Rozdział 3

33 7 7
                                    

Ciężkie krople deszczu uderzały w szybę samochodu, rozpryskując się na milion kawałków. Na niebie zawisły stalowoszare chmury. Gdzieś nad ich głowami przetoczył się grzmot, jednak jego odgłos stłumił szum szybko jadących samochodów. Natalia wbiła wzrok w boczną szybę usianą kropelkami wody i to właśnie na nich skupiła całą swoją uwagę. Starała się nie patrzeć na mężczyznę za kierownicą. Wręcz skuliła się na fotelu, nie chcąc zwracać na siebie jego uwagi. Czuła się bardzo dziwnie, siedząc tuż koło Aleksa w ciasnej przestrzeni auta. To było tak nierzeczywiste, tak irracjonalne, że aż dławiło ją w gardle, a każdy oddech sprawiał niemal rzeczywisty ból.

Z Krakowa do Małej Lipki, niewielkiej miejscowości położonej w pobliżu Suwałk nad jeziorem Dąbrówka było ponad pięćset kilometrów. Z Krakowa wyjechali o siódmej, w momencie, gdy nad miastem zbierały się burzowe chmury. Ulewa dopadła ich niedługo po tym, jak wyjechali na trasę. Ruch na drodze był wzmożony przed rozpoczynającym się właśnie długim weekendem majowym. Aleks niewielesię odzywał, skupiając się na drodze i pozostawiając Natalię swoim myślom. Dziewczyna była mu za to wdzięczna, bo akurat nie miała ochoty na rozmowy o niczym. Ani tym bardziej na rozmowy o przeszłości. Zresztą na te rozmowy chyba jeszcze długo nie będzie gotowa, co też sprawiało, że jeszcze bardziej denerwowała się przed wizytą nad Dąbrówką. Wiedziała, że tam nie ucieknie od rozmów, od wspomnień, że czeka ją konfrontacja z samą sobą. I panicznie się tego bała.

Tak naprawdę nie zdecydowałaby się na ten wyjazd, gdyby nie telefon, który odebrała w czwartek po południu. Połączenie od nieznanego numeru odebrała z pewnym niepokojem, a gdy usłyszała w słuchawce kobiecy głos, zamarła.

– Natalia? Z tej strony Bożena Jarosińska. – Kobieta przedstawiła się ciepłym, miłym głosem, podszytym jednak pewną dozą niepewności i obawy.

– Dzień dobry – odpowiedziała Natalie równie niepewnie. Akurat telefonu od tej kobiety zupełnie się nie spodziewała. Dzwoniła do niej matka Aleksa.

– Aleks dał mi twój numer, ale mam nadzieję, że nie masz mu tego za złe. Wspominał, że się spotkaliście, że zaproponował ci wspólny wyjazd... – głos jej się załamał, a Natalia usłyszała w słuchawce pociągnięcie nosem. Po twarzy Natalii również popłynęły łzy. Po chwili kobieta mówiła dalej: – Dzwonię, żeby ci powiedzieć, że bardzo liczymy z mężem na twój przyjazd. Bardzo chcielibyśmy cię w końcu poznać, porozmawiać z tobą...

– Pani Bożeno... Ja nie wiem, czy to jest dobry pomysł. To znaczy nie chciałabym państwu przeszkadzać, ani robić kłopotu.

– Dziecko, od sześciu lat pragniemy się z tobą skontaktować, więc naprawdę będzie nam bardzo miło, jeśli w końcu nas odwiedzisz. I to naprawdę żaden kłopot. Wiesz przecież, że prowadzimy pensjonat, jest gdzie spać. Będziesz mieć tyle prywatności, ile tylko chcesz. Po prostu chcemy cię zobaczyć.

Natalii zabrakło argumentów, żeby odmówić, więc teraz siedziała w aucie z Aleksem i jechała, aby skonfrontować się ze swoją przeszłością.

Od sześciu lat unikała wspomnień. Starała się nie wracać pamięcią do tamtych dni, choć obrazy przeszłości i tak nawiedzały ją w najmniej oczekiwanych momentach. I zawsze kończyły się strumieniem łez. Teraz jednak musiała przygotować się psychicznie na to, co ją czekało na miejscu, więc ostrożnie przywołała w pamięci tamten pierwszy dzień – dzień, w którym się poznali, i w którym wszystko się zaczęło.

Był początek października dwa tysiące czternastego roku. Rozpoczęła właśnie drugi rok studiów na Akademii Pedagogicznej. Tamtego dnia poszła sama na spacer nad Wisłę. Często tak robiła, bo na świeżym powietrzu, w promieniach słońca i z widokiem na wodę pisało jej się najlepiej, a do głowy wpadały najlepsze pomysły. Pamiętała, że było wtedy ciepło, ale dość wietrznie. Wystawiała twarz do słońca łapiąc ostatnie, jesienne promienie. Na kolanach trzymała brązowy notes, swojego nieodłącznego towarzysza. To w nim zapisywała wszystkie pomysły, urywki dialogów, opisów, scen, które w najmniej spodziewanych momentach rozbłyskały w jej głowie niczym fajerwerki. Potem, w domu, lub pokoju w akademiku siadała z laptopem na kolanach i z tych urywków tworzyła historie. Historie, które kiedyś miały stać się pełnoprawnymi tekstami wydanymi przez jedno z większych wydawnictw na rynku. Przynajmniej tak to wyglądało w jej marzeniach. Na razie jednak tworzyła głównie opowiadania, i głównie do szuflady. Miała też napisaną jedną powieść, ale jeszcze nie czuła się na siłach, by wypuścić ją w świat. Czuła, że to jeszcze nie jest to, że ma zbyt duże braki warsztatowe, by to się mogło komukolwiek podobać. Choć, jak się wkrótce okazało, komuś się spodobało.

Niebo po burzy [Zakończony]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz