9

443 39 9
                                    

Tamtej nocy na wzgórzu serce Minho zaczęło wariować. Przez pare dni nie mógł widywać się z wampirem, ale to dało mu czas na przemyślenia. Naprawdę wiele się zmieniło, nie wiedział jak będzie zachowywał się w obecności Jisunga, którego strasznie mu brakowało. Nawet teraz, kiedy siedział z kumplami ze starej szkoły, wciąż miał go w swojej głowie i nie potrafił nawet na chwile zapomnieć o tych uczuciach, choć poświęcał praktycznie całą swoją uwagę czemuś innemu.

— Oszukujesz, frajerze — burknął Changbin, wskazując palcem na Hyunjina. Właśnie grali w ich ulubioną grę karcianą, przy której nie mogło się obejść bez pełnych emocji kłótni i sporów.

— Wcale nie — odpowiedział Hwang, uderzając pięścią w stół. — Po prostu grasz do kitu.

— Żaden z was nie jest tak dobry jak ja — wtrącił się Minho, wykładając jedną z kart przy swojej kolejce na środek stołu.

— Chyba zwariowałeś! — zawołał Chan, ściskając w palcach karty. — Co to ma być?

— Dobra karta i szczęście w życiu — powiedział rudowłosy, opierając się łokciami o stół. Ich zacięta dyskusja trwała w najlepsze, kiedy kończyli tą rundę i zaczynali kilka kolejnych.

— Nie mam już siły — jęknął Changbin, kręcąc głową i opierając ją na dłoni.

— Oficjalnie jestem najlepszy, wygrałem siedem razy — oznajmił triumfalnie Hyunjin, z szerokim uśmiechem składając talie i chowając do paczki. — Kto był najgorszy?

— Ja — westchnął Chan, wstając z krzesła i wyjmując telefon z kieszeni. Założyli się, że osoba, która wygra najmniej rund stawia pizze. Kiedy najstarszy z nich poszedł zadzwonić, Seo udał się do kuchni by przynieść napoje.

— Co u Jisunga?

— Hm? — mruknął cicho Minho, drapiąc się w tył głowy z lekkim zakłopotaniem. — U niego dobrze.

— Tak?

— Tak.

— Mów.

— Nic ci nie powiem — pokręcił zaraz głową, opadając plecami na oparcie krzesła i krzyżując ręce na klatce piersiowej.

— Daj spokój, ja wszystko wiem. Całowaliście się już? — spytał, poruszając zabawnie brawami. W tym samym momencie do pomieszczenia wrócił Changbin, stawiając na stole cztery szklanki i butelkę coli.

— Kto się całował? — dopytał w momencie, w którym Chan także pojawił się w salonie.

— Też chce wiedzieć.

— Zwariowaliście? — burknął Minho, kręcąc głową i przecierając twarz dłońmi. — Jeszcze się nie całowaliśmy...

— Jeszcze! — powiedziała chórem cała trójka, siadając na nowo do stołu i z zaciekawieniem wpatrując się w rudowłosego.

— Nie wiem czy w ogóle będziemy. Jak poszliśmy do kina to dał mi się złapać za rękę, ale to wszystko. No, potem siedzieliśmy na wzgórzu, ale nie gadaliśmy...

— Trzymałeś go za rękę? Serio? — spytał Hyunjin, unosząc jedną brew do góry. — Ale z ciebie cnotka.

— Wcale nie, po prostu się nie spieszę.

— Ktoś ci go sprzątnie sprzed nosa, stary — stwierdził Chan, na co pozostała dwójka pokiwała twierdząco głową.

— Niezły jest — dorzucił Changbin, na co Minho wywrócił oczami i mruknął niezadowolony.

— Bierz się za niego. Najwyżej dostaniesz kosza i przestanie z tobą gadać — powiedział Hwang, wzruszając ramionami. — Świat się nie zawali.

— Nie chce dostawać kosza i na pewno nie chce, żeby ze mną nie gadał. W ogóle mi nie pomagacie.

— Pomagamy — zaprzeczył od razu Chan, klepiąc ramię Minho. — Zamiast trzymać go za rękę, możesz trzymać za dupę, prawda chłopaki?

— Prawda — odpowiedzieli chórem, kiwając zgodnie głowami.

— Frajerzy.

Reszta wieczoru minęła im na rozmowach, ku zadowoleniu Minho już o czymś innym, jedzeniu pizzy i oglądaniu jakichś głupot na youtube. Spędzili czas bardzo dobrze i Lee żałował, że musiał zmienić szkołę, być daleko od nich. Dałby naprawdę wiele by móc wrócić, ale wiedział, że jedyne co im zostało to takie spotkania. Mimo wszystko cieszył się tym co ma, w końcu zyskał w tym wszystkim Jisunga.

new born || minsungOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz