Rozdział VII „Moja ulubiona"

141 6 15
                                    

HEEEJ heeeej

wracam po dłuższej przerwie.

Tęskniłam za tym i za wami.

Mam nadzieje, że rozdział wam sie spodoba, koniecznie dajcie znać.

***

Austin, Teksas.

Layla.

-A może chodźmy najpierw coś zjeść?- zaproponował Declan gdy szliśmy w stronę mojego mieszkania. – Strasznie burczy mi w brzuchu- Zrobiło się już późno, a my byliśmy zmęczeni i głodni po podróży także myślę, że to idealny plan. Dawno nie jadłam tego tłustego, amerykańskiego żarcia.

-Jestem za tylko skoczę po ładowarkę bo zaraz telefon mi padnie i nie będę miała jak zapłacić.- Technologia i współczesne wynalazki wiele ułatwiają. Możliwość załatwienia wszystkiego przez Internet albo właśnie płacenie telefonem... to super sprawa, naprawdę. Ale czasami przeraża mnie nasza przyszłość. Z jednej strony jest nam wygodniej ale z drugiej, bardzo nie podoba mi się, że praktycznie wszystko jest zależne od Internetu, komórek. Niedługo nie będziemy w ogóle ze sobą rozmawiać, a kontrolę nad światem przejmie sztuczna inteligencja. Dlatego zazwyczaj staram się żyć jeszcze w miarę po staremu.. ale niestety z płacenia telefonem ciężko mi zrezygnować. Dlatego chcąc nie chcąc wszyscy jesteśmy więźniami naszym smartfonów.

-Mogę za ciebie zapłacić- ni stąd ni z owąd tuż obok mnie pojawił się Charlie. Rycerz na białym koniu się znalazł.

No może nie rycerz.

Bardziej giermek.

I jeśli na koniu To takim na kiju co najwyżej.

-Możesz to ty zrobić wiele rzeczy.

-na przykład?- zapytał zaintrygowany, a jego bujna grzywka opadła mu na oczy.

-Dwa kroki w tył.. albo nawet trzy- uśmiechnęłam się i poklepałam go po ramieniu.

***

-Minuta i jestem z powrotem- powiedziałam wystukując kod aby wejść do bloku.

-Mam iść z tobą?- usłyszałam cichy i niepewny głos Charliego. A to akurat coś nowego. Ten człowiek zawsze jest pewny siebie choćby nie wiem co się działo.

-A niby w jakim celu?

Rozejrzałam się dookoła. Wszyscy nagle zamilkli i zaczęli się nerwowo kręcić w miejscu. Jiao wbijała swój intensywny wzrok w sznurówki jakby od tego miało zależeć jej życie, moje rodzeństwo udawało, że przeglądają coś w telefonie chociaż jestem pewna, że tak naprawdę bawili się co najwyżej ekranem startowym, a Declan drapał się po głowie jak zwykle gdy jest mu niezręcznie.

Tylko dlaczego wszyscy są tacy dziwni gdy dochodzi do mojej rozmowy z Charlim. Może i coś tam między nami było. Może i nie wyszło.. Ale to było ponad osiem miesięcy temu, już mogliby odpuścić.

-Żeby dotrzymać ci towarzystwa- odpowiedział po chwili.

Spojrzałam na niego z grymasem wymalowanym na twarzy. Właśnie przez taką mimikę ludzie do mnie nie podchodzą. Bo przez dwadzieścia cztery godziny wyglądam jakbym była zażenowana wszystkim i wszystkimi. Ale przysięgam, że przez większość czasu nie jest to specjalnie.

Mówię, że przez większość bo na przykład teraz doskonale wiem jak wygląda moja twarz.

I było to działanie zamierzone.

Skoro innych to odtrąca to może w jego przypadku też się sprawdzi.

-Towarzystwa? – mrugnęłam kilka razy- Towarzystwa powiadasz- zamyśliłam się na chwilę- Po pierwsze.. wejdę i wyjdę z tego bloku szybciej niż ty zdążysz wziąć oddech. Po drugie nie przepadam za towarzystwem- Ruszyłam w stronę drzwi ale jeszcze zanim weszłam obróciłam się napięcie – Poprawka... Nie lubię twojego towarzystwa. – Machnęłam niedbale ręką i weszłam do budynku.

Living a lie-  nieustraszonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz