∆ Poniedziałek 19 sierpnia 2041
Już od progu przychodni, Jacob czuje, że coś jest nie tak. I nie jest to ani dziwne, biorące się z kosmosu przeczucie, ani tajemniczy szósty zmysł.
Pielęgniarka z rejestracji, która zawsze wita go szerokim uśmiechem i pytaniem o samopoczucie, dziś jedynie kiwa głową z ciężkim do rozszyfrowania grymasem, balansującym gdzieś pomiędzy współczuciem i zakłopotaniem. Podchodzi więc do okienka i ze standardową dla siebie uprzejmością, obdarza kobietę ciepłym spojrzeniem.
- Cześć, Lily.
- Cześć. - Niebieskie, głęboko osadzone oczy błądzą spojrzeniem po dłoniach Manfreda, spokojnie spoczywających na blacie. Po szybkim skanie, android widzi podwyższony poziom stresu kobiety. Wprawia go to w zaskoczenie, bo Lilianne jest ostatnią osobą, po której spodziewałby się takiego nastroju. Być może dlatego, że przyzwyczaiła kolegów z pracy do bycia niemającą dna studnią, wypełnioną spokojem i pozytywnym nastawieniem do świata.
- Co się dzieje? Źle się czujesz? - pyta ze szczerą troską w głosie, przysuwając twarz do szyby, by przyjrzeć się koleżance lepiej. Ta jednak kręci przecząco głową, przez co okalające jej twarz, jasnobrązowe kosmyki, które wysunęły się ze starannie splecionego warkocza, powiewają z prawa na lewo i z powrotem.
- Nie, ze mną wszystko dobrze.
- No to o co chodzi? Przecież widzę, że coś jest nie tak.
Coraz bardziej zniecierpliwiony głos lekarza, popycha czterdziestojednolatkę do zapoznania go z aferą, jaką od rana żyje przychodnia, ale głos grzęźnie jej w gardle, gdy tylko próbuje wydobyć z siebie choć jedno słowo. Nie wie, jak powiedzieć mu, że całe zamieszanie skupia się wokół niego.
Sytuację ratuje wpadająca do holu jak burza Melody. Bez żadnych wyjaśnień, oplata palcami drobnej dłoni nadgarstek mężczyzny i ciągnie go w stronę swojego gabinetu. Manfred, ciągle będąc w szoku, zostaje wepchnięty do środka, a zamykająca za nimi drzwi pediatra, nie daje mu nawet cienia szansy na odezwanie się choćby jednym słowem.
- Siadaj - rozkazuje Harper, palcem wskazującym mierząc w krzesło.
- Co się dzieje, do cholery? - pyta, podczas gdy kobieta obchodzi swoje biurko. Robi to tak zamaszyście, że luźno zawieszony na jej ramionach kitel o mało nie spada na ziemię.
- Wolę, żebyś porozmawiał ze mną, zanim pójdziesz do starego - mówi, podwijając rękawy fartucha do łokci. Nie dopuszczając Jacoba do głosu, kontynuuje: - Widać, że o niczym nie wiesz, więc nie będę budowała niepotrzebnego napięcia i powiem wprost: ktoś obsmarował cię w internecie i zrobił to na tyle poważnie, że Welsh podobno poczerwieniał na gębie, kazał Lily zmierzyć sobie ciśnienie, a ciebie, jak tylko przyjdziesz do pracy, przysłać do niego.
Jako android, Jacob zachowuje w swojej pamięci wszystkie wspomnienia, jakie tylko posiada. Wykorzystując to, wraca do każdej konsultacji, której udzielił od pierwszego dnia pracy. Szuka przede wszystkim uchybień, błędów i niestosownych słów, jakie mogły zupełnie przypadkowo paść z jego ust.
Po zaledwie kilku sekundach, wie, że nie zrobił, ani nie powiedział nic, czym zasłużyłby na negatywne opinie. Udało mu się zdobyć sympatię i zaufanie pacjentów. Szanuje ich, więc odwdzięczają się tym samym, więc kompletnie nie może zrozumieć, dlaczego ktoś miałby szargać jego dobre imię. Jedyne wyjaśnienie, jakie przychodzi mu do głowy, to czyjaś niechęć do androidów.
Niechęć do androidów.
Wizja, jaka zrodziła się w jego głowie, choć prawdopodobna, wydaje mu się na tyle niepewna, że zachowuje ją dla siebie.
CZYTASZ
Pulse of emotions ∆ D:BH fanfiction
Fanfiction∆ Pulse of emotions, to spin-off do mojego poprzedniego fanficzka, o tytule Fire and water, z którym polecam zapoznać się przed lekturą Pulsu ∆ W roku 2041 androidy nie są już maszynami. Nacisk społeczeństwa i zaskakująco dużej liczby pracowników Cy...