31

349 32 22
                                    

Jisung zamartwiał się tym wszystkim, co miało miejsce trzy dni temu. Wypadek Changbina był naprawdę dotkliwy nie tylko dla Minho, ale także dla Chana i Hyunjina. Jemu także było z tego powodu przykro, polubił czarnowłosego i wiadomość, że ktoś zrobił mu taką krzywdę... Han nie mógł w to uwierzyć. Okropnie denerwował go jednak fakt, że nie był to zwykły człowiek, a wampir. Śmiał wątpić, że jakakolwiek ludzka istota byłaby w stanie wyrządzić takie szkody. Daniel mówił, że Changbin z tego wyjdzie, ale nie jest w stanie określić jak długo będzie musiał zostać w szpitalu. Doznał mocnego wstrząsu mózgu, ma poważnie obity kręgosłup i trudności z oddychaniem. Nos nie był złamany, co było jakimś plusem w całej tej sytuacji, ale nie odbierał jej powagi.

Han koniecznie chciał spotkać się z Minho i sprawdzić jak ten się czuje. Umówili się na spotkanie nad potokiem, co odrobinę zaskoczyło Jisunga, już od dawna się tam nie widywali na dłuższe rozmowy, ale nie kwestionował decyzji swojego chłopaka. Zjawił się na miejscu o czasie, czekając cierpliwie na przyjście wilka, siedząc w tym czasie na dużym kamieniu. Usłyszał w końcu szelest liści po drugiej stronie, a zaraz po tym spomiędzy krzaków wyszedł Minho. Wampir wstał i już chciał przeskoczyć nad potokiem, ale powstrzymała go dłoń Lee, którą uniósł rozłożoną aby poinformować, że Han ma tego nie robić. Było to dla niego niemałym zaskoczeniem, ale nie spierał się, siadając na swoim poprzednim miejscu.

— Wszystko dobrze? — spytał w końcu Jisung, obserwując przybitego Minho. Stał po drugiej stronie, w czarnym dresie i temblakiem przełożonym przez ramię, który przytrzymywał jego złamaną rękę. Włosy miał roztrzepane, a twarz przygnębioną i zmęczoną.

— Tak — odpowiedział krótko, wzdychając po chwili. Usiadł po turecku na trawie, ignorując fakt, że jest wilgotna od padającego z rana deszczu. — Nie możesz na razie wchodzić na nasz teren.

— Oh... — mruknął cicho, przygryzając delikatnie dolną wargę. — Przez to co się stało?

— Tak. Ja też... po prostu muszę dojść do siebie. Nie chce teraz widywać się z wampirami.

— Co? — Han uniósł wysoko brwi w niemałym zdziwieniu. — Nie chcesz się ze mną spotykać bo jestem wampirem?

— Mniej więcej — przyznał Minho, nie owijając w bawełnę.

— Nie rozumiem.

— Po prostu nie będziemy się na razie spotykać.

— Dlaczego? Nie zrobiłem nic złego — zauważył młodszy, czując jak do jego oczu cisną się łzy.

— Nie, oczywiście, że nie zrobiłeś — zapewnił Lee, wzdychając po chwili. — Po prostu... nie wiem. Changbin jest dla mnie cholernie ważny. Mogłem go stracić, rozumiesz? Jest w złym stanie, nie wiem co mam o tym myśleć, ten cholerny krwiopijca prawie go zabił! — jęknął bezsilnie, łapiąc się zdrową dłonią za włosy. — Za dużo się dzieje, zrozum. Najpierw moja ręka, teraz Changbin.

— Ale... czemu mnie każesz za złe czynny innych? — spytał smętnie Han, wpatrując się zaszklonymi oczami w swojego ukochanego. — Ja ich nie skrzywdzę, obiecuje.

— Nie kontrolujesz swojej mocy — zauważył rudowłosy. — Wtedy w kinie, kiedy kubki wybuchły w rękach chłopaków, nie przejmowałem się tym. Nie lubię Seonghwy, dobrze mu tak, ale to są moi przyjaciele.

— Uważasz, że mógłbym ich zranić?

— Nie... Jisung, postaw się w mojej sytuacji! Wampiry są naturalnymi wrogami wilków, wszystko się nagle wali. Gdyby to dotyczyło tylko mnie, nie bylibyśmy w tym momencie rozdzieleni granicą, ale tu chodzi o moich bliskich. Changbin padł ofiarą jakiegoś palanta, który nie wiadomo skąd się tu pojawił, nie chce żeby innym stała się krzywda.

— Ale to nie była moja wina, że ten wampir go zaatakował! — jęknął Jisunga podniesionym głosem, czując jak wszystko wali mu się na głowę. Nie wiedział czy Minho z nim zrywa czy tylko nie chce się widywać, ale czy to nie oznacza tego samego? Czuł się zagubiony.

— To nie ma znaczenia. Nie możemy się na razie widywać, zaakceptuj to — odpowiedział Lee tonem nie przyjmującym sprzeciwu, wstając z ziemi. W tej samej chwili młodszy też się podniósł czując, jak coś w nim pęka.

— Nie! Nie zostawiaj mnie — poprosił płaczliwie, patrząc na Minho, który nawet nie chciał na niego spojrzeć.

— Po prostu nie będziemy się spotykać. To nie oznacza końca.

— Nie kłam. Dla ciebie to koniec, prawda?

Chwilowe milczenie między nimi jedynie potwierdziło, że Han ma rację. W tym momencie rozpadał się emocjonalnie na kawałki, ale nie wyobrażał sobie nawet ile kosztuje to jego ukochanego, który teraz czuł jak w jego sercu tworzy się ogromna, pulsująca rana. Prawie stracił oddech kiedy Jisung wspomniał o końcu, resztkami silnej woli powstrzymując płacz. Nie wiedział co powiedzieć. Był rozdarty, za bardzo cenił sobie życie swoich najbliższych, ale z drugiej strony całe swoje serce oddane miał temu słodkiemu chłopcu, którego tak strasznie kochał. Nie był w stanie spojrzeć na niego, więc uciekał wzrokiem wszędzie gdzie się dało. Uniósł w końcu głowę i spojrzał na wznoszący się powoli księżyc, mrugając kilka razy oczami aby odgonić łzy. Wziął głęboki wdech, chociaż ból łamanego serca sprawił, że zakuły go płuca. Nie wiedział czy potrafi funkcjonować bez Hana, ale przez najbliższy czas będzie musiał.

— Nie. Zobaczymy się niedługo i porozmawiamy — zapewnił, biorąc znowu wdech pomimo kłucia.

— Błagam...

— Nie utrudniaj nam tego — poprosił rudowłosy, ocierając oczy rękawem bluzy. — Muszę już iść.

Znowu zapadło milczenie, które bali się przerwać. Żaden z nich nie chciał odejść, ale teraz już oboje wiedzieli, że muszą. Wampir powtarzał sobie, że to potrwa tylko chwilę, że to nie jest koniec, ale nie potrafił w to uwierzyć. Słowa ugrzęzły mu w gardle, nie był w stanie się odezwać ani pożegnać, to było za wiele. W końcu Minho stanął bokiem do niego, nadal nie spoglądając w stronę młodszego.

— Dobranoc powiedział cicho wilk, po chwili znikając wśród krzaków. Jisung został sam.

Sam, z popękanym sercem i łzami spływającymi po policzkach.

new born || minsungOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz