Rozdział 8

102 14 0
                                    

Leone


Nowy dzień przyniósł dwa duże plusy. Po pierwsze, z Emi było coraz lepiej. Wodziła za mną wzrokiem i nawet zaczęła sama jeść. Co prawda jeszcze nie wstawała z łóżka i z nikim nie zamieniła ani jednego słowa, ale robiła postępy, a dla mnie to się liczyło najbardziej. A co do drugiego plusa to udało mi się pozbyć matki z domu. Tak szybko jak przyleciała tak szybko miała się zamiar zmyć nie podając żadnej wymówki. Jej nagły przyjazd wciąż mnie zastanawiał, była bardzo ciekawska, ale niestety miała w śród moich ludzi zaufane jednostki, które grzecznie śpiewały jej wszystko co chciała. Dlaczego więc musiała przyjechać aż do USA?

Postanowiłem, że muszę zaryzykować, pójść na całość i zobaczyć jej reakcję. Dopiero wtedy dowiem się czy moje przeczucia są słuszne. Nie miałem za wiele czasu, Maria miała wyjeżdżać na lotnisko jeszcze przed południem, dlatego teraz miałem możliwie ostatnią szansę by porozmawiać z nią o Emily. Póżniej nie będę już widział jej twarzy, nie zobaczę czy robi ten swój grymas, będę musiał zgadywać tylko po głosie. Czekanie aż wrócę do Włoch nie miało sensu, nie wiedziałem ile mi tu jeszcze zejdzie, a czas nigdy nie był moim sojusznikiem.

Wszedłem do pokoju, który zawsze zajmowała, gdy odwiedzała mnie w Ameryce. Był jednym z większych w domu, miał wyjście na duży, przestronny balkon, z którego dobrze było widać cały podjazd przed domem. Matka lubiła przesiadywać na nim sprawdzając, czy wszyscy wykonują swoje zadania i kto wjeżdża oraz wyjeżdża z rezydencji. Teraz również było podobnie. Siedziała na wiklinowym krześle z miękkimi białymi poduszkami i obserwowała wszystko w około jak drapieżnik.

- Mogę ci w czymś pomóc? – zapytała doskonale zdając sobie sprawę, że wszedłem do pomieszczenia.

- Musimy porozmawiać. – udawałem pewnego siebie, mimo że teraz w cale nie miałem tej pewności.

Matka nie śpiesznie wstała i wróciła do pomieszczenia przy okazji zamykając okno, jakby bała się, że ktoś nas może podsłuchać. Spojrzała na mnie tą znudzoną miną, która jasno mówiła, że jej przeszkadzam i nie ma ochoty ze mną rozmawiać. Wziąłem głęboki wdech i spojrzałem na nią z góry.

- Dlaczego zamknęłaś Emily w szpitalu? – zapytałem nie odrywając od niej oczu.

I zobaczyłem to, widziałem jak mała iskierka na ułamek sekundy zapala się w jej oczach. Zrobiła to, to ona zamknęła ją w tej dziurze, ona sfałszowała mój podpis. Teraz już byłem tego pewny.

- Nie mam pojęcia kto naopowiadał ci takich bzdur... - zaczęła się tłumaczyć.

- Nie kłam! Jak mogłaś! Jak mogłaś ją tam zamknąć? Co ona ci takiego zrobiła do cholery! – już się nie powstrzymywałem.

- Ja tylko dbałam o naszą rodzinę. Przyszła biedaczka jedna i zaczęła się panoszyć. Nie pamiętasz jak potraktowała Twoją siostrę na jej własnych urodzinach? Z resztą to przez nią zmarła Nela. Jeszcze tego brakowało, żeby złapała się cię na jakieś dziecko lub ślub i kto wie co by jej do tego pustego łba strzeliło. Zniszczyła by wszystko tak jak zniszczyła twoją córkę! - już nie ukrywała prawdy, wyrzuciła z siebie wszystko licząc, że to ją uspraiedliwi.

Nie mogłem uwierzyć w to co właśnie powiedziała. Kotłowało się we mnie absolutnie wszystko. Zniszczyła kobiecie życie przez pierdoloną sukienkę? Jak w ogóle śmie oskarżać Emily o śmierć Neli. Ona nie miała z tym nic wspólnego.

-Jak mogłaś? Widziałaś, jak cierpiałem. Przez pół, pierdolonego roku widziałaś jak cholernie za nią tęskniłem, jak co dzień myślałem tylko o niej, jak jej szukałem po całym pierdolonym świecie i nawet przez chwilę nie pomyślałaś o tym, żeby powiedzieć mi prawdę? Wolałaś patrzeć jak cierpię i niszczę się od środka? - krzyczałem. Byłem pewny, że wszyscy w rezydencji już wiedzą co zrobiła i miałem to głęboko w dupie. - Co z ciebie za matka. Nienawidzę cię, nienawidzę cię i nie mam ochoty cię znać. Wynoś się z mojego życia. Nie waż się do mnie zbliżyć, już nie jesteś moją rodziną. Jeszcze raz pokaż mi się na oczy, a wsadzę cię tam, gdzie ty Emily, ale ja zadbam o to abyś już nigdy stamtą nie wyszła.

DoubtfulOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz