Obudzili się tym razem w kanale pod ziemią. Wilgoć, ciemność i smród. Tam przebiegł szczur, a tam chlustała woda. W pośpiechu szukali wyjścia. Abel wspiął się po zardzewiałej drabince, podważając ciężką pokrywę.
Nareszcie dom. Nareszcie znajome miasto, znajome kąty i lampy.
Ranek był wczesny, słońce ledwo wstało zza horyzontu. Wychodząc z dziury otrzepali brudne mundury.
Miasto wydawało się być w gorszej formie niż gdy widzieli je ostatnio. Truchła leżały na chodnikach, nawet nie przykryte najcieńszą warstwą gruzu. Było za dużo ciał aby zmieścić je w grobach. Więcej było ruin. Więcej wandalizmu. Czaszki nabite na pale były częstym widokiem.
Wielkie gwoździe dalej stały w miejscu, a robal niemal całkowicie zgnił. Abel szybko rozpoznał twarz namalowaną na murku. Uśmiechnięty nauczyciel historii, i podpis "PNJ sprawiedliwość!".
Powoli szli ulicą prowadzącą do słynnych schodów. Po drodze napotkali Pana Thomasa. Ten zbledł i szybko do nich podbiegł
- Co wy tu robicie‽ - zapytał przestraszony rozglądając się na około - Czemu jeszcze tu jesteście?
- wygląda pan jakby zobaczył ducha, coś się stało? - Zapytał Abel.
- Tak wy się staliście. Tu nie jest bezpiecznie... - zaprowadził ich w boczną alejkę - Naprawdę nie wiecie co tu się stało?
- Co miało się stać? Nie było nas może dwa dni. - odpowiedziała skołowana Esyr.
- Dni? Dwa miesiące. A to nie jest najgorsze. Nie wiem co tu robicie ale musicie się ukryć. Nie dalej jak tydzień był drugi atak, ale był kompletnie inny. Zmarli wstawali z grobów. Wielka parada trupów i demonów. Jeden z Tych trupich demonów, jakiś lider albo coś podobnego wszedł do akademii, do gabinetu samego Dyrektora Blair'a. Kiwnięciem palca wywrócił budynek na lewą stronę, a sufit wylądował pod stopami... Pytał o Abla. Powiedział że jeśli cię nie wydamy, oznaczać to będzie wojnę. Dyrektor powiedział mu że nie wiemy gdzie jesteś. W odpowiedzi tamten zburzył większość miasta a trupy zaczęły gonić zwykłych ludzi i rozrywać ich na środku ulic... Dla dobra swojego i wszystkich innych... Uciekajcie... Błagam - szeptał roztrzęsiony Thomas. Z jego wyrazu twarzy wiadome było że nie żartował. Po chwili ochłonął i zostawił ich samych sobie.
-Co teraz?- Abel usiadł opierając się o ścianę.
Esyr usiadła obok
- Nie mam pojęcia - wyszeptała opierając głowę na swoich kolanach
- jedyne co nam zostało to zostać w jakiejś ruinie i modlić się że nikt nas nie znajdzie. Naprawdę nie mam pojęcia...***
Pod głęboką warstwą gruzu przetrwało mieszkanie na parterze. Ewidentnie przeminęły już jego lata świetności. Jedyne wejście było cienkim przesmykiem pod kupą gruzu.
Abel rozsiadł się przy stole. Esyr wyciągnęła rewolwer Arbahah'a z kabury i położyła go naprzeciwko Abla.
- Jestem prawie pewna że gdy wróciliśmy miałam ze sobą naszą torbę. Idę sprawdzić czy dalej tam jest. Jeżeli ktokolwiek się tu zjawi masz go nakarmić ołowiem. - mówiła spokojnie wyciągając z kieszeni paczuszkę naboi.
Abel nie mógł się skupić. Niezdarnie załadował bęben pistoletu. To wszystko było za dużo. Był zmęczony. Czemu? Czemu wszystko musiało się tak potoczyć? Dlaczego konkretnie on? Przez jego umysł przepływało setki pytań na raz, a prawie zero odpowiedzi.
Z jego przemyśleń wybudziło go dziwne chrobotanie. Ile czasu minęło? Czy to Esyr? Dla bezpieczeństwa powoli złapał za rewolwer i wyciągnął go przed siebie.
CZYTASZ
Kłęby Rzeczywistości
FantasyHistoria Abla, młodego egzorcysty. Abel podąża za marzeniem usunięcia zła z tego świata. Abel trzyma się świętych praw, i czyni dobro... Świat może być innego zdania.