Rozdział 7

110 12 1
                                    

Czekałem przed domem, aż w końcu zobaczę ten charakterystyczny samochód. W pierwszej chwili chciałem jechać z nią w karetce, ale lekarz stwierdził, że lepiej abym pojechał swoim samochodem i sprawdził czy wszystko jest już gotowe. Poza tym nie było tam za dużo miejsca, a lepiej aby jechali z nią przeszkoleni ludzie. Tak na wszelki wypadek.
Wyjechałem z pod szpitala jak tylko zamknęli drzwi od karetki i możliwe, że złamałem większość przepisów drogowych, ale czekałem na nich już z 20 minut. Już powinni tu być.
Właśnie wyciągałem telefon aby zadzwonić, gdy coś mignęło mi między drzewami.
-Co tak długo? – warknąłem gdy wychodzili z karetki.
-Wybacz, że jeździmy zgodnie z przepisami. –  burknął kierowca, a ja miałem ochotę go udusić
- Wszystko jest przygotowane? – zapytał lekarz przerywając naszą wojnę na spojrzenia.
Jeszcze zanim dostałem wypis ze szpitala kazałem wszystko posprzątać i przenieść do pokoju, w którym wcześniej mieszkała Emily. Miałem mini salę szpitalną w domu, w której znajdował się cały sprzęt i leki, ale nie chciałem, aby tam dochodziła do siebie. Ten pokój strasznie przypominał szpital, obsługa dbała aby zawsze był sterylne i uporządkowane. Ale mimo tego nie dało się tam czuć dobrze. Gdy tam byłeś wszystko przypominało ci, że jesteś chory. Nie chciałem, aby i jej o tym przypominać. Za dużo czasu spędziła w szpitalu. Po za tym lekarz wspominał, że może być przez tamtych idiotów na głodzie, więc nie chciałem aby miała taki łatwy dostęp do leków. Przez pierwsze dni lub tygodnie może nie wiedzieć co się dzieje i przez przypadek może zrobić sobie większą krzywdę.
A może to wszystko są tylko głupie wymówki i po prostu nie chę aby tam była, bo Nela nienawidziła tego miejsca, a co za tym i ja?
Pierwsze trzy dni były jednocześnie tragiczne i spokojne. Emily cały czas była pod wpływem różnych leków i cały czas spała. Tylko czasami miała krótkie przebłyski świadomości, w których krzyczała i płakała. Jak tylko Ric powiedział, gdzie się znajduje wiedziałem, że nikt tam  nie bierze jej zdania pod uwagę. Zmuszali ją do brania różnych leków lub co gorsza podawali jej je siłą. Bałem się jakie konsekwencje, nie tylko te fizyczne, to przyniesie.
Starałem się spędzać z nią najwięcej czasu jak się da. Wciąż nie wiedziałem, kto ją tam zamknął, więc nikomu nie mogłem ufać. Niestety były momenty, w którym musiałem zostawić ją samą.
Większość dnia spędzałem na fotelu pracując lub szukając jakiś poszlak, kto mógł jej to zrobić. Na noce też nie wracałem do siebie. To właśnie wtedy miewała przebłyski świadomości. Miałem ochotę ją przytulić, położyć się obok i przyciągnąć do swojego ciała, ale nie mogłem tego zrobić. Nie po takim czasie. Postanowiłem, że dam jej odejść jak tylko wyzdrowieje, więc nie mogłem się teraz przywiązać.
Czułem już po sobie konsekwencję kilku nocy spędzonych na fotelu. Zmęczenie i ból karku dawały mi już się w znaki, dlatego moja irytacja sięgała szczytu, a lekarz cały czas powtarzał, że to dopiero początek.
Czwartego dnia nastał przełom, a przynajmniej tak nazwała to pielęgniarka. Emily w końcu odzyskała przytomność. Z nikim nie rozmawiała, nie nawiązywała kontaktu wzrokowego, ale miała otwarte oczy. Kilka razy zwymiotowała i dostała takich dreszczy, że lekarz musiał podać jej jakieś leki. Kolejne pieprzone leki. Nie skończyłem medycyny, nie miałem zielonego pojęcia o leczeniu ludzi, ale nie rozumiałem dlaczego uzależnienie od leków leczy się kolejnymi lekami. To nie miało najmniejszego sensu.
Cholernie chciałem porozmawiać z Emi, musiałem z nią pogadać aby dowiedzieć się więcej o jej zniknięciu. Od kilku dni jeszcze raz analizowałem wszystko co udało mi się zebrać przez ostatnie miesiące, ale ciągle nic, kurwa, nie mogłem znaleźć. Trop zawsze się urywał, ciągle brakowało jednego elementu, który to wszystko poskłada do kupy.
Próbowałem wszystkiego aby jakoś się z nią porozumieć, ale mimo że była przytomna nie było z nią kontaktu. Nie zniechęcało mnie to jednak, musiałem poznać prawdę i się zemścić.
Siedziałem dokładnie w tym samym miejscu co przez ostatnie kilka dni, gdy usłyszałem większy niż zwykle hałas na dole. Oczywiście w posiadłości oprócz mnie i Emily była też cała obsługa, ochroniarze, kucharze czy choćby pielęgniarka. Mimo to przez ostatnie dni nie słyszałem aby ktoś jakoś mocno szlajał się po domu, a już tym bardziej w szpilkach. Ale za chwilę miałem się przekonać, kto postanowił mnie odwiedzić, bo rozmowa stawała się coraz bardziej wyraźna, a stukot głośniejszy.
Wyszedłem na korytarz nie chcą aby kobieta wchodziła do pokoju Emily. Nie musiałem być jasnowidzem, aby wiedzieć, że obie nie pajają do siebie sympatią.
- Mogę ci w czymś pomóc, mamo? – zapytałem widząc, że zmierza do pokoju medycznego.
Kobieta gdy tylko mnie usłyszała zatrzymała się i odwróciła w moim kierunku. Nie szukała mnie, a Emily, bo przecież gdyby jej zależało na mnie od razu udałaby się do mojego gabinetu.
-Szukałam cię. – skłamała.
-Znalazłaś. Co tu w ogóle robisz?
-Chciałam odwiedzić swojego jedynego syna i zobaczyć jak się czuję, ale dowiedziałam się, że ten nagle wyjechał i zostawił cały majątek.
-Nie zostawiłem majątku, Ric się nim zajmuje, a Adriano mu pomaga.
-Zostawiłeś nasze dziedzictwo pod opieką obcych.
-Oni nie są obcy. Z nam się z Adriano od dzieciaka, a Ricardo to moja prawa ręka. – przerwałem jej nie mając ochoty znowu wysłuchiwać tego samego.
-Ryzykujesz dla swojej byłej podwładnej nasz majątek!
-Powtarzam ci, że on nie jest nasz tylko mój. A Emily nie jest tylko podwładną, a w szczególności nie byłą. Nie przypominam sobie abym ją zwolnił lub podpisał wypowiedzenie.
-A po co ci niby opiekunka? Czyżbyś już planował coś z Sofią? – widziałem dziwną ekscytację w jej oczach.
-Co? Nie, nie planuję żadnych dzieci, a już na pewno nie z Sofią. Miałem Nelę i to mi już wystarczy. – krzyknąłem oburzony jej pytaniem
Tak spędziłem jedną noc z tą kobietą, ale to nie oznacza, że od razu planuję małżeństwo. Sofią była ładna, nawet bardzo ładna, ale nie kochałem jej i wiedziałem, że nigdy nie pokocham. A już tym bardziej nie będę miał z nią dzieci. Już z nikim nie będę mieć dzieci, nie po tym ile przeszedłem. Nie zniósłbym gdybym znowu miał dziecko, a jemu coś się stało. Przez głupi katar dostałbym zawału ze strachu.
- Musisz mieć dzieci, bo zmarnujesz to na co pracowali nasi przodkowie.
-Już ci mówiłem co stanie się z MOIM majątkiem. – podkreśliłem przedostatnie słowo aby dać jej w końcu do zrozumienia, że ma się nie wpierdalać.
-Nie możesz go oddać!
- Mogę zrobić wszystko co mi się podoba. – nie mialę ochoty z nią rozmawiać. Cały czas była dokładnie ta sama śpiewka, że muszę mieć dziecko, że powinien się znowu ożenić.
Od kilku lat to ja byłem głową rodziny, ja podejmowałem decyzje i wszystkim rządziłem, ale moja matka nie mogła zdzierżyć tego, że już jej nie słucham. Zawsze próbowała zmienić moje zdanie i wymusić, aby było tak jak ona chce, ale ja miałem inne plany.
Udałem się do gabinetu, ale nie wszedłem do środka, czekałem przed drzwiami aby upewnić się, że Maria nie pójdzie do Emily. Dopiero gdy kobieta zniknęła mi na schodach postanowiłem wejść. Dlaczego musiała przyjeżdżać aż do Stanów, nie mogła wyrazić swojego zdania przez telefon tak jak już nie raz robiła. Przyjechanie tutaj tylko po to aby powiedzieć mi, że mam się ożenić i zrobić dziecko nie miało sensu. Musiała mieć tu coś jeszcze do zrobienia. Tylko co?
W mojej głowie pojawiła się dziwna myśl. Moja matka nie była aniołkiem i nie raz tata się śmiał jak potrafiła sobie dać radę w naszym świecie. Ale czy naprawdę była by w stanie to zrobić?
Wyciągnąłem telefon i wybrałam numer do swojego księgowego. Z tego wszystkiego zapomniałem zadzwonić do niego i dopytać się o to zlecenie, a teraz powinien już wrócić z urlopu.
- Dzień dobry panie Casteli. W czym mogę pomóc? – usłyszałem gdy w końcu odebrał.
- Znajdź jedno zlecenie stałe z przed pół roku i powiedz mi kto je zatwierdził.
- Ale wszystkie zlecenia, a w szczególności te stałe pan zatwierdza.
- Tego nie zatwierdziłem, ale mimo to od pół roku przelewamy na nie pieniądze.
- To nie możliwe. – słyszałem panikę w jego głosie i dźwięk przewracanych kartek.
- Powiedz mi, czy pół roku temu, miej więcej po śmierci Neli moja matka nie przyniosła ci żadnego zlecenia? – zapytałem w prost licząc, że jednak to sobie ubzdurałem. To była w końcu moja matka.
- Przykro mi, ale nie pamiętam, zawsze mam bardzo dużo zleceń, a wtedy w ogóle był chaos.
- Dobrze, sprawdź to proszę i jak sobie coś przypomnisz to zadzwoń do mnie. A i najważniejsze, nie mów o tym nikomu, nawet Ricardo.
Bardzo chciałem wierzyć w to, że otoczyłem się tylko zaufanymi ludźmi, ale nie mogłem. To musiał być ktoś bliski. Ktoś, kto mnie zna i wie jak wyglądała moja relacja. Ojciec wiele razy tłumaczył mi, że nie kogę nikomu zaufać w stu procentach. Na świecie zawsze znajdzie się ktoś, kto postanowi cię zdradzić i nie dotyczy to wcale tylko tej nielegalnej części. Ludzie są zawistni i cholernie zazdrośni o nawet najmniejsze rzeczy. Czasami wystarczy, że nie podwinie ci się noga, że wszystko pójdzie tak jak powinno iść, a ludzie już będą źli. Zazdrość będzie ich z żerać od środka widząc, że się nie poddajesz, robisz coś czego oni się nie odważyli zrobić.
W moim przypadku musiał być to ktoś cholernie inteligentny. Wiedział, że jeżeli by ją zabił, wywiózł do burdelu, czy zamknął gdzieś w brudnej piwnicy  ją i tak bym ją znalazł. Jestem pewien, że zdawał sobie też sprawę z tego, że i na oddziale zamkniętym ją znajdę. Tylko, że tu zostawił sobie jeszcze dwie opcje. Pierwsza czyli leki. Nie mam pewności czy Emily w całości powróci do zdrowia, czy nie zostanie jej jakiś uraz czy trauma. Może już nigdy nie być sobą, a przez to ja mógłbym odejść. Drugą opcję naprawdę podziwiam, nigdy nie wpadłbym na to aby szukać po swoich rachunkach, ale nie to jest w tym przerażające i genialne jednocześnie. To z mojego kąta był opłacany jej pobyt, więc banalnie prosto jest mnie w to wrobić. Bo jak do cholery mam jej wytłumaczyć, że nie zauważyłem, że z kąta zniknęło mi kilka milionów? Wiem tylko, że będę jej to musiał wytłumaczyć przed tym kimś. Musi tylko powrócić do zdrowia.
Po raz kolejny dzisiaj wszedłem do jej pokoju. Nie mogłem zaglądać tu za często, aby matka nie zainteresowała się nią jeszcze bardziej. Chodziłem po pokoju i zastanawiałem się co dalej, ale cały czas miałem jakieś dziwne przeczucie. Czułem się śledzony, jakby ktoś ciągle mnie obserwował.
Bo ktoś mnie obserwował. Piękne niebieskie oczy wodziły za mną po całym pokoju.

DoubtfulOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz