Epilog

4 2 1
                                    

Wróciłem do korzeni, pomyśleć że znowu sięgnę po sztuczki tamtego starca... Szkoda gadać. Gdyby nie mój drogi przyjaciel Amaimon, nasz plan byłby niemożliwy. Pięćdziesiąt ponad lat walczyliśmy o nasze marzenia. Dzisiaj, tak dzisiaj nareszcie wszyscy nasi towarzysze będą mogli spocząć w pokoju.

Byłem w szoku gdy wstałem z kamiennego ołtarza. Stało się jak powiedział Amaimon. Trzy dni temu przybito mnie do ściany gwoźdźmi aż nie umarłem... A dziś wstałem.

Nareszcie udało nam się. Cykl Elohima spełni się dziś, kiedy on sam nie jest gotowy. Tamten staruch strzelił sobie w kolano, biorąc mnie pod swoje skrzydła.

Moje ciało się zmieniło. Byłem bardziej jak żywy posąg niż człowiek. Choć według niejednego oddałoby to moje upadłe człowieczeństwo.

Nie wahałem się. Ruszyłem ku niebu niszcząc szczyt mojego nowego "pałacu". Moje kości czuły się swojo w nowej powłoce. Czułem się bardzo lekko. Moc wyciągnięta z chwarenach zdawała się walczyć z tym jak świat funkcjonuję, a moc, ta sama jak moc tamtego dziada była bardzo... Naturalna.

Wiedziałem że moim priorytetem są moje dzieci. Gdyby nie one większość tego przedstawienia byłaby niewykonalna. Grając rolę miłosiernego boga postanowiłem głosić coś, aby mieli nadzieję. Mieli nadzieję na to że odrażający świat upadnie.

Czułem się potężny jak nigdy. Postanowiłem chwilowo rozproszyć tłusego węża, zanim otworzy oczy. Będąc szczerym działałem instynktownie. Wypusciłem tych czterech... Brutali? Aby zajęli się sianiem chaosu na świecie. Większość planu była właściwie przygotowaniem do tego momentu, więc działałem polegając na instynkcie. Głównym celem podnoszenia gór, wysuszania mórz i wszystkiego innego było przede wszystkim rozproszenie Demiurga. Nie mogłem pozwolić aby teraz... Szczególnie teraz zniszczył wszystko na co pracowałem.

Dostanie się do nici rzeczywistości nie było aż tak trudne. Gorzej było z wykorzystaniem ich. Stary Demiurg nie dał się nabrać aż tak łatwo. Gdy dopiero zaczynałem zabawę, dopadł mnie jego pomiot. Długie chwile przygotowania poszły na marne. Obdrapał mnie ze wszystkiego co zyskałem przez rytułał mojego drogiego przyjaciela, a w ramach chyba kpiny, skutki Chwarenach w tym momencie dały o sobie znać.

Jestem sparaliżowany. Widzę jedynie nad sobą gwieździste niebi tracące krwistą łunę, można pomyśleć że przegrałem. Że przegraliśmy. Wiedziałem że tak będzie, ale łudziłem się że zardzewiały już wąż nie pozna się. Pora wdrążyć plan zastepczy.

RAY, WYBUDŹ SIĘ PROSZĘ. PRZYJDŹ DO MNIE ME DZIECKO.










To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 31 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Kłęby RzeczywistościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz