Rozdział VI

173 14 46
                                    


Perspektywa Williama

Przez całą noc nie byłem w stanie zmrużyć oka. Czuwałem nad Michaelem, któremu choroba nie dawała za wygraną. Przez całą noc gorączka nie spadła mu nawet o stopień, a leki nie pomagały. Spanikowany, stanem zdrowia mojego syna, nerwowo szukałem czegoś po szafkach nocnych w pokoju. Nie do końca wiedziałem czego, może termometru? Albo tabletek? Nawet nie wiedziałem jak tutaj weszliśmy, skoro przez cały czas rozmawiałem sam ze sobą. Oparłem się o szafkę nocną, czując że w tym wszystkim jestem tak cholernie bezradny. Dixie na pewno by wiedziała co podać Michaelowi, aby było mu lepiej. Myśl William, co by mu dała, starałem poukładać sobie wszystko w głowie. Z transu wyrwał mnie trzask drzwi, a w progu dojrzałem młodą dziewczynę. Pewnie tą samą, która nas tu wpuściła. Wpatrywałem się w nią przez dłuższą chwilę, widząc jak próbuje podejść do mojego syna.

- Nie dotykaj go - Złapałem ją za nadgarstek, a blondynka uniosła dłonie w geście obronnym. - On nie lubi dotyku obcych - Skłamałem, aby jeszcze bardziej jej nie przestraszyć.

- Przyszłam tylko po pieniądze - Rozejrzała się wokół, aż w końcu jej wzrok spoczął na mnie. Starałem zachować kompletną powagę oraz spokój, kiedy w głębi duszy czułem strach, widząc jak w dłoni trzyma mój paszport. - Chciałam wczoraj się o nie upomnieć, ale...Powiedzmy, że nie byłeś w stanie ze mną rozmawiać. Słyszenie głosów to objaw schizofrenii, wiedziałeś? Afton? - Przełknąłem głośno ślinę kiedy wypowiedziała moje nazwisko.

- Ile jestem ci winien?

- 150 funtów - Uśmiechnęła się szeroko, wyciągając rękę ku mnie razem z paszportem.

- Nie mam tylu

- Nie ma pieniędzy, nie ma milczenia - Sięgnęła po telefon, ale szybko złapałem jej dłoń.

- Na pewno możemy się inaczej dogadać - Chwyciłem ją za nadgarstek, patrząc na wciąż śpiącego Michaela. - Skąd znasz moje nazwisko? - Spytałem, a dziewczyna wzruszyła ramionami jakby bała się odpowiedzieć. Jej wzrok błądził po brudnych ścianach. - Nikt ci nie uwierzy, że tu byłem skoro nie masz dowodów, że ja to ten sam człowiek co William Afton. Uznają cię za wariatkę - Widziałem jak pęka, a ja w tych chwilach właśnie kochałem manipulować ludźmi. - Ponawiam pytanie, skąd znasz moje nazwisko?

- Jesteś bardzo podobny do swojej siostry - Spojrzała mi prosto w oczy, a ja napotkałem jej rozszerzone źrenice. Jebana ćpunka, pomyślałem kiedy zbliżyła się do mnie, skracając dystans między nami. - Chciała mi pomóc, ale nie potrafiła

- W czym ci chciała pomóc?

- Wyjść na prostą - Uśmiechała się pod nosem, kiedy przyłożyła głowę do mojego torsu. Nie chciałem jej całować, ani przytulać. Nie chciałem jej pieprzyć, bo w głowie miałem ciągle jedną osobę. - Możemy pójść na układ?

- Jaki?

- Skoro nie masz pieniędzy, to możesz odwdzięczyć się w inny sposób - Jej dłonie badały moje ciało. Chwyciłem ją za nadgarstek, kiedy schodziła ręką niżej. Widziałem tą pewność siebie w jej oczach, ale też i strach kiedy na mnie patrzyła.

- Nie pieprze ćpunek - Zdjąłem jej dłonie z siebie, aby nie czuć już tego obrzydliwego dotyku. Czułem dziwną odrazę kiedy tak młoda dziewczyna chciała pieprzyć się z kimś takim jak ja. - A tym bardziej małolatek

I always stay | William Afton x readerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz