Rozdział 11

73 6 0
                                    

Emily

Nie pamiętam, kiedy ostatnio aż tak dobrze się wyspałam. Nie budziłam się w nocy ani wczesnym rankiem, nie miałam koszmarów. W końcu czułam się bezpieczna i spokojna. I może to zasługa tego, że całą noc czułam jego uścisk i zapach, albo dlatego, że w końcu choć jedną rzecz wiedziałam?

Otworzyłam oczy i ujrzałam bruneta, który wpatrywał się we mnie. Uśmiechał się.

-Dzień dobry. - przywitał się wciąż nie zabierając ręki, na której spałam.

-Dzień dobry. - wybełkotałam wtulając się do niego jeszcze bardziej.

-Już południe, wypadałoby wstać, mam dużo pracy. - oznajmił, ale nie słyszałam w jego głosie żalu.

-Jak południe, która godzina?

-11:54 - odpowiedział spoglądając na telefon. - Długo spałaś. Przez ciebie ominąłem trening i poranną odprawę. I śniadanie. - zaczął wyliczać.

- Nie kazałam ci mnie pilnować. - odsunęłam się spoglądając na niego zaspana.

-Ale zasnęłaś na mnie i nie miałem, jak się ruszyć, aby cię nie obudzić.

Nie powiem poczułam motylki w brzuchu. Zrezygnował z porannego biegania i pracy, której nigdy sobie nie odpuszcza, abym ja mogła się wyspać. Zaniedbał swoją rutynę dla mnie.

-Mogłeś mnie obudzić. Przez ten cały czas tu tak leżałeś i się na mnie gapiłeś?

- Lekarz kazał ci odpoczywać, a sen jest najlepszym odpoczynkiem. I niecały czas, możliwe, że też się chwilę zdrzemnąłem.

Cały czas mówił mi jak ważny jest odpoczynek, że powinnam leżeć i się wysypiać, aby dojść do siebie. Sam w tym czasie spał po 4 czy 5 godzin, pił hektolitry kawy i żył w stresie. Może te dodatkowe kilka godzin snu dzisiaj nie zmienią jego nawyków, ale zdecydowanie sprawiły, że czuł się lepiej. I albo siniak już z chodził, albo miał mniejsze cienie pod oczami.

-Ale skoro już wstałaś, to idziemy na śniadanie. O ile coś z niego zostało. - zażartował i wstał z łóżka.

O jedzenie oczywiście nie musieliśmy się w ogóle martwić. Alice jak tylko nas zobaczyła zaczęła przynosić talerze wypełnione pysznościami, a w między czasie na szybko smażyła jajecznicę i naleśniki. Dla mnie to był czysty obłęd. Jedzenia, które przyniosła, wystarczyłoby spokojnie na przynajmniej dużą rodzinę, a my byliśmy tylko we dwójkę, z czego ja wciąż nie jadłam za dużo męczona mdłościami.

W spokoju popijałam sobie gorącą herbatę próbując wcisnąć w siebie jedzenie, gdy Leone kończył już swoją kawę. Nie widziałam go tyle czasu i ostatnie dni nie należały do najprzyjemniejszych, ale w końcu czułam się w jego towarzystwie komfortowo. Może nie w stu procentach swobodnie, ale wystarczająco dobrze. Miałam oczy, widziałam, jak wygląda i doskonale zdawałam sobie sprawę kim jest. Każda by go chciała i każdą mógł mieć, więc musiałam się pilnować, aby jeszcze bardziej się przed nim nie zbłaźnić. Chociaż biorąc pod uwagę, że widział, jak wymiotuję to nie wiem, czy może być coś gorszego?

-Zaraz wracam. - oznajmił Leo nagle wyciągając z kieszeni telefon.

Po jego minie nie mogłam określić, czy cieszy się z tego, że ten ktoś zdzwoni, czy nie. Zwrócił się do niego po włosku, więc zapewne to ktoś z Włoch dzwonił. Może Ricardo lub Adriano? Zwykle o tej porze już dawno pracował więc w sumie mógł być to każdy. Miał gigantyczne firmy i kontrakty co na pewno skutkowało tym, że ma wiele telefonów w ciągu dnia. To w moim nudnym życiu dzwonią do mnie tylko rodzice.

DoubtfulOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz