Minęły kolejne dwa tygodnie.
Za dwa dni miała być wigilia, na którą Jisung nie cieszył się ani trochę. Teraz już nic mu nie pomagało, ani cisza ani towarzystwo. Od dnia, w którym zobaczył, jak Minho ucieka z jarmarku, coś pękło w nim już całkowicie. Nie chciał go widzieć, na pewno. Zapewne Han zrobił największą głupotę na świecie, kiedy poszedł na koło młyńskie z Seonghwą, ale nie spodziewał się, że to będzie miało tak bolesne konsekwencje. Wręcz żywił nadzieję, że Minho podejdzie do nich, każe blondynowi się odczepić i zabierze stamtąd młodszego.
Głupia nadzieja.
Od jakiegoś czasu chodził po lesie. Stracił rachubę, może były to tylko trzy dni a może cały tydzień. Nie miał pojęcia, szwendał się byle gdzie, czasem siadał w trawie i liczył w głowie, aż któregoś dnia udało mu się dojść do miliona. Sporadycznie szlifował swoją moc, niszcząc głównie drobne obiekty, aby nie narobić w lesie większych szkód. Nie wiedział jak długo będzie jeszcze w stanie to wszystko znieść.
Kolejny dzień bezsensownej tułaczki po lesie. Słońce zmierzało ku zachodowi, gdzieniegdzie leżał śnieg, który napadał przez noc, ale wśród drzew nie było to nic efektownego. Zrobiło się błoto, po którym Jisung teraz deptał, brudząc sobie białe buty. Zastanawiał się czy powinien już wrócić do domu, choć teraz nikt tam na niego nie czekał. Wszyscy zajmowali się czymś poza nim, więc gdyby wrócił, i tak byłby sam. Uznał więc, że jeszcze trochę zostanie w lesie, skoro tak czy siak nie ma nic do roboty.
Niespodziewanie usłyszał gdzieś za sobą szmer, ale gdy odwrócił się w tamtą stronę, nikogo ani niczego nie było. Wzruszył lekko ramionami, chcąc kontynuować przechadzkę, ale wtedy znalazł się przed nim wysoki i dobrze zbudowany mężczyzna. Jisung krzyknął ze strachu, cofając się i potykając. Wylądował w wysokiej trawie, która zmoczyła jego twarz i włosy. Jęknął z niezadowoleniem, podnosząc się i zerkając w stronę nieznajomej postaci.
Wampir.
— Witam, przyjacielu — przemówił, uśmiechając się szeroko. Miał ciemną skórę, szerokie barki, które opinała szara koszulka i wyglądał na naprawdę silnego. Czarne włosy opadały na jego czoło, a oczy lśniły krwistą czerwienią.
— Hej... — mruknął niepewnie Jisung, cofając się odrobinę.
— Myślałem, że jesteś człowiekiem — przyznał ze smutkiem nieznajomy. — Niestety, trafił mi się wampir. Jednakże, może wiesz gdzie mógłbym znaleźć tutaj kogoś pysznego? Jestem strasznie głodny — dodał z frustracją, choć jego twarz wyglądała przerażająco. Odchrząknął nagle, zerkając przez ramię. — Wybacz, MY jesteśmy.
— Wy? — jęknął słabo Han, kiedy nagle ujrzał jak dwie nowe postacie pojawiają się przy mężczyźnie. — Kim jesteście?
— Nie kłopoczmy się z uprzejmościami, jesteśmy przejazdem — zaśmiała się kobieta, głos mając ostry jak żyletka i pełen drwiny. — Powiedz nam lepiej, gdzie znajdziemy jakichś ludzi. No, prędko dzieciaku, nie mam czasu na rozmowy. Zaraz umrę z głodu — warknęła, odrzucając za plecy gęste, czarne jak smoła włosy. Była szczupła, ale nie wyglądała na słabą. Miała długie nogi, dzięki którym zapewne potrafiła szybko biegać, więc Jisung na pewno by jej nie uciekł.
— Nie umiesz mówić, mały? — westchnął ciężko drugi mężczyzna, już nie tak dobrze zbudowany, ale posiadający postawę godną respektu i poczucia strachu.
— Nie wiem — odpowiedział niemal piskliwie, kręcąc szybko głową.
Nie chciał dłużej prowadzić tej rozmowy. Odwrócił się na pięcie i ruszył przed siebie, mając nadzieję, że dadzą mu spokój i pójdą dalej.
Głupia nadzieja.
Niespodziewanie pierwszy wampir znalazł się obok niego, łapiąc go mocno za ramię. Jisung jęknął z bólu, próbując się wyrwać, ale nie miał żadnych szans. Był dużo słabszy, wręcz bezsilny przy tym mężczyźnie, którego oczy były czerwone i pełne gniewu.
— Nie musisz nam tego zdradzać, nic nie szkodzi — przemówił niskim, ochrypłym głosem. Z całej siły rzucił Jisungiem w drzewo, które aż pękło od impetu, z jakim nastolatek na nie wpadł. Z jękiem pełnym bólu przewrócił się na ziemię, w następnej chwili czując jak czyjaś stopa boleśnie przygniata jego dłoń.
— Dawno się z nikim nie bawiliśmy — usłyszał kobiecy głos, więc spojrzał w stronę jej właścicielki. — Trochę rozrywki przed obiadem nie zaszkodzi, prawda malutki?
Chcą go zabić. Boże, oni chcą go zabić! Spanikował, wyrywając dłoń spod buta i ignorując ból. Podniósł się i ruszył do ucieczki, ale tak jak się spodziewał, wampirzyca dogoniła go bez trudu i z równie wielką łatwością przygniotła go do ziemi. Złapała go za włosy i twarz niemal wepchnęła w błoto, śmiejąc się przy tym.
— Gdzie tak uciekasz, kochanie? — spytała drwiąco, dopiero po dłuższej chwili go puszczając. Wtedy któryś z mężczyzn złapał za kaptur jego bluzy i podniósł go, ciskając nim w kolejne drzewo. Czuł przeszywający ból, a strach wypełniał każdy milimetr jego ciała. Siedział skulony na wilgotnej trawie, cały z błota, mokry od śniegu i zapłakany. Modlił się o ratunek, ale wiedział, że to tylko marne błagania. Nikt nie przyjdzie, wszyscy byli poza zasięgiem tej sytuacji, nie było nikogo, kto mógłby go...
Potok myśli przerwały mu głośne dźwięki chlapania, przez które przedarło się dzikie i głośne warknięcie. Przełknął ślinę, czując jak całe jego ciało drętwieje. Sparaliżowało go, a gdy nagle spomiędzy drzew wyskoczyła wielka, czarna bestia, miał wrażenie, że śni. Wpatrywał się wielkimi oczami w wilka, który zacięcie próbował walczyć z trzema wampirami, ale nie szło mu najlepiej w pojedynkę. Jisung był przekonany, że za chwilę go zabiją, ale wtedy, ni stąd ni z owąd, pojawiły się kolejne trzy bestie.
Jedna z nich... rzuciła się na niego. Czy to jakiś nieśmieszny żart?
CZYTASZ
new born || minsung
Fantasyjisung to nowonarodzony wampir, a minho dopiero przeszedł wilczą transformację.