Rozdział X

400 18 42
                                    


Wstałam coś koło południa. W końcu miałam okazję wyspać się w wygodnym łóżku, a nie na zimnej podłodze. W głębi duszy jednak obawiałam się konsekwencji mojego zniknięcia. Bałam się, że przebywanie w domu osoby, którą nie do końca znam, okaże się gorszym pomysłem. Co jeśli on też ma złe intencje wobec mnie? Spojrzałam na swoje obandażowane nadgarstki, które wciąż cholernie mnie piekły. Wstałam na równe nogi, podchodząc przy okazji do lustra. W odbiciu ujrzałam zniszczoną dziewczynę. Zniszczoną i pękniętą dziewczynę, która nie potrafi odnaleźć siebie. Przejechałam palcami wzdłuż moich włosów, czując jak bardzo skołtunione są. Długo nie myślałam kiedy dojrzałam nożyczki na szafce nocne. Obcinałam po centymetrze. Najpierw z przodu potem z tyłu. Nie były równo obcięte. Nie mogły być skoro moje dłonie trzęsły się jak nigdy. Wciąż wpatrywałam się w lustro kiedy na ziemi leżały kosmyki moich długich włosów, które teraz sięgały mi lekko za żuchwę.

- Wyspała.. - Zaniemówił kiedy mnie zobaczył, a ja wpatrywałam się w jego odbicie w lustrze.

Sprawiał wrażenie idealnego mężczyzny. Bez problemów, z szacunkiem i z kulturą. Jego ciemne włosy były nieco potargane na końcach, a ich pojedyncze kosmyki swobodnie opadały na jego czoło. Miał piękne oczy. Chociaż chłód, który posiadały, sprawiał że były jeszcze piękniejsze. Zakryłam kocem, który akurat był pod ręką, moje ciało, aby William nie obserwował mnie gdy stałam przed nim w samej bieliźnie. Wciąż się we mnie wpatrywał, a ja czułam jakby jego wzrok wbijał się w każdą część mojego ciała. Cofnęłam się kilka kroków w tył kiedy on skracał dystans. W pewnym stopniu bałam się go. Bałam się, że to tylko kolejna osoba, która chce mnie wykorzystać.

- Po coś konkretnego przyszedłeś? - Mruknęłam pod nosem.

- Sprawdzić jak się czujesz - Chciał chwycić moją dłoń, ale szybko zareagowałam. - Nie chcę ci zrobić krzywdy

- Nie wierze ci - Do moich oczu nagle napłynęły łzy, a oddech stał się nieregularny. W ciągu paru sekund moje serce zaczęło bić szybciej, a ja nie mogłam złapać tchu.

- Dixie? - Położył dłonie na moich ramionach. - Jesteś pewna, że wszystko w porządku?

- Zostaw mnie samą - Wróciłam do dalszego obcinania zniszczonych włosów, a William nie poruszył się nawet o centymetr.

- Pomogę ci - Ostrożnie chwycił za nożyczki, które trzymałam w dłoni, a ja nawet nie protestowałam. Obcinał kosmyk po kosmyku, aż w końcu moje włosy były wyrównane i idealne. - Ładnie wyglądasz w krótkich włosach - Skinęłam tylko głową, aby zakończyć już rozmowę.

- Co oznaczają te trzy bransoletki na twoim nadgarstku? - Wypaliłam, a William zamarł w bezruchu.

- Moje dzieci - Odpowiedział krótko, a ja rozszerzyłam oczy ze zdumienia.

- Słyszałam tylko o jednym. Mitchel..? Matteo..? - Próbowałam sobie przypomnieć imię jego syna, ale z marnym skutkiem. William jedynie uniósł kącik ust ku górze.

- Michael - Poprawił mnie. - Michael, Elizabeth i Evan

- Mogę je poznać? Z pewnością są cudowne - Wyminęłam go, ale w ostatniej chwili złapał mnie za obolały nadgarstek. Skrzyżowałam nasze spojrzenia, a w jego oczach mogłam dostrzec prawdziwy ból.

- One nie żyją - Puścił moją dłoń i odwrócił wzrok od moich oczu.

- Nie wi..

- Nie wiedziałaś. Tak, wiem - Dokończył za mnie, a ja byłam w stanie wyczytać z jego twarzy wszystkie negatywne emocje, które nim targały. - Michael jest na dole. Możesz z nim pogadać albo gdzieś pójść

I always stay | William Afton x readerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz