26. Ukochany [TOM 2]

9 4 3
                                    

Wieczór, choć letni, otulał ramiona nieprzyjemnym chłodem, który nadszedł wraz z końcem ulewy. Ciemne chmury przysłaniały niebo, przez co nie było widać ani gwiazd, ani księżyca. W okolicach dworu w Vellen panował niemal całkowity mrok. Soleil nie lubiła ciemności, a jednak stojąc teraz na środku wzgórza, ubrana w białą piżamę, nie czuła strachu przed nocą i tym, co mogło kryć się w pobliskich lasach. O wiele bardziej bała się teraz siebie samej.

Kiedy tylko przypomniała sobie, z jaką wściekłością użyła mocy, która była zupełnie obca i nieprzewidywalna, przeszyły ją dreszcze. Żaden Flosianin nie wydobywał spod ziemi twardych korzeni i kolczastych łodyg. Mało miało to wspólnego z pięknem kwiatów, a przywodziło raczej na myśl mroczną stronę magii czarownic. Czy właśnie tak będzie wyglądało teraz jej życie? W najmniej oczekiwanym momencie mogła stracić kontrolę i wyrządzić krzywdę bliskim. Przecież prawie zabiła Rhala! I Cyanę, która nie miała się jak bronić, będąc nieprzytomna. Na szczęście lub nieszczęście skończyło się to uleczalnymi ranami wyłącznie ze strony doradcy wodza Flortija, ale wciąż... nie chciała nikogo ranić. Może powinna uciec? Schować się gdzieś? Albo oddać w ręce chciwego władcy Isielle? Na niczym innym nie zależało jej tak bardzo jak na tym, żeby wszyscy mieszkańcy dworu byli bezpieczni.

W momencie, kiedy jej myśli biegły po umyśle, wprowadzając ją w stan niepokoju, za jej plecami coś zaszeleściło. Odwróciła się i zobaczyła Blaise'a, który zmierzał do niej, trzymając coś w dłoniach. Kiedy już się do niej zbliżył, bez słowa zarzucił na jej zmarznięte ramiona koc i otulił ją mocno.

– Wszystko w porządku? – spytał, choć wiedział, że zadawanie tego pytania było czymś z goła niepotrzebnym. Nie było w porządku. Soleil nawet nie musiała na to odpowiadać.

– Dziękuję – szepnęła kwiaciarka, zaciskając dłonie na miękkim kocu, na który w jej mniemaniu nie zasłużyła. – Blaise... – zaczęła, próbując znaleźć odpowiednie słowa. – Ja... nie chcę was narażać. Powinnam stąd wyjechać.

Książę przyjął to na szczęście ze spokojem.

– I gdzie byś wtedy pojechała, Sol?

Dziewczyna umilkła. Sęk w tym, że rzeczywiście nie wiedziała, gdzie mogłaby się podziać. Wszędzie mogłaby teraz kogoś skrzywdzić. Nie wróci do Flortija. Ani do stolicy. Ani nawet do Laverne, bo jej rodzeństwo było przecież tutaj. Nie było dla niej żadnego miejsca.

– Nie wiem – odpowiedziała w końcu, patrząc załamana w ziemię.

– Sol, posłuchaj mnie. – Blaise podszedł do niej bliżej i chwycił ją za zmarznięte dłonie.

Przez ciemność ledwo widziała jego twarz. Ciemne chmury dosłownie na moment odsłoniły prawą stronę księżyca, która błysnęła w zielonych oczach księcia.

– Jest jeszcze jedno rozwiązanie. Mówiłem ci ostatnio o nim. Wiem, że to wywołało w tobie wówczas wiele emocji, ale... powinnaś to przemyśleć jeszcze raz.

Kwiaciarka podniosła głowę, patrząc na mężczyznę z niepewną miną.

– Byłbyś gotowy na tak duże zobowiązanie? – spytała ledwo słyszalnie, jakby bała się odpowiedzi.

– Zobowiązanie? – Blaise nieco się zdziwił. – Sol, naprawdę cię kocham. Może nigdy nie sądziłem, że tak szybko połączy mnie z kimś węzeł małżeński, ale nie wyobrażam sobie w tym miejscu innej osoby niż ciebie. Nie zrobiłbym tego tylko po to, aby cię uratować.

Tym razem to Soleil ścisnęła mocniej jego dłonie.

– A co, jeśli... jeśli znów o wszystkim zapomnę? Jeśli... umrę? Jeśli coś pójdzie nie tak? – W błękitnych oczach pojawiły się łzy. – Nie jestem człowiekiem, Blaise.

Szepty kwiatów [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz