Rozdział 1

177 15 0
                                    


6 miesięcy później

Leone


Dostałem telefon, że już się obudził. W końcu mogłem się trochę zabawić, no i oczywiście wyciągnąć potrzebne mi informacje. Zszedłem do piwnicy już po drodze podwijając swoje rękawy białej koszuli. Szkoda mi było pobrudzić ją na takie ścierwo. Okradał mnie i robił ze mnie debila, dwie rzeczy, których bardzo nie lubię. Potrafię znieść plotkowanie, romans w pracy, czy nawet opierdalanie się, ale nie to.

Wpisałem bardzo dobrze mi znany kod na małym panelu obok żelaznych drzwi i wszedłem do pomieszczenia, w którym panował półmrok. Tylko na środku wisiała mała żarówka oświetlająca mój cel. Mężczyzna w moim wieku siedział na plastikowym krześle z rękoma skrępowanymi za plecami. Moi chłopcy już się nim trochę zajęli o czym świadczył niemała śliwa pod okiem. Zapaliłem większe światło, które od razu go oślepiło. Złapałem za krzesło pod ścianą i przeciągnąłem je w jego kierunku. Pisk, który wywołało był melodią dla moich uszu, ale mojemu gościowi ewidentnie się nie spodobał. Postawiłem je przed nim i usiadłem okrakiem opierając ręce i brodę na oparciu. Był przerażony, a mi bardzo się to podobało.

- Jak drzemka? Dobrze ci się spało? – zapytałem z ironią w głosie, ale nie uzyskałem odpowiedzi.

Facet patrzył się na mnie z przerażeniem w oczach, a ja zastanawiałem się, dlaczego do chuja go zatrudniłem? Przecież to była typowa miernota.

- Czyżbyś nie miał ochoty ze mną rozmawiać? Niedobrze, bo akurat mam ochotę na ploteczki. Jak tam u twojej dziewczyny? Słyszałem, że zostaniesz tatą. - mężczyzna w końcu się poruszył.

- Zostaw ją w spokoju. Ona o niczym nie wie.

- A o czym nie wie? O tym, że handlujesz dragami, czy mnie okradasz? – mężczyzna spiął się jeszcze bardziej. – Okej, czyli oba. No to zacznijmy od początku. Gdzie jest mój towar?

- Nie mam go. – odpowiedział prędko.

- To widzę. Moje pytanie brzmi, gdzie jest?

- Nie wiem, nie mam go. – w jego glosie słyszałem błaganie.

- Powtarzasz się koleś. Nie podoba mi się to.

Wstałem znudzony tym samym. Nie wiem, nie mam, nic nie zrobiłem i w kółko to samo. Szkoda, że przypominają sobie wszystko dopiero jak stępie nóż lub zmarnuję kulę. Podszedłem do ściany, gdzie wisiał mój cały asortyment. Noże, pistolety, palniki, cęgi i moja nowa zabawka wiertarka.

- Jakieś preferencje, czy sam mam wybrać? – zapytałem uprzejmie wiedząc co odpowie.

- Nie, błagam. Nie mam go.

- Nie, nie masz preferencji, czy nie, nie mam wybierać? – bardzo nieprecyzyjnie składają te zdania.

- Błagam.

- No to sam wybiorę. – sięgnąłem po swoją nową zabawkę i kilka razy wcisnąłem przycisk, aby wydała charakterystyczny dźwięk.

Wróciłem na miejsce, gdzie facet zaczął się już cały trząść i ryczeć. No ciota no. Jeszcze nawet nie zacząłem mu grozić. Przyłożyłem wiertło do prawego kolana i z uśmiechem na ustach spojrzałem na mężczyznę. Ten zaczął krztusić się własnymi łzami i chiperwentylować. Typowo. Ku mojemu zaskoczeniu facet nagle zgiął się do przodu i zaczął krzyczeć. Spojrzałem na wiertarkę, której jeszcze nie użyłem i później na faceta, który stracił przytomność.

- Serio, zdechniesz zanim ją przetestuję? – zapytałem, ale facet mi już nie odpowiedział.

Wróciłem do swojego gabinetu jeszcze bardziej wkurwiony, nie miałem towaru i nie przetestowałem wiertarki. Dziurawienie nieboszczyka nie ma już sensu.

DoubtfulOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz