Długo kazałaś na siebie czekać, zakomunikował, gdy tylko przystanęłam przed wielkim, białym ptaszydłem. Oczywiście nie mógł jak każdy normalny osobnik w podobnej sytuacji wyrazić zadowolenia, że wreszcie udało mi się dotrzeć do miejsca docelowego. Nie, Welst nie byłby sobą, gdyby nie psioczył, okazując własną wyższość.
Mimo wszystko rozciągnęłam usta, wyginając je ku górze oraz parskając przy tym śmiechem przez łzy gromadzące się pod powiekami. Gdybym nie bała się o jego pióra, objęłabym go mocno, okazując całą sobą, jak bardzo tęskniłam za tym pierzastym potworem niszczącym regularnie moje życie. Teraz jednak tylko padłam na kolana, równając się z nim niejako wzrostem oraz spoglądając tęsknie prosto w żółte, wyniosłe ślepia wlepione we mnie.
– O, Welst – jęknęłam.
Naprawdę odnosiłam wrażenie, że nie mieliśmy kontaktu latami. W głębi duszy żywiłam nadzieję, że chociaż czas w Nawii upływał inaczej, nie wrócę do swoich po dekadzie przeleżanej w martwej śpiączce. Moje ciało wszak pozostawało bez życia, czekając sprowadzenia z powrotem duszy przez sowiego strażnika, a nie chciałam prezentować się po wybudzeniu jak nadgnita panna młoda czy klasyczny zombiak polujący na mózgi.
Co cię tu tyle zatrzymało? Spytał, lecz nie dał mi możliwości wytłumaczenia, aczkolwiek może i lepiej. Gdybym się nad tym naprawdę zastanowiła, musiałabym przyznać, iż Waromira miała rację. Tkwiłam u Welesa, ponieważ podświadomie wcale nie chciałam wracać. W końcu co dobrego mnie tam niby czekało? Perspektywa nadchodzącej wojny? Trudy związane z kontaktami z innymi magicznie uposażonymi rasami? Przewroty? Zresztą nieważne. Zbieraj dupsko, czekają na nas.
Jak zawsze uprzejmy, podsumowałam w duchu cynicznie ciekawa czy aktualnie siedział mi w głowie tak samo jak wcześniej. Kiedy lekko zmrużył oko, otrzymałam niewerbalna odpowiedź. Musiałam się pilnować, choć w sumie on i tak znał mnie już od podszewki.
Nie musiałam natomiast wnikać, kogo Welst miał na myśli. Za nimi też tęskniłam, nawet jeśli kiedyś zdawało mi się to niemożliwe. Realnie przywiązałam się do moich szaleńczych, strzyżych przyjaciół, akceptując w pełni ich odchyły od normy i odgórnie narzuconych przez współczesną cywilizację zasad. To byli moi wariaci, moja rodzina.
– Tylko...? – zawahałam się, rozglądając dookoła. Pustka nadal była pustką, a złota ścieżka rozmyła się, kiedy dobiegłam do sowy. – Ja nie jestem...
Jeśli spróbujesz mi wciskać, że nie jesteś gotowa i musisz tu jeszcze zostać, zadziobię cię, zagroził przerażająco poważnym tonem. Nawet wyraz jego dziobu prezentował się aktualnie dość kasandrycznie, a w ślepiach dojrzałam błysk, jakby niemo wypytywał czy podejmuję wyzwanie. Westchnęłam, kręcąc głową. Oczywiście, że nie zamierzałam się z nim teraz wadzić.
– Oh, Welst... aż nie wierzę, że to mówię...
Więc nie mów, burknął.
– ...ale tęskniłam za twoim marudzeniem – wyznałam szczerze.
Jeśli ptak umiał wywrócić oczami, Welst właśnie tego dokonał, co od razu mnie rozbawiło. Nie chciałam go obrazić swym zachowaniem, co to to nie, aczkolwiek samo wyszło, że nie umiejąc się powstrzymać, parsknęłam znów śmiechem.
To na co jeszcze czekasz? Spytał, mrużąc nieznacznie oczy, gdy nieco się uspokoiłam. Zawijaj się z powrotem do ciała.
– Co?! – wymknęło mi się niekontrolowanie w akcie pełnego zdziwienia. Teraz dopiero doznałam konsternacji. Nie tak sobie to wyobrażałam. Sądziłam raczej, że jakimś magicznym sposobem Welst przechwyci mą duszę i... sama nie wiem... przetransportuje ją do... zwłok? – Ale że niby jak?

CZYTASZ
Zapieczętowani krwią. Strzyża ambasadorka. TOM III | ZAKOŃCZONE
ChickLitKarmen nie oczekiwała, że tak szybko przyjdzie jej stanąć oko w oko ze śmiercią... teraz jednak nie może się już wycofać. Pozostało jej zdecydować czy wrócić do świata żywych jako strzyga, czy pozostać w Nawii z Welesem. Tymczasem wojna wisi w powi...