7

1.7K 62 7
                                    


Właśnie wchodziłam, do domu, który  odzwierciedlał duszę, Vincenta. Mężczyzna ten był lekko po 40-stce. To on, nauczył mnie wszystkiego co do tej pory potrafię. Na pierwszy zarzut oka tego nie widać. Z pozoru grzeczna dziewczyna, która ma charakterek. A w środku osoba, zupełnie przeciwna.

Teoretycznie mówiąc. Byłam tak jak inni. No ale z jednym wyjątkiem.

— Dzień dobry, Vincent. Jak ci mija dzień? — Weszłam do jego gabinetu i usiadłam na fotelu przed jego biurkiem.

— Dziękuję, że pytasz drogie dziecko. Dzisiaj nie najgorzej. Choć bywało lepiej — obrócił się w moją stronę.

— Czemu zaszczyciłaś mnie swą obecnością? — Zapytał.

— Mam sprawę do wyjaśnienia — powiedziałam. — Bardzo ważny temat. Nie możemy zwlekać — odparłam.

— A więc słucham. — Odpowiedział. Przekręcil się tyłem do mnie i zaczął wpatrywać się w niebo, popijając kawę.

— Zacznijmy od tego, że za niespełna dwa dni wyjeżdżam do Nowego York'u. Do brata. Zabiera mnie stąd, od tych ludzi — Przerwałam. — Powierzałeś mi zadanie, abym odszukała naszyjnik z klejnotem, który jest kluczem do ostatniej zagadki, zadaną przez samego Richarda Rodriguez wspólnika Michaela Hidalgo. Hiszpańskiego mafiozy, który ma najmocniejszą mafię i najlepszych ludzi na świecie.

— Kontynuuj. — odparł.

— Konkuruje z nim Alexander Wood, który jest na czele drugiej najlepszej mafii na całym świecie. Lecz Hidalgo ukrywają się znakomicie i nikt nie jest w stanie ich namierzyć, podobnie jest u Wood'ów. Tylko tu mamy mały haczyk. Syn Alexandra, chodzi mi o starszego Wood'a ostatnio wychyla się troszkę za mocno. Udało mi się go namieżyć i miałam krótki sygnał ich lokalizacji. — Kiedy to powiedziałam, mężczyzna gwałtownie zwrôcił się, w moją stronę.

— Pokaż mi to. — I to zdanie wystarczyło, aby wszystko co do tej pory robiłam ujźalo światło dzienne.

****

— Pojedziesz tam w jak najszybszym czasie. Nie możemy z tym zwlekać, bo ci ucieknie. W przeciągu najbliższego tygodnia tam dojedziesz.  Skąd był sygnał? — zapytał.

— Z tego co pamiętam to dwa dni temu był w Las Vegas. Myślę, że może tam jeszcze być.

— Dobrze. Posłuchaj mnie. Jeżeli namierzysz go, to dojedziesz do lokalizacji Aleksandra. Oprócz tego...

— Tak?

— Pamiętasz jak opowiadałem ci o mojej córce? Na imię jej Aurelia. Została porwana przez Aleksandra. I wywieziona do jednej z jego — przerwał. — Jednej z jego, nie wiem jak ci to powiedzieć. Nie wiem nawet gdzie AK najwiecej informacji ona jest. Czy żyje? — zawahał się.

— Czemu na to pozwoliłeś? — odparłam.

— Pokłóciliśmy się. Nie pozwoliłem jej wziąść udziału w zamachu na jego oddział. — westchnął. — jeszcze nie wiesz wszystkiego moje dziecko. Więc myślę, że to idealny moment aby ci to opowiedzieć.

****

— Na dzisiaj to wszystko moja droga. Tak jak ustalaliśmy, kiedy pojedziesz do Las Vegas, postaraj się go odnaleźć i zbieraj o nim jak najwięcej informacji. Jeden z synôw Aleksandra, jest przyjacielem twojego brata, więc trudno nie będzie. Zayden jak miewam domyślił się już, że to ty jeździsz czarnym Camaro Aarona. Powiedz mu o tym na osobności. Niech utwierdzi się w przekonaniu, że nie masz przed nim sekretów — Wypił łyk kawy. — Ale do Nixona podchodź powoli. Nie może się domyśleć. Potem zostaje ci tylko wyjechanie do innego miasta, w poszukiwaniu Starszego syna Wooda. — Mruknął. — Miłego pobytu w Nowym York'u. Makaylo — Odłożył szklankę, i wyszedł z gabinetu jakby nigdy nic. Przez chwilę chodziłam w kółko po pokoju, by oczyścić myśli.

W jednej sekundzie mój telefon zaczął wydawać z siebie dźwięk. Na wyświetlaczu pojawił mi się numer swojego brata.

— Tak Zayden? — Zapytałam.

— Zbieraj się od koleżanki. Jest już dość późno, więc przyjeżdżaj do hotelu jastrząbku. Czekam na ciebie — Rozłączył się, a ja, szybko Spojrzałam na godzinę. Zbliżała się 20.00 więc musiałam wrócić.

****

Podjeżdżałam pod hotel tym samym autem, ktôrym jechałam do Vincenta. Czas aby mu wszystko opowiedzieć.

Kiedy byłam już pod hotelem, Zaparkowałam auto i zgasiłam silnik. Przechodzący ludzie patrzyli się na mnie, choć ja nie zwracałam na nich mojej uwagi. Nie lubiłam mieć tajemnic przed Zayem, ale widocznie, musiałam takiej dochować.

Otworzyłam drzwi wejściowe. Zdziwiłam się, ponieważ ludzi było sporo. Recepcjonistki, nie wyrabiały dawać kluczyków a ludzie domagali, się wejścia na skrzydła z pokojami. Przeszłam przez recepcje, i weszłam do holu głównego. Tam odziwo stał Nixon, piszący coś na telefonie. Kiedy chłopak odwrócił swoje spojrzenie na mnie, szybkim krokiem, do mnie podszedł.

— Gdzie do cholery byłaś? — zapytał.

— Nie twoja sprawa — odpowiedziałam. Chłopak pociągnął mnie za ramie i prowadził w kierunku windy. Kiedy wjechaliśmy na nasze piętro, poszliśmy do mojego pokoju. Im coraz bardziej podchodziliśmy do drzwi, mogłam usłyszeć rozmowę mojego brada z Liamem. Chłopak, nie był z czegoś zadowolony, ale z czego? O tym dowiedziałam się po tym jak weszłam do pokoju.

— Kurwa! Musimy teraz się stąd wynosić! — krzyknął Liam.

— Nie załatwiłem, wszystkiego — odpowiedział mu môj brat.

— W dupie to mam! Wiedziałeś, że on tu też jest! Kurwa wiedziałeś! — krzyczał w niebogłosy.

— O tym dowiedziałem się dzisiaj — Odpowiedział ze spokojem. Odwrócił się i popatrzył na Liama. Kiedy miał coś powiedzieć, nieznana nam osoba, zapukała do drzwi. Nikt z nas nic nie odpowiedział. Zayden, złapał się za głowę i wyciągnął telefon. Pokazał go nam, a widniejący na nim napis idziemy stad, przekazał nam wszystko. Chłopaki mieli już swoje walizki zapakowane. Gdzie podeszłam do mojej, zobaczyłam, ze tez jest spakowana.

— " Kiedy pukanie ustanie wyjdziemy i kierujemy się na tyły budynku. Tak stoją nasze auta. Twój tówniez Makaylo" — popatrzył na mnie srogo. — "Kiedy wyjedziemy z LA opowiesz mi coś" — powiedzial przez palce. Kiwnęłam głową, aby nie robić zbędnego hałasu.

Po kilku minutach dźwięk ucichł a osoba z pod drzwi opuściła piętro. Kiedy Nixon ostatni raz upewnił się przez wizjer, że nikogo już nie ma opuściliśmy pokój i kierowaliśmy do drzwi, prowadzących na tylnią wejście budynku.  Kiedy przemierzaliśmy schody, nikt się nie odzywał. Chyba każdy oprócz mnie widział, co się stało i kto nas śledzi. Wiedziałam, ze Zayden nie jest spokojny, a to oznaczało tylko jedno. Ktoś naprawdę musiał nam przeszkodzić.

****

— Wsiadaj do auta — powiedział Zayden.

— Będę jechać za wami — odpowiedziałam. Wszyscy zapakowali walizki i wsiedli do aut. Odpaliliśmy silniki i z piskiem opon wyjechaliśmy z parkingu.

I tak właśnie w szybkim tępie opuściliśmy parking.

****

Killxcr

Do zobaczenia jastrząbki!
Zapraszam na tik toka ( killxcr) gdzie zobaczycie lekkie spojlery dotyczące następnego rozdziału, który pojawi się za tydzień!

Fake Day Real NightWhere stories live. Discover now