Wieczorem Maddie leżała w swoim pokoju na miękkim łóżku. Była już po kolacji, którą zjadła z rodzicami. Tego dnia wybrała się też z tatą na polowanie. Horace był zaskoczony, gdy Maddie upolowała sześć zajęcy. Mu udało się trafić tylko jednego, w dodatku starego. Zwiadowczyni uśmiechnęła się pod nosem na myśl o tym. Poprawiła swój rekord o dwa zające. Gdy o tym rozmyślała, usłyszała pukanie do drzwi. Zeskoczyłam z łóżka i otworzyłam drzwi. Jej oczom ukazała się jedną ze służących. W ręku trzymała kopertę.
- Przepraszam, że przeszkadzam - ukłoniła się dziewczyna. - Przyniosłam list do Waszej Wysokości.
Maddie uniosła brew.
- Od kogo to? - zapytała księżniczka.- Nie wiem, o pani. Przekazał mi go inny służący.
- Dobrze, dziękuję.
Służąca odeszła, a Maddie zamknęła drzwi. Koperta nie była opatrzona pieczęcią, zaklejono ją żywicą. Znowu usiadła na łóżku i nożykiem do listów otworzyła kopertę, lecz zamiast listu z koperty wypadły zasuszone kwiatki. Uśmiechnęła się. Były to habry, stokrotki i maki. Typowe polne kwiaty.
- Jack się postarał - szepnęła i z uśmiechem włożyła kwiaty pomiędzy kartki książki.
Następnego ranka o wschodzie słońca Maddie wymknęła się do stajni. Ubrała spodnie i bluzkę z taniego materiału. Na to zarzuciła pelerynę zwiadowców. Wyszła z pokoju i zeszła po schodach na dziedziniec. Oczywiście nikt jej nie zauważył - w końcu była zwiadowczynią. Ukryła się w boksie Zderzaka i wypatrywała Jacka. Po pewnym czasie chłopak wszedł do stajni. Miał na sobie robocze ubranie - koszulę, spodnie I kamizelkę bez rękawów. Nie wziął tylko berecika stajennego. Rozejrzał się, ale nie zauważył dziewczyny. Oparł się o boks i zaczął czekać. Maddie cicho wyszła z boksu. Delikatnie stawiała stopy starając się, by nie wydać najmniejszego dźwięku. Gdy stała za nim położyła mu rękę na ramieniu. Ku jej zdziwieniu zamiast podskoczyć Jack obrócił się i złapał ją za nadgarstek.
- Ach, to ty Maddie - uśmiechnął się z ulgą. - Dobrze się skradasz. Jak na zwiadowcę przystało.
Dziewczyna puściła mu oczko.
- Wybierzemy się na przejażdżkę? - zapytała.
- Nie mam konia.
- Ale ja mam.Jack zmarszczył brwi nie wiedząc o co jej chodzi. Maddie wskoczyła na konia i wskazała na zad Zderzaka.
- Możesz tu usiąść - zaproponowała. Jack był lekko zszokowany, ale zgodził się.
Zwiadowcxyni podała rękę chłopakowi i pomogła mu wsiąść. - Czy jeździłeś kiedyś konno?
- Nie - przyznał Jack.
- W takim razie chwyć mnie w talii, żeby nie spaść.
- Jesteś pewna? - bąknął chłopak.
- A co, nigdy kobiety na oczy nie widziałeś?Jack zarumienił się i bez dalszej dyskusji objął Maddie.
- Ładne kwiatki - rzuciła jeszcze dziewczyna, po czym dotknęła Zderzaka łydkami, a ten ruszył płynnie przechodząc w galop. Jack poczuł powiew wiatru na twarzy. Jego loki podskakiwały w rytm uderzeń kopyt konia. Był zdziwiony prędkością jaką udało się rozwinąć Zderzakowi. Konik pomimo tego, że był beczułkowaty był naprawdę szybki. Stajenny poczuł, że zsuwa się z siodła, więc objął Maddie mocniej. Ta zachichotała i wjechała do zagajnika z mnóstwem drzew. Liście sporadycznie spadały na głowę Jacka.
- Podoba mi się jazda konna! - krzyknął.
- Nie musisz krzyczeć, jedziemy na tym samym koniu - przypomniała mu Maddie.
- Czy tylko ty musisz wiedzieć o mojej nowej pasji?Maddie zaśmiała się. Zrobili jeszcze kilka okrążeń wokół ogrodu, po czym koń zwolnił tempa i wjechali z powrotem do stajni. Dziewczyna zeskoczyła z konia i pomogła zejść Jackowi.
- Dziękuję za jazdę - ukłonił się chłopak i ucałował dłoń zwiadowczyni.
- Jakiś ty szarmancki - droczyła się Maddie. - Muszę już lecieć na śniadanie.Stanęła na palcach i cmoknęła Jacka w policzek. Posłała mu jeszcze słodki uśmiech, po czym wybiegła ze stajni i zniknęła gdzieś w cieniu.
______________________________
Postanowiłam zrobić odstępy pomiędzy akapitami, aby można było kometować poszczególne sceny. Mam nadzieję, że się wam podobało. Chcecie jeszcze kontynuacji?
![](https://img.wattpad.com/cover/335727915-288-k979815.jpg)
CZYTASZ
Zwiadowcy - Talksy
FanfictionPo prostu Crowley i jego ekipa. UWAGA: MOGĄ POJAWIĆ SIĘ SPOJLERY. Wszystkie postacie zostały wymyślone przez Johna Flanagana.