Perspektywa Williama
Otworzyłem ledwo oczy, czując ogromny ból w prawej nodze. Leżałem na zimnym asfalcie, a wokół mnie było pełno rozbitego szkła i metalowych części obu samochodów. Z trudem udało mi się podnieść kiedy dostrzegłem moją nogę. Całą w krwi i rozszarpaną przez szkło i metal, które w niej tkwiły. Spanikowany i zdezorientowany rozglądnąłem się wokół.
- Dixie! – Krzyknąłem, a bardziej pisnąłem czując, że nie jestem w stanie dalej stać o własnych siłach. Kuśtykałem na jedną nogę, ale musiałem ją znaleźć wśród zrujnowanych samochodów. – Dixie... - Opadłem na kolana z bezsilności. Leżała nieprzytomna na asfalcie. Z jej czoła ciekła brudna krew, która znajdowała się teraz również na moich dłoniach kiedy tylko ją objąłem. Nie kontrolowałem łez, ani krzyków, widząc ją w bezruchu. – Zawsze do ciebie wrócę, rozumiesz? Nawet jeśli ty nie chcesz mnie przy sobie. Słyszysz? Zawsze przy tobie będę – Łzy kapały na jej ciało, a krew na jej twarzy była teraz mieszaniną wodną razem z nimi. Gdybym tylko mógł cofnąć ten cholerny czas, pomyślałem wtulając ją w siebie. Wiedziałem, że to tylko pogorszy sytuację jeśli nigdy więcej jej nie zobaczę. Wtedy do mnie dotarło, że się zakochałem, a na wyznania było już za późno. Jej twarz zaczęła mi się rozmazywać, a cały obraz przed oczami stał się niewyraźny.
- Odsuń się od niej – Lufa pistoletu tuż przy tyle mojej głowy oraz jego szorstki głos. Dalej płakałem, widząc jak się wykrwawia. – To koniec Afton. Koniec ciebie. Już nigdy nie wrócisz – Przeładowanie broni, a zaraz potem oddany strzał to jedyne co usłyszałem. Byłem jednak cały. Odwróciłem głowę, a za mną stał Jack Kennedy. Jack Kennedy, który właśnie uratował mi życie, płacąc swoim. Złapałem go w ostatniej chwili kiedy opadał na asfalt. Uciskałem jego ranę postrzałową, patrząc prosto w jego błękitne oczy.
- Po co tu przyjechałeś?! – Krzyknąłem przez łzy, a rudy chłopak widział mnie pierwszy raz w takim stanie. – Po co..? – Dławiłem się łzami, trzymając go na rękach.
- Przyjaciela trzymają się przecież razem – Z trudem był w stanie powiedzieć choć słowo. Nie mogłem stracić ich dwójki. Nie mogłem. Po policzku Jack'a spłynęła pojedyncza łza kiedy zmuszał się do uśmiechu, aby zakryć ból. – Uciekaj stąd, zanim przyjadą gliny
- Co..? – Nie wiedziałem co mam zrobić. Nie mogłem ich zostawić tutaj samych. Nie mogłem. – Jack przestań pierdolić. Nie zostawię tu was
- Oni cię szukają, Will. Mają to nagranie – Przytulił mnie ostatkiem sił jakie w sobie miał. – Kocham cię, stary druhu (old sport)
- Nie, nie, nie... Nie możecie mi tego zrobić – Słyszałem syreny policyjne w oddali, a ja nie byłem w stanie się ruszyć. – Kennedy wstawaj, pomożesz mi ją podnieść – Wstałem, opierając go o rozwalony samochód, a tym samym podchodząc do Dixie. Jej policzki były zimne jak lód. – Dixie, musisz wstać. Proszę... - Potrząsnąłem nią, odwracając głowę w stronę chłopaka, który krzywił się z bólu. Jego czarny garnitur był w krwi, a idealnie ułożone włosy roztrzepane. – Jack..?
- Masz – Wyciągnął z kieszeni spodni kartkę, dając mi ją do dłoni.
- Co..
- Numer do ziomka, który pomoże tobie i Michaelowi uciec z Ameryki – Spojrzał na mnie ostatni raz, a na mojej twarzy odbijały się niebieskie światła. Moje łzy dalej kapały na asfalt. – Odwiedzę cię, obiecuję – Puścił moją dłoń, a ja popatrzyłem po nich, zanim po prostu kulejąc zacząłem biegnąć przez środek pustyni, dalej płacząc.
Z braku sił, schowałem się za jakimś głazem, zjeżdżając w dół wzdłuż niego. Oddychałem szybko, czując coraz to gorszy ból w nodze oraz przeszywający ból głowy. To nie tak miało się skończyć, pomyślałem zanim opadłem na ziemie, a tym samym tracąc przytomność.
CZYTASZ
I always stay | William Afton x reader
Fanfiction❗️Trzeci i ostatni tom opowiadań „I Always comeback" oraz „Shouldn't comeback"❗️ William po wypadku samochodowym musi ukrywać się, aby policja nie wpadła na jego trop. Dixie popada w śpiączkę a William za wszelką cenę próbuje się do niej dostać. Kie...