Rozdział X Brzęczenie much i złoty cielec cz.II

5 2 0
                                    

Ray leżał na podłodze. Dyszał na skraju płaczu. Po chwili chwycił podaną mu dłoń i wstał.
- dzięki... - mruknął ray
- Jak poszło?
- wolę nie mówić... - odpowiedział przygnębiony ray
- Nawet nie wiesz jak bardzo jestem ci wdzięczny. Teraz możesz odpocząć. Muszę teraz iść porozmawiać z ważnym partnerem biznesowym. Poczekasz tutaj?
- Okej...

Ray usiadł na drewnianym krześle obok. Tępo patrzył przed siebie. Figura odchodzącego w dal mężczyzny powoli zanikała z jego wzroku. Z trudem powstrzymywał płacz. Zawiódł siebie i ludzi wokół. Stracił wszystko... Samael był jego jedyną nadzieją. Ray przetarł oczy i rozejrzał się po izbie. Pokój był przepełniony elegancją. Meble były okute złotem i często pokryte misternymi żłobieniami i wzorami. Ściany miały głęboki zielony kolor. Gdy zwrócił uwagę na szczegóły. Poprzez cały pokój rozsiane były złote figurki much wysadzone kamieniami szlachetnymi. "Ważny partner biznesowy" musiał w ten sposób szczycić się swoim bogactwem.
Z jego rozmyślań rozbudziło go trzaśnięcie drzwiami.

Za owymi drzwiami odbywały się rozmowy.

- O Samael, nareszcie! - zaśmiał się mężczyzna na krześle.
- Myślałem że nie wracamy do przeszłości Baal? - odpowiedział poirytowany Samael.
- Belzebub, Baal umarł dawno temu. Myślałem że wyraziłem się jasno.

Napięcie w pokoju rosło. Samael usiadł przy stole naprzeciwko Belzebuba. Oboje wyglądali obco, jak nie z tego świata. Samael wyglądał na młodego, był wysoki i szczupły. Miał ostre rysy twarzy i przebiegłą mimikę. Miał spięte do tyłu blond włosy z czarnymi odrostami. Miał na sobie wiele tatuaży.

Belzebub siedzący na przeciwko niego miał bardzo formalny ubiór. Miał na sobie biały garnitur, bez żadnej plamy i złotych guzikach. Dziwactwem tego jegomościa była jego owadzia głowa.

- Po co te nerwy, przyszedłem tylko porozmawiać. - beztrosko rzucił Samael.

- Ale o czym? Sam mówiłeś że nie planujesz stawiać nogi w Sodomie.

- Ale plany się zmieniły... Elohim podjął działanie. Wiemy że znalazł już naczynie na rytuał.

Belzebub zamarł zszokowany

- Planujesz wznowić działania Goecji?! CZY TY STRACIŁEŚ RESZTKI ROZUMU?! - uderzył pięścią o stół.

- Wiem że nie jest to układ idealny dla ciebie ale uwierz mi, pod władzą Elohima będzie gorzej. Przecież wiesz że wyklął nas wszystkich, nie możemy ryzykować że zostanie Demiurgiem.

Belzebub syczał ze złosci

- Niby racja - warknął - myślałem że wszyscy będą mogli zostawić to cholerstwo za sobą... Że będziemy już żyć w spokoju... A ty mi wyskakujesz z takim czymś?! Kto jeszcze wie?

- Narazie niewielu...

- Czyli ilu?! Nawarzyłeś piwa to je teraz pij...

- tylko Naberius... Bune... Bathim i Forneus

W pokoju trwała głucha cisza

-To co planujesz teraz? - Zapytał Belzebub

- Skontaktować się z Astaroth'em

- To na co czekasz?

- Nie wiem gdzie jest.

-... Rozwalasz mnie... Szukałeś w Bibliotece?

- Jeszcze nie.

- Czekaj... Czekaj... Ty przyszedłeś tutaj tylko po to żeby zapytać o Astaroth'a?

- Nieeee... Gdzież Tam. Chciałem prosić cię o przysługę. Będę potrzebował ludzi. Potrzebuje kogoś wytropić... I nie tylko.

Belzebub tępo patrzył na Samaela

- Słuchaj, wiem że proszę o wiele ale musisz mi zaufać... Wszystko albo nic. - z pełnym przekonaniem mówił Samael

- stawiasz wszystko na jedną niepewną kartę?

- Czemu niepewną? Nie ufasz Amaimonowi?

- Nawet nie śmiej go wspominać. Święty człowiek był a ty go w to wplątujesz.

- Słuchaj... Nic nie masz do stracenia, na prawdę nie chcę dla ciebie źle. Podobno się zmieniłeś? Co z tym twoim powrotem do cyklu? Dupa ci się pali to wymiękasz?

- Nie o to chodzi...

- No to o co? Panie biznesmen? Ryzyko jest nieuniknioną częścią życia. Masz dwie opcje. Opcja A: Elohim zostaje Demiurgiem, ma świat owinięty wkoło palca i się na nas mści. B: zakańczamy co zaczęliśmy 50 lat temu.

- No dobra, dawaj konkrety. Po co ci ludzie?

- przejdźmy do spraw teraźniejszych. Potrzebuję ochroniarza dla mego dyplomaty.

- Dokąd? - zapytał zaintrygowany Belzebub

- Lumièreville - odpowiedział chichocząc

Rozmowy ciągnęły się przez kilka godzin. Po wielu latach niezgody pogodzili się ze sobą.

- Następnym razem zapraszam do mnie! - rzucił uśmiechnięty Samael wychodząc z gabinetu Belzebuba.- Ray! Przepraszam że musiałeś tyle czekać

- Nic się nie stało... - odpowiedział Ray - Co teraz?

- W sensie?

- Ze mną... Co ja mam teraz robić? - Ray był czerwony, na skraju płaczu.

Samael powoli podszedł i go przytulił. - To nie twoja wina. Teraz się uspokoisz i pójdziesz ze mną. - mówił spokojnie, przemawiał z ciepłem. Uspokoiło to trochę Ray'a

Niedługo po tym opuścili Sodomę.

Kłęby RzeczywistościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz