𝐩𝐫𝐨𝐥𝐨𝐠

431 39 2
                                    

Noc tak ciemna, jakby wszyscy bogowie, jeden po drugim, poszli spać. Mrok przebijały jedynie pojedyncze gwiazdy, rozsiane po całym niebie, oraz księżyc. Niebo spokojne, nieruchome, uśpione.

W środku pałacu rozbrzmiewały donośne kroki. Stopy opancerzone w wysokie, czarne kozaki bezszelestnie uderzały o kafelkową posadzkę. Osiem nóg stukało głucho raz po raz, idąc szybkim tempem przez zamek, ani trochę nie zakłucając szeptów nocy.

Jedynie mały chłopiec niesiony przez jednego z mężczyzn skomlał cicho, próbując powstrzymać się od wydawania jakichkolwiek dźwięków. Silne ramiona oplatały go pod pośladkami, które wręcz piekły, błagając o litość. Dziecko zaciskało szczękę tak mocno, że przyprowadzało je to o ból zębów. Opierał swoją małą główkę o tors alfy, będąc za bardzo zmęczonym, by utrzymać się samemu w pozycji siedzącej. Bolało go całe ciało, ale ani myślał o tym, by choć pisnąć słowem. Pod nie jego, i tym samym zdecydowanie za dużym ubraniem kryły się same kości oraz skóra, pokryta niezliczonymi bliznami.

Granatowowłosy mężczyzna obejmował go opiekuńczo, niczym ojciec swojego syna. On, tak samo jak jego towarzysze, wiedzieli, jak bardzo to bezbronne dziecko jest przerażone. Chciał uspokoić malca, lecz nie miał pojęcia, jak. Nie chciał głaskać po plecach dwunastolatka, wiedząc, jak wiele nieprzyjemności przeżył z dotykiem.

Więc cała Lavinia maszerowała w ciszy przez pałac, nie odzywając się do siebie ani słowem. Wszyscy byli zmęczeni, po parotygodniowej podróży na drugi koniec kontynentu i z powrotem. W końcu jednak odnaleźli to, czego szukali, i wrócili do miasta złota, ich domu.

Nastała późna noc, gdy w pełni zakończyli swoją podróż. Wmaszerowali do jednego z pomieszczeń. Niska brunetka zamknęła za sobą duże, drewniane, masywne drzwi. Cała grupa stanęła w szeregu przed wysokim, umięśnionym mężczyzną.

Miał królewskie rysy twarzy. Nie jeden bóg był gotowy o takie błagać. Cerę posiadał gładką, wręcz idealną. Jedynie duża blizna na jego błękitnym jak lód oku nie potwierdzała przekonania o jego boskości. Jednak władzy nie można było podważyć. Heterochromik stał do Lavini tyłem, patrząc przez szybę na miasto złota. Było pogrążone w śnie. Każda najmniejsza dusza jakby zatrzymała się w czasie. To wszystko prezentowało się nie gorzej niż w ciągu dnia. Na pierwszy rzut oka widać, jak bardzo bogate jest to królestwo.

W końcu jednak posiadacz czerwono-białych, prostych, krótkich włosów obrócił się, stając twarzą w twarz z wojownikami.

Jego obrażenie na lewym oku wcale nie przeszkadzało mu w wyłapywaniu nawet najmniejszych szczegółów. Niemal od razu dostrzegł, że drobna brunetka ma włosy odrobinę krótsze niż poprzednio, zielono-oka beta nabyła małej blizny pod okiem, oraz jedyny alfa w grupie kuleje lekko na jedną nogę. I wtedy jego wzrok spoczął na małym ciałku wtulonym nieświadomie w granatowowłosego mężczyznę. Był przyciśnięty do jego torsu, trzymając rozpaczliwie jego ubranie, jakby to pomogło mu się zatrzymać w jego ramionach. Zęby zacisnął jeszcze mocniej, tak samo jak powieki, wstrzymał oddech, i zamarł w bezruchu, pod wpływem wzroku alfy stojącej po drugiej stronie pomieszczenia.

- To on - wyszeptał jedynie, nie potrafiąc odwrócić od chłopca wzroku. Uchylił swoje małe lecz pełne malinowe usta. Oczy otworzyły mu się szerzej, coraz to intensywniej wpatrując się w zielonowłose dziecko, nadal pozostawione w objęciach bety.

- Tak. Boi się. Bardzo - w końcu odpowiedziała brunetka, minimalnie podchodząc bliżej do swojego towarzysza, który trzymał niewinną istotę. Nie umknęło to uwadze heterochromika.

- A cóż mu się dziwić? - Odchrząknął w końcu król, mrugając szybko. Jego spojrzenie złagodniało. Mężczyzna skupił się, by opanować wydzielanie feromonów do minimum, co wojownicy zrobili już dawno. - To jeszcze dziecko, och... I to takie małe... - Westchnął cicho. Coś w tym widoku go kompletnie rozbroiło, choć nawet nie zobaczył twarzy owego chłopca. - Nie zasłużył sobie na takie cierpienie. Dwanaście lat... - Wyszeptał, już bardziej do siebie.

- Jest bardzo wychudzony, nie wiedzieliśmy, czy przeżyje - dodała zielonowłosa kobieta. Zatrzepotała powiekami, próbując odgonić łzy, które pojawiły się razem z chwilą jej słabości. Na samą myśl o tym, co przeżył ten mały bezbronny chłopiec, pojawiało się w niej tysiąc emocji, związanych głównie z ogromnym smutkiem, w pewnym znaczeniu cierpieniem, oraz niewyobrażalną złością.

- Przeżył. Jest tu - wyszeptał biało-czerwono włosy. Złapał swoje ręce za plecami, i zaczął podchodzić powoli do grupy wojowników. Zielonowłose dziecko spięło się jeszcze bardziej na ten ruch, gdy tylko usłszało, jak coś się do niego zbliża. Nie uszło to uwadze czujnemu oku alfy, który jedyne, co mógł zrobić, to zwolnić krok.

Lavinia obserwowała swojego władcę, nie reagując na żaden jego ruch. Wiedzieli, że ten nie zrobi maluchowi krzywdy. Pomimo tego, że był znany z stanowczości i okrucieństwa, nigdy nie skrzywdziłby bezbronnej duszyczki. Jego najbliźsi wojownicy o tym wiedzieli, znali go lepiej, niż ktokolwiek inny.

Mężczyzna stanął tuż przed betą, przyglądając mu się przez chwilę.

- Tamaki, czy mogę...? - Zapytał, choć dobrze wiedział, jaką dostanie odpowiedź.

Ciemnowłosy beta kiwnął głową niemal od razu, a następnie podał chłopca do rąk alfie. Tamten drugi przyjął go, od razu przytulając delikatnie do swojego torsu. Czuł, jak małe ciało jeszcze bardziej się spięło. Odczekał chwilę, a potem zaczął głaskać dziecko po plecach. Zachowywał się w stosunku do niego tak delikatnie, jakby chłopczyk był z najdelikatniejszej porcelany, która lada moment może rozpaść się w rękach.

Od zielonowłosego wydzielał się niezwykle delikatny zapach. Jego feromony były słodkie, lecz nie mdłe, powstrzymywane przez ich właściciela, ale i tak bardzo wyczuwalne w jego włosach oraz przy obojczyku. Były czymś niezwykłym, wyjątkowym.

Niebiesko-szaro oki obchodził się z nim, jakby to dziecko było jego największym skarbem. Najcenniejszym, oraz najbardziej skłonnym do zniszczenia. Pierwszy raz w życiu aż tak bardzo zmiękło mu serce, choć widział już dużo skrzywdzonych i niewinnych istot.

- On jest ostatni... - Wyszeptał mężczyzna, ani na chwilę nie zaprzestając swoich ruchów ręką po plecach. - Jest ostatnią omegą.

♤𝐓𝐡𝐞 𝐋𝐚𝐬𝐭 𝐨𝐟 𝐓𝐡𝐞𝐦♤bakudekuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz