiedziałam na co się piszę. Nie była to śmierć, lecz jej wyrok w dalekiej przyszłości. Nie interesowało mnie to, że była to matka i z dzieckiem. Interesował mnie mój własny procent z tego. Było to okrutne, ale czy życie nie jest okrutne?

****
Powolutku docierałam do swych ofiar. Z głośnika leciał jakiś randomowy utwór z losowej playlisty na Spotify. Nie miałam litości dla swoich ofiar więc tą śmierć zaplanowałam i ułożyłam jako jedną z najlepszych przedstawień. Będzie o niej głośno, ale to bardzo dobrze. Niech wiedzą z kim mają doczynienia.

Mimo, że życie moich ofiar nigdy mnie nie obchodziło, tym razem pokusiło mnie aby sprawdzić parę rzeczy. Mimo że nie dowiedziałam się zbyt dużo, to wiem, że kobieta jest samotną matką. Czasem prowadziła handel prochami i nic więcej.
Dziewczyna wydawala sie być mniej więcej zwyczajna. Wyszukałam jeszcze kilka informacji o tym jak została wyrzucona z domu w wieku 17 lat. Ciekawe za co. Nie zatapiałam myśli w to co mogłabyc zamieszana.

Jak mi przykro, że dzisiaj jej żywot się zakończy

Nie tracąc czasu, którego i tak pozostało mi mało, zaparkowałam kilka domów dalej, w miejscu, gdzie nie sięgał kwant światła. Moje auto otaczała ciemność. Dziewczyna miejszala na starym osiedlu, ale i tak zawsze zachowuje czujność, bo śladów nie zostawiam. Udałam się do bagażnika. Przed tem, przyszykowałam sobie to, czego potrzebowałam. Między innymi komplecik noży, pistolet i linę. Wszystkie noże założyłam sobie na paski z specjalnym miejscem na ostrza, pistolet za spodnie a linę do ręki. Założyłam też kominiarkę, ale ją zdejmę w samym środku domu. Dziewczyna nie miała kamer, więc nie miałam się o co martwić.  Szybkim krokiem udałam się do jej mieszkania. Nie wchodziłam przodem a tyłem. Drzwi na moje szczęście były otwarte. Weszłam do środka. Jedyne co słyszałam to dźwięk telewizora, a bardziej odgłos jakiegoś mężczyzny a wiadomościach.

Nie czekając, szybko założyłam swoje satynowe czarne rękawiczki i udałam się do salonu.

Czas zacząć przedstawienie.

Podeszłam bliżej kobiety i zacisnęłam rękę na jej szyi. Dziewczyna nie wiedziała co się dzieje, więc zaczęła piszczeć i się rzucać z prawo na lewo, za to ja wyciągnęłam z kieszeni strzykawkę z lekiem uspokajającym i nie czekając, wbiłam dziewczynie igłę i szyję. Po chwili ją puściłam a ta zaczęła osiąść się na ziemię. Kiedy była już całkowicie nieprzytomna, zaczepiłam linę po jednej stronie

****

Fake Day Real NightWhere stories live. Discover now