Rozdział V

207 21 39
                                    




Perspektywa Williama

Dwa tygodnie. Zajęło nam to wszystko dwa tygodnie. Michael padał z nóg, kiedy szedłem z nim przez zaśnieżony Londyn. Trząsł się z zimna, starając dotrzymywać mi kroku. Stanąłem w miejscu, widząc że ciepły polar i kurtka nie dają mu choć trochę ciepła. Zdjąłem z siebie płaszcz i zarzuciłem go na ramiona chłopaka. Jego skóra była nienaturalnie blada, a oczy podkrążone. Przyłożyłem dłoń do jego czoła, które niemal parzyło moją dłoń. Do kancelarii prawniczej została nam długa droga, ale nie mogłem przecież iść z nim kiedy był w takim stanie. Rozejrzałem się wokół, aby znaleźć wzrokiem jakąś aptekę. Czemu apteki w Anglii nie działają 24/7? Zamiast apteki, skierowałem się w stronę motelu z barem. Mam nadzieję, że tam nam pomogą.

- Gdzie idziemy? – Chwycił moją lodowatą dłoń kiedy przechodziłem przez środek ulicy. – Tato?

- Jest późno, a ty nie wyglądasz za dobrze. Jutro rano znajdziemy jakąś aptekę i może będzie lepiej – Ponownie przyłożyłem dłoń do czoła, ale też policzków, chłopaka. – Jesteś cały rozpalony

- Dam radę iść

- Nie wątpię – Wypuściłem ciężko powietrze z ust, wchodząc do środka motelu, w którym roiło się od podejrzanie wyglądających ludzi. – Trzymaj się blisko mnie i nie gadaj z nikim – Szepnąłem w jego kierunku, patrząc po ludziach. Podszedłem do recepcji, przy której nikogo nie było, a wzrok obcych dalej czułem na sobie.

- Nie zgubiłeś się eleganciku? – Usłyszałem jak jeden z mężczyzn wstał od stołu. Ścisnąłem dłoń Michaela mocniej, aby trzymać go blisko siebie. Nie pozwolę, aby coś mu się stało. – Głuchy jesteś? – Złapał mnie za kołnierz i odwrócił w swoją stronę, a ja nie odezwałem się słowem. Zacisnąłem mocno zęby, aby nie robić głupich rzeczy. Ten motel był moją jedyną nadzieją. Mężczyzna był wyższy ode mnie oraz szerszy. Jego ręce pokrywały liczne tatuaże, a na sobie miał jedyne koszulkę.

- Olaf! Przestań zaczepiać naszych gości – Starsza Pani, pewnie recepcjonistka, stanęła pomiędzy nami i rozdzieliła go ode mnie. Mężczyzna jedynie zmierzył mnie wzrokiem i odszedł, siadając z powrotem do stołu. – Czegoś potrzeba?

- Pokoju na jedną noc – Spojrzałem na Michaela, który zasnął na krześle przy recepcji. – Mamy za sobą długą podróż, a on jest chory

- Przykro mi, ale nie mamy wolnych pokoi – Nawet nie spojrzała do kart z informacjami. – Chociaż, mamy chyba ostatni

- Może być – Wyjąłem z kieszeni spodni swoje ostatnie pieniądze, widząc że zostało mi tylko dwadzieścia dolarów. – Ile płacę?

- Za dwójkę sto funtów – Z uśmiechem na twarzy patrzyła na mnie, a ja pokręciłem tylko głową.

- Mam tylko dwadzieścia dolarów – Kobieta spoważniała, dając znak mężczyzną, że to koniec naszego pobytu w tym miejscu.

- Mogą spać u mnie – Młoda dziewczyna pojawiła się tuż obok mnie. Posłała mi uśmiech, widząc szok na mojej twarzy. Jej blond włosy opadały swobodnie na ramiona, a na policzkach posiadała rumieńce. Nie spałem za dużo, ale to niemożliwe że przede mną stała istna kopia Dixie. Ten sam uśmiech i piękne blond włosy. Tylko oczy miała inne, bo zielone. Zielone oczy jak...Clara.

- Mogę chyba przymknąć oko na to – Starsza kobieta posłała jej uśmiech, a dziewczyna mocno ją przytuliła. Wciąż jednak nie odrywała ode mnie wzroku, a ja odnosiłem wrażenie jakbym ją znał.

- Jesteś cudowna, Josie – Oderwała się od niej i chwyciła za jedną z naszych walizek.

- Poradzę sobie, możesz wciąć Mich..

I always stay | William Afton x readerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz