~ Rozdział 2 ~

386 16 23
                                    

- Musimy porazmawiać. Wszyscy - Odezwał się spokojnie pan Franseco. Spojrzałem znów na okno. Nie obchodziły mnie teraz żadne zasady dobrego wychowania niewolników. Ja nigdy nie byłem 'wytresowany', udawałem takiego w zakładzie, myśląc, że to coś zmieni, że dzięki temu będę miał chociaż trochę lepsze życie. Byłem głupi, ale skąd miałem wiedzieć, że nikt mi już nie odda wolności i normalności?

Liliana odłożyła sztućce i wzięła łyk wody. Spojrzała na Franseco.

- O co chodzi Seco? - Zapytała, widząc jak starszy, wysoki szatyn na nią patrzy.

- Jesteś naszą służbą oraz drogą, kochaną przyjaciółką, Lily - zaczął uśmiechając się lekko - Chcielibyśmy razem z żoną, żebyś dbała o naszego nowego podopiecznego. Jest dla nas bardzo ważne dobre odżywianie oraz wypoczynek Elijahy. Nie pozwól mu wychodzić poza rezydencję.

- Jasne. Już złapaliśmy dobry kontakt. Coś czuję, że zostaniemy przyjaciółmi - odparła, spoglądając na mnie. Odwzajemniłem jej uśmiech, po czym znowu spojrzałem przez okno.

- Widzę, że zaciekawiła cię okolica. Będziesz mógł tam pójść za niedługo, lecz nie sam. Pójdziesz z nim Lily? - Spytała żona pana Franseco, widząc jak patrzę na ciemny las. Nie sądziłem, że aż tak po mnie widać ciekawość.

- Pewnie, lecz to dopiero jak poznasz dom.

- Tym zajmie się Pablo - Stwierdził cicho Franseco, patrząc na drzwi. Do pokoju wszedł czarnowłosy nastolatek. Miał pełno kolczyków i pierścionków. Jego bladą twarz zdobił szeroki, piękny uśmiech.

- Dzień dobry - Zwrócił się do blondyny siedzącej obok mnie. Następnie podszedł do szatynki i ucałował jej policzek po czym przytulił się do pleców Seco. Ten uśmiechnął się na ten gest.

- Dzień dobry? Jest po 20 - Zauważyła Liliana i spojrzała na nowo przybyłego chłopaka.

- Przepraszam, zawsze zapominam. To z przyzwyczajenia. Dobry wieczór - Poprawił się szybko i odwrócił w moją stronę, spojrzał mi w prosto w oczy, lecz szybko odwróciłem wzrok - My się chyba nie znamy. Jestem Pablo - Powiedział wyższy ode mnie i podał mi dłoń. Wygląda na miłego.
Uścisnąłem jego dłoń niepewnie.

- Elijah - Odparłem cicho, a on puścił moją dłoń. Jego skóra była bardzo miękka. Spojrzałem jeszcze raz na czarnowłosego. Miał ostre rysy twarzy i jasną cerę. Jego pełne usta były ułożone teraz w promiennym uśmiechu. Ubrany był w czarne bojówki i niebieską, za dużą bluzkę. Był przystojny.

- Miło cię poznać Elijah. Oprowadzę cię po domu. No chyba, że Lily dostała to zadanie - Spojrzał na blondynkę zmróżonymi oczyma i z przebiegłym uśmieszkiem.

- Ja dostałam tylko las - Odparła z nutką smutku w głosie. Po chwili jednak również się uśmiechnęła, a wszyscy zaczęli się śmiać. Tylko ja siedziałem i wpatrywałem się w krople wody wolno spływające po wielkich oknach.

- Ej, nie jadłeś nic? - Spytał mnie nagle Pablo. Pokiwałem przecząco głową - Musisz jeść, żeby nabrać prawidłowej wagi. Jesteś strasznie chudy.

Byłem ciekawy skąd on to o mnie wie. Znaczy  no, mógł to zauważyć, ale siedziałem przy samym stole i miałem na sobie bluzkę oversize.

- Widzę to po twoich rękach, z resztą ten t-shirt jest mój... A bardziej był, bo jest na mnie już zamały. To była najmniejsza koszulka w mojej szafie, a na tobie zwisa jak z wieszaka - Wytłumaczył, widząc moje zakłopotanie i zaciekawienie. Tak na oko to Pablo był ode mnie tylko kilka centymetrów wyższy i nie był jakiś mega umięśniony. Widać było tylko lekki zarys mięśni na ramionach.

- Synu, dziękujemy, że zaprzyjaźniasz się z nowym kolegą, lecz muszę niestety przerwać waszą rozmowę - Powiedział Seco miłym głosem.

- Jasne - Odparł mu czarnowłosy i usiadł obok swojej matki. Spojrzałem niepewnie na Franseco. Wyglądał na zmartwionego.

- Elijah... Powinieneś coś zjeść, chociaż trochę. Nie zmuszam cię do niczego, nie chcesz to nie jedz, lecz wolałbym jednak, żebyś troszkę zjadł.

Rozejrzałem się po pokoju i spojrzałem na stół. Lily nie owijając w bawełnę zabrała mi talerz i nałożyła trochę jedzenia. Nie była to duża ilość, za co bardzo jej dziękowałem. Przytknęła mi talerz spowrotem pod ręce i podała sztućce. Zacząłem niespiesznie jeść.

- Smacznego - Powiedział spokojnie Pablo, a ja kiwnąłem głową ledwo zauważalnie.

- No dobra, skoro kwestia jedzenia załatwiona, to przejdźmy dalej - Powiedział Franseco z wyraźną ulgą - Po pierwsze, jak z resztą już wiesz, nie zwracaj się do mnie, ani do nikogo innego pan lub właściciel, okey?

- Tak, nie będę - Odpowiedziałem cicho. Skończyłem jeść swoją niedużą porcję. Najadłem się, chociaż zjadłem najmniej z obecnych.

- To dobrze. Nie będziesz miał kar - Starszy mężczyzna podkreślił słowa 'Nie będziesz', jakby chciał jeszcze bardziej potwierdzić swoje słowa - Ogólnie nie będziesz traktowany jak niewolnik, a jak nasz najlepszy przyjaciel. Jak członek rodziny.

- Dziękuję Wam - Odparłem, po chwili ciszy i uśmiechnąłem się.

- Nie ma za co, my nie krzywdzimy ludzi. Lily też była kiedyś niewolnicą, lecz pod naszymi skrzydłami wyszła na prostą i teraz pracuje u nas oraz mieszka - Powiedziała miło szatynka, a blondynka zarumieniła się lekko.

- Mamo, mogę iść jeszcze dziś do przyjaciela? - Spytał Pablo i uśmiechnął się błagalnie do swojej rodzicielki.

- Do Ryana? - Zapytała kobieta, nieudolnie próbując ukryć swoją niepewność zmieszaną z delikatną złością.

- Tak. Nic mi nie będzie, wrócę w maksie o 23. Proooszę - Czarnowłosy chyba próbował zrobić kocie oczka i nawet mu to wyszło, lecz kobieta nie była co so tego przekonana.

- Wiesz, jakie mam o nim zdanie, po ostatnim.

- Tak, ale to był wypadek. Nie zrobił nic celowo.

- Tak, a ty przez przypadek się zgodziłeś i przez przypadek z nim poszłeś.

- To się już nie powtórzy, obiecuję - Pablo próbował przekonać matkę.

- Nie, pójdziesz następnym razem o wcześniejszej godzinie. To kawałek drogi stąd i w dodatku pada deszcz.

- Ale mamoo...

- Nie.

- Tata? - Spytał z nadzieją, lecz ten tylko zrobił bezradną minę i wzruszył ramionami.

- Jak Kate coś powie, to koniec. Musisz się pogodzić - Stwierdził zabawnie Seco, po czym spojrzał przez okno - To, właściwie to ja też bym się nie zgodził. Nie to, że ci nie ufam, po prostu dzisiaj jest zimno i strasznie pada, a jutro masz szkołę.

- A właśnie, tak przy okazji, mógłbym jutro posiedzieć w domu? Proszę. Nadają na jutro burzę - Wypowiedział te słowa spokonie. Ja nie mogłem taki być, zaczęły mi się trząść ręce, a mój oddech przyspieszył. Strasznie bałem się burzy. Schowałem szybko ręce pod blatem stołu i próbowałem się uspokoić.

- Możesz zostać w domu - Zgodziła się rodzicielka czarnowłosego. Ulżyło mi trochę, bo nie będę musiał przeżywać tego strasznego zjawiska sam.

- Dziękuję - Odpowiedział i wstał od stołu - Chodź - Powiedział patrząc na mnie i kiwnął głową w moją stronę. Też się podniosłem, lecz nie nie ruszyłem się więcej. Czekałem na wytłumaczenie.

- Oprowadzę cię po rezydencji - Stwierdził spokojnie i uśmiechnął się, po czym zaczął się kierować do wyjścia. Kątem oka zauważyłem, że Franseco wraz Kate i Lily również się podnoszą.

Ruszyłem śladem Pablo i już po chwili staliśmy w małym korytarzyku przed drzwiami wejściowymi.

- Zaczniemy stąd. Nie pokaże ci wszystkich pokoi, ale większość.

Niewolniczy talent | yaoi Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz